Mamy
w sobie wewnętrzny imperatyw, ma przetrwać nasze potomstwo, przyszło pokolenia.
Dążenia nasze(ale nie tylko naszego gatunku) skupione są jak na najlepszym
wyposażeniu potomstwa, nasz gatunek ma mieć jak najlepsze szanse na
przetrwanie. Niebo na własność
opowiada o tej determinacji, o walce o przetrwanie potomstwa, i o tym, co się
stanie, gdy nie wszystko idzie tak jak planowaliśmy. Obiecywano mi, że książka
mnie przeturla, po desce naszpikowanej gwoździami. Oczekiwałam więc znowu
czegoś co mnie porwie i sprawi, że załkam w głos. Czy moje oczekiwania znajdą
uzasadnienie, czy to wyjątkowa książka, czy może po prostu nihil novi sub sole? Podeszłam z niej z jak najlepszym
nastawieniem, czy opłacało się?
Jack jest oczkiem w głowie rodziców, źródłem ich szczęścia i rodzinnejharmonii. Gdy ma trzy lata, zaczyna zachowywać się niepokojąco.Pojawiają się problemy z utrzymaniem równowagi i mówieniem. Nieśmiałe podejrzenia zmieniają się wkrótce w diagnozę – Jack ma złośliwy nowotwór mózgu. Rozpoczyna się dramatyczna walka o życie dziecka. Zdesperowani i wyczerpani rodzice powoli oddalają się od siebie i kłócą, zamiast wspierać.
Wyjątkowa powieść o uczuciach wystawionych na próbę. Poruszający obraz tego, jak bolesne doświadczenia najpierw doprowadzają do rozpaczy, a potem dają nadzieję, by ponownie zrzucić w otchłań cierpienia. Jednak nawet w najbardziej zdruzgotanym sercu może odrodzić się nadzieja.
Rob
i Anna poznali się na studiach, pomimo odmiennych charakterów, zakochali się w
sobie i stworzyli udaną parę. Oboje mieli inne problemy, inne nastawienie do
życia, ale udało się, poznali się i pokochali, wygrali los na loterii! Później
zaczęli planować dziecko, pierwsza ciążka, druga ciąża, wszystkie kończyły się
łzami i poronieniem. To ciężki cios dla nich, ale w końcu się udaje, do końca
nie wierzyli, że ta ciąża będzie sukcesem. Na świat przychodzi Jack, który z
miejsca zdobywa serca rodziców. Ich życie znowu jest sielskie, mają syna, mają
cel w życiu, wychować go na dobrego człowieka i przychylić mu nieba. Nagle
Jackowi, zaczynają się podejrzane zawroty głowy.
Nie,
ta książka na pewno nie jest czymś innowacyjnym, walka o zdrowie i życie
dziecka jest motywem starym i towarzyszy nam od lat. Rodzice decydowali się na
najróżniejsze sposoby by dziecko ocalić, szukali magów, czarodziejów, czynili
zadość przesądom, żeby tylko ich dziecko ocalało. Teraz, chociaż wiara w magię
się zdewaluowała, to przy chorobach nowotworowych została niezła substytucja,
wszystkie nowe, niepotwierdzone metody są takim Rasputinem XXI wieku. Ale czy możne rodziców winić za to, że
starają się zrobić wszystko? Tutaj mamy konflikt pomiędzy ojcem a matka, matka
chce ułatwić dziecku te ostatnie miesiące, ojciec nie dopuszcza do siebie
myśli, że to już koniec, że nie ma żadnego ratunku. Takie różnice zdań nie
pomogą, gdy Jack odejdzie.
Ta
powieść jest historią o tym jak trudno być ze sobą, jak skrajne sytuacje
wystawiają nas na próby, z których da się wyjść obronną ręką przy odrobinie
empatii, ale gdy ktoś jest zasklepiony w bólu, wyłącza mu się racjonalne
myślenie.
Ciężko
mi ocenić tę książkę, bo na początku z trudem wczytywałam się w książkę i nie
wiedziałam jak z tego ma powstać składną akcję, później to nabiera sensu, bez
wątpienia. Książka jest pozycją, która na pewno wzruszy rodziców, przez samo
zagranie na uczuciach, zresztą nawet bez dzieci łatwo wizualizować sobie nas
samych w podobnych sytuacjach i to nieźle kopie.
Jedyne
co można tej książce zarzucić to, to że temat był wielokrotnie wykorzystywany,
ale tak naprawdę przecież tak naprawdę nie jest to zarzut dyskwalifikujący.
Czytało mi się tę powieść szybko i dobrze, takie emocjonalne zakończenie
weekendu!
*Tłumaczyła: Grażyna Woźniak
Mi książka się podobała, zawsze warto przypomnieć sobie, że powinniśmy cieszyć się z każdej danej nam chwili....
OdpowiedzUsuń