Zanim Merlin (Colin Morgan) i Artur (Bradley James ) stali się legendą byli młodzieńcami pragnącymi przygód. W poszukiwaniu miłości i prawdziwego przeznaczenia, duet ten popełniał wiele błędów po drodze...
Skończyłam trzeci sezon Merlina. Pobiłam swoisty rekord jak na rok akademicki, bo trzy sezony w dwa tygodnie… A dwa ostatnie tygodnie miałam wyjątkowo zalatane. A będzie tylko gorzej….
Jako wytłumaczenie dodam, że najwięcej oglądnęłam, gdy przyplątało się do mnie zapalenie oskrzeli. Nie mogłam spać bo świszczało mi w drogach oddechowych to włączałam sobie Merlina. I łapu capu nadrobione. Kilka odcinków nawet już zdążyłam powtórzyć.
Ale od początku. Merlin to chłopiec z niecodziennymi zdolnościami, którego zaniepokojona matka wysyła do Kamelot do Gajusza- nadwornego medyka, aby zaopiekował się chłopcem, bo zdolności Merlina w małej wiosce za bardzo w oczy się rzucają. Przybywa przeto Merlin do miasta w którym panuje Uther Pendragon, który nie lubi magii, mało powiedziane nienawidzi magii i każdego chociażby podejrzanego o stosowanie czarów karze śmiercią. Ma syna, zadufanego, upierdliwego księciunia Artura, który jest pępkiem świata i robi co chce. Król Ucher wychowuje również córkę przyjaciół Morganę. Dodajmy do tego dwórkę Morgany Gwen( afro-amerykańska Ginewra) i mamy głównych bohaterów opowieści. Przewija się jeszcze smok(uroczy i kochany), oraz szereg postaci epizodycznych, mniej lub bardziej przyjemnych.
Przyznaję się bez bicia w legendach arturiańskich jestem zielona jak trawa w marcu. Coś tam czytałam na lekcjach polskiego. Ale chyba mój profesor jakoś nie poświęcił temu należytej uwagi, bo pamiętam tylko informacje z ramki w podręczniku.. Nie wiedziałam jeszcze(chociaż parę lat się zbieram) filmu „Król Artur”, więc do serialu podeszłam na totalnym luzie i bez jakichkolwiek oczekiwań.
I co dostałam zapytacie(albo i nie :P ) Dostałam uroczą, zabawną bajkę. Doskonałą na poprawę humoru, zły dzień czy chorobę. Dla mnie idealny. Kolorowy, zabawny z efektami specjalnymi, bez jakiejś ideologii, skomplikowanej filozofii. Te trzy sezony zleciały błyskawicznie. Były emocje. Nawet Wen gdzieś się domaga, żeby coś dopisać(żeby on się tak pisania magisterki domagał).
Absolutnie jestem na tak. Aczkolwiek jako kompletny zieleniak w temacie nie jestem autorytetem.
No i mam kilku swoich pupilków. Zresztą uważam, że obsada jest świetna a filmik z zabawnymi wpadkami mnie nieodmiennie rozkłada…
Jest to również świetny serial do robótkowania…. Jeśli tylko moje Kocie Dziecko śpi i nie przychodzi mi pomagać robić na drutach wyciągam koszyczek i oglądając macham ile wlezie…
Serial niemalże idealny. I chociaż ostatni odcinek trzeciego sezonu był dopiero wczoraj, już czekam na kolejny odcinek!! Kolejny sezon ja chcę!!
Uwielbiam ten serial.
OdpowiedzUsuńCzekają na mnie dwa ostatnie odcinki trzeciego sezonu, bo chciałam je razem obejrzeć, żeby mnie ciekawość nie zeżarła po pierwszym ;]
Oj tak to u mnie jest z serialami, że zaczynam, a później nie ma czasu kończyć... No, ale skoro polecasz to może w jakieś wakacje..
OdpowiedzUsuńAle powiem Ci, że oglądając telewizję chyba znacznie łatwiej jest koncentrować się na drutach niż na nauce ;PP
Mnie wystarczyła choroba aby uwinąć się z 4 sezonami w ciągu tygodnia. heheheh
OdpowiedzUsuńdlatego chorowanie - czasami jest dobre :))
Usuń