Pierwszy tom sagi rodu Laceyów - Trylogia Wildeacre. Beatrice Lacey urodziła się i wychowała w majątku położonym w samym sercu Anglii. Wideacre jest jej umiłowanym miejscem na ziemi i nie wyobraża sobie, aby miał przejść w ręce kogokolwiek innego. Jednak osiemnastowieczne prawo nie zezwala kobietom na dziedziczenie ziemi. Niebawem chęć posiadania przeradza się w obsesję, a zepsuta przez feudalny świat, który źle traktuje kobiety, Beatrice nie zawaha się przed niczym, by osiągnąć cel.
O i to jest zaprzeczenie tezy, że ostatnio nic mi nie może dogodzić. Ta książka mnie porwała i owładnęła mną do końca. Autorka głośnych swego czasu „Kochanic króla” znowu porywa nas do Anglii i pokazuje nam świat silnych kobiet z którymi los w tamtych czasach źle się obchodził.
Na początku poznajemy Beatrice, małą dziewczynkę, córeczkę tatusia w którą ten wszczepił miłość do ziemi. To przekleństwo bo w tych czasach dziewczynki nie dziedziczą ziemi(pamiętacie ten problem, chociażby z powieści Austen). Cały majątek ma przejść na brata Beatrice, ale dziewczynka od małego zżywa się z ziemią i nie odpuści jej tak łatwo.
Książka niesamowicie trzyma w napięciu, nawet mojemu kotu się dostało bo akurat byłam na finiszu a ona chciała wyjść… Gdybym miała porównać tą książkę do jakiejś innej znanej mi, byłoby to „Przeminęło z wiatrem” można dopatrzyć się podobieństwa, słodka, rozkoszna dziewczynka, zmienia się pod wpływem okoliczności w bezwzględną kobietę, gotową po trupach dążyć do celu. Jest w stanie poświęcić mężczyznę, który kocha ją tak, jak każda kobieta chciałaby być kochana. Tylko Beatrice kocha ziemię, a Scarlett mimo, ze również ukochała Tarę, bardziej obsesyjnie pożądała Ashleya.
Książka jest mroczna, pełna nienazwanego zła. Tragedia wisi w powietrzu. Mnie osobiście bardzo wzruszyła tragedia Johna, który był tak dobrym człowiekiem a który nie wyszedł na tym najlepiej.
Co więcej mogę napisać, ciekawych informacji dowiedziałam się na temat majoratu, życia w Anglii.
Język jest bardzo przystępny, mimo sporej objętości czyta się błyskawicznie.
Nic tylko polecam!!
Dodam jeszcze, że miałam masę roboty do zrobienia a książka tak mnie porwała, że mogę się zająć tym wszystkim dopiero teraz jak zamknęłam i zakończyłam lekturę
Kochanic króla nie czytałam - tylko z lenistwa obejrzałam i mi się ekranizacja podobała. Z reguły nie lubię takich książek ale z drugiej strony bardzo mnie nią zaciekawiłaś :)
OdpowiedzUsuńLekturę "Kochanic króla" mam za sobą -podobała mi się, wciągnęła mnie, zaintrygowała i pomimo swej obszerności i mrówczej czcionki nie znudziła :)
OdpowiedzUsuńPo "Dziedzictwo" zapewne też sięgnę. Lubię się czasami przenieść w te odległe czasy 8)
"Kochanice króla" czytałam, a nawet opisałam u siebie, bardzo mi się podobały i jestem niezwykle ciekawa innych powieści Pani Gregory.
OdpowiedzUsuńPo tą z pewnością sięgnę, bardzo mnie zaciekawiła. Historia a w szczególności Anglii jest dla mnie niezwykle ciekawa :)
Osiemnastowieczna Anglia? Dla mnie zdecydowanie bardziej interesująca od szesnastowiecznej, więc czuję się zaintrygowana. Dobra powieść w historycznym kostiumie nie jest zła. :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Gregory, faktycznie, potrafi wciągnąć w opisywany przez siebie świat jak mało kto :) "Dziedzictwa" jeszcze nie czytałam, jestem jednak pewna, że to nadrobię.
OdpowiedzUsuńStrasznie się cieszę, że trafiłam tu, u Ciebie na tę recenzję! ; ) Od jakiegoś czasu mijam tę książkę na półce jednak nigdy jej nie wypożyczam ; ) Okładka zachęcająca, lubię taki klimat, teraz wiem, co zrobić podczas następnej wizytą w bibliotece! ; )
OdpowiedzUsuńO i komentarze posuwano w trakcie naprawy bloggera.
OdpowiedzUsuńCieszę się, ze Was zachęciłam, bo miło namawiac innych na coś fajnego :)
Zazdroszczę "Dziedzictwa", bo Gregory uwielbiam :)
OdpowiedzUsuń