„Nie tylko o łajdakach” to powieść o dojrzewaniu, o poszukiwaniach i próbach oswojenia szczęścia.
Z pozoru lekka, zmusza do przemyślenia życiowych decyzji i wartości, którymi się kierujemy. Nastka – główna bohaterka – ucieka od problemów, od niemiłości i opuszcza miasto, by napisać na wsi pracę magisterską oraz rozpocząć dorosłe życie. Na swojej drodze spotyka ludzi, którzy uczą ją, że świat, chociaż pełen łajdaków, daje sporo powodów do radości. Szybko zaczyna rozumieć, że należy z nich korzystać, gdy tylko jest ku temu okazja.
Przegapiłam debiut Magdaleny
Kulus, coś mi tam się kojarzy, że książka została bardzo dobrze przyjęta. No,
ale fizycznie nie da się być na bieżąco z każdą nowością. Autorka była dla mnie
kompletnie obca, nie wiedziałam czego się spodziewać(wyjąwszy profil wydawniczy
Wydawnictwa SOL). Dlatego, gdy to słońce
dla wszystkich świeciło. Zaległam na podkarpackiej wsi, w samym środku lata
i otworzyłam zieloną okładkę. Żebym dała porwać się od pierwszej strony – nie mogę
powiedzieć. Może to wina tego, że ostatnio czytałam świetne książki. No i ta
wieś. Były Mazury, było Podlasie, Podkarpacie, teraz przyszła kolej na Śląsk. W
polskiej literaturze nadal jest zatrzęsienie książek, których motywem
przewodnim jest ucieczka na wieś w celu odmiany swego życia. Polska wieś jako panaceum. Do takich książek podchodzę sceptycznie,
bo zwykle autorki nie mają pojęcia o realiach polskiej wsi i lecą takimi
schematami stereotypami, że zgrzytam zębami, a tego zabrania mi mój stomatolog.
Później sobie pomyślałam, że nie
mogę osądzać książki, tylko dlatego, że znajdę w niej znany motyw. To, iż ktoś
spieprzył temat, nie znaczy, że ktoś inny nie da rady. Wyzbyłam się uprzedzeń,
(a lato jest piękne tego roku- więc było łatwiej). Zaczęłam czytać, narracja
pierwszoosobowa(nie lubię), dosyć specyficzna narracja z rzadko spotykanymi charakterystykami
nowych postaci, no nic – najwyżej nie spodoba mi się – nikt od tego nie umrze.
Nastka, czyli Anastazja kończy
studia i postanawia wyjechać do domu rodziców na wieś, aby dokończyć magisterkę
i odpocząć od Rodzicieli, którzy są dosyć toksyczni. Mają wąty o wszystko.
Bywa. Wioska jest typową, małą miejscowością, każdy zna się „od zawsze” i o
wszystkim wie „wszystko”. Można być pewnym, że jeśli o północy kichniemy na
jednym końcu wsi, to o świcie, na drugim końcu zapytają nas jak tam katar. Znam
to z własnego podwórka. Autorka opisuje wieś bardzo prawdziwie, bez uciekania
się na „miejskie wyżyny” i komentowania nawyków „wieśniaków” z wyższością.
Pisze jak jest. Realizm i takt – rządzi. Więc Anastazja jedzie na wieś, również
po to, aby odpocząć od toksycznego związki, jednak toksyczny związek w postaci
Olka zjawia się jednak na wsi. Ogólnie
książka jest o tym jak Anastazja walczy z przeciwnościami losu, boryka się z
codziennością i oddaje serce wsi. To pogodna, ciepła książka o życiu. Nie
zwykłe czytadło, ale fajny pretekst do refleksji, okraszony poezją,
muzykę(dzięki Autorce przypomniałam sobie jak ja uwielbiam skrzypce).
Nie chcę opisywać Wam fabuły, bo
nie chcę Wam psuć niespodzianek, drobnych zaskoczeń. Jestem bardzo zbudowana tą
ksiązką. Ciepłą, pełną dobrej energii, chociaż również nie jest wyzuta ze
smutku. Tak jak w życiu wielkie radości zakwitają w cieniu ogromnych smutków, a
może odwrotnie. Czy zebra jest biała w czarne paski, czy czarna w białe? Nieważne,
wszystko to splata się w naturalny warkocz życia. Barwny, pachnący, smakowity,
a że czasami zdarzy się ziarenko gorczycy? Dodaje smaku i podbija słodycz.
Moim zdaniem to jest idealna
powieść na lato, do poczytania na plaży, w ogródku, gdy słońce świeci nam w
oczy, a twarz muska nam lekki wiaterek. Takie powieści, chociaż nie są novum, nie grzeszą innowacyjnością, nie
poruszają nowych, wstrząsających wątków, ale zaspokajają w nas potrzebę happy
endów, przywracają wiarę w świat, ogrzewają od środka, że nie potrzebny nam już
żaden drink.
Książka jest bardzo dobrze
napisana, zabawna, pachnąca ziołami, oślepiająca zielenią, otula nas pysznymi
zapachami z kuchni i otacza psim towarzystwem i towarzystwem fajnych ludzi.
Bardzo udany to mariaż i chętnie zapoznam się z wcześniejszą powieścią autorki
i na pewno sięgnę po kolejne – mam nadzieje, że je napiszę.
Powieść ta wpisuje się w
założenia wydawnicze Wydawnictwa SOL, to naprawdę są książki, które pomagają się
zresetować, zapomnieć o smuteczkach. Polecam!
Dzięki tej książce odkryłam tę piosenkę i zabiorę się za ten zespół < 3
A ta pierwsza książka autorki to jest opowieść o niej samej i jej psie, na mnie wywarła wielkie wrażenie, dlatego teraz chętnie bym się przekonała, jak sobie radzi w wymyślaniu fabuł;)
OdpowiedzUsuńO to ciekawie musiało być. Zaczynam żałować
UsuńPierwsza książka (chociaż to bardziej taki pamiętnik) autorki bardzo mi się podobała dlatego bardzo chętnie zabiorę się i za tą publikację.
OdpowiedzUsuńNo Bujaczek, zainteresowałaś mnie. A ksiażka CI się spodoba, więc nie lam się :P
UsuńCóż nie czytałam jeszcze książek tej autorki, ale z pewnością to nadrobię, chociaż sam motyw wsi nię pociąga mnie za bardzo, może dlatego,że sama mieszkam w małej miejscowości.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z Podkarpacia :)
Ja też pozdrawiam z Podkarpacia. : ) motyw wsi tym razem nie jest irytujący, jest bardzo fajnie :))
UsuńWygląda zachęcająco! :)
OdpowiedzUsuńObserwuję, jeśli mój blog Ci się spodoba to zrób to samo :)
http://paris2607.blogspot.com
Kolejna autorka, której prozę z chęcią bym poznała.
OdpowiedzUsuńO tak, potrzebuję takiej relaksującej książki:)
OdpowiedzUsuń