Książki Barbary Wysoczańskiej towarzyszyły mi w najtrudniejszych momentach mijającego roku. Niektóre były przeciętne, inne niezłe, ale nie mogłam się pohamować i zamówiłam najnowszą jak tylko stała się dostępną. Nie musze dodawać, że odłożyłam ją na jedną z hałd i dopiero w święta przeglądając książki trafiłam na nią i uznałam, że na leniwe czytanie przy choince będzie idealnym pomysłem, czy będzie idealną lekturą miało się dopiero okazać. Okłada sugerowała kolejną historię wojenną, ale może kiedyś zacznę czytać opisy okładki, zanim się nastawię.
Jest
rok 1930, w areszcie we Lwowie siedzi Paweł Leontiew, którego ojciec, carski
oficer zginął w czasie rewolucji, jego matka córka Polaka spod Lwowa, uciekła z
Pawłem, jego siostrą Aleksandrą przed rewolucją i osiadła w majątku swojego
ojca. Teraz przerażona losem syna oskarżonego o to że sympatyzuje z komunistami
pisze do Paryża, do wuja swojej synowej, aby ta wstawiła się za Pawłem. Lena
uciekła od męża, a właściwie od wspomnień z okresu wojny z bolszewikami, od
tego co czerwonoarmiści robili idąc na Warszawę, w tak koszmarnych
okolicznościach poznała Pawła, który uratował jej życie, a później się z nią
ożenił, chociaż ona o to nie prosiła i sama wolała nie żyć. Nie umiała być
żoną, chciała zacząć od nowa. W Paryżu ułożyła sobie w miarę życie, maluje,
jakoś żyje, ale gdy dowiaduje się od wuja, że jej mąż jest oskarżony o zdradę
stanu, postanawia pojechać do Polski, by spłacić dług i się rozwieść. Chociaż
myślała, że po upływie prawie dekady pochowała przeszłość w niepamięci, to
jednak powrót do kraju, do Lwowa, do majątku męża staje się powrotem do
koszmarnych wspomnień.
Och,
to jedna z lepszych powieści autorki w których historia jest tłem, ale i
integralną częścią opowieści, jednak tutaj skupiamy się na ludziach i ich walce
ze sobą, ze swoimi emocjami, przeżyciami. Książka przemówiła i poruszyła mnie
niemalże tak, jak moja ulubiona tej autorki Siła kobiet. Lena jest tak
okrutnie poranioną kobietą, która nie potrafi poradzić sobie z traumą, nie umie
prosić o pomoc, ani nie chce jej przyjąć, chociaż Paweł wydaje się naprawdę
rycerzem na białym koniu, który jednak w swej młodzieńczej naturze nie
dostrzega potencjalnych problemów. Jednak i tak jest idealny, chwyta za serce.
Bardzo polubiłam Aleksandrę i cieszę się, że zgadłam jaki czeka ją los, bardzo
mnie to ucieszyło. Chociaż tak zaangażowałam się w historię tych bohaterów,
ponieważ już myślę o tym, że nie minie nawet dziesięć lat, a nadciągnie kolejna
wojna.
Bardzo
mnie wciągnęła ta książka, chociaż robiłam przerwy, żeby chociaż trochę
wydłużyć lekturę, ale niestety – wszystko co dobre szybko się kończy, chociaż
naprawdę jest w tej powieści bardzo dużo traumy, ciężkich przeżyć i smutku, to
jednak to jak autorka opowiada o tych emocjach, trafia do czytelnika i co
najważniejsze porusza. Będę czekała na kolejną książkę autorki!

Piękna recenzja, Kasiu. Widać, że ta historia mocno w Tobie zarezonowała. To niesamowite, jak książka, która miała być „leniwą lekturą pod choinkę”, potrafi tak dogłębnie poruszyć tematem traumy i historii. Zaciekawiło mnie to porównanie do „Siły kobiet” – skoro postać Leny tak mocno Cię dotknęła, to chyba nie mam wyjścia i też muszę dopisać ten tytuł do swojej listy. Szczególnie intryguje mnie ten wątek Lwowa i spłacania długu wdzięczności po latach.
OdpowiedzUsuń