Dawno nie czytałam żadnej książki, takiej domyślnie zimowo-świątecznej. Nawet nie pamiętam od kiedy ta książka u mnie jest(sprawdziłam – od listopada 2021), co chciałam ją czytać to była jakaś ciepła pora roku i uznałam, że to nie pasuje do tego ostrokrzewu, chociaż nie jest to taka stricte świąteczna powieść, nie chodzi w niej o cud pod choinką, chociaż jest w niej sporo śniegu, zimy, trochę ozdób, ale to przede wszystkim kontynuacja Jak powietrze, chociaż można ją czytać całkowicie osobno, bo opowiada po prostu o Hani, siostrze Dominika. Nie pamiętacie szczegółów? To nic, mi też przez lata uleciały z głowy, ale pamiętałam, że kiedyś byłam zauroczona i chciałam koniecznie powtórzyć takie zaczytanie z emocjami.
Książka
zaczyna się w mocny sposób, od sceny na oddziale onkologicznym, gdy ukochany
Hani powoli odchodzi, leczenie stało się bezcelowe i młody chłopak po prostu
musi umrzeć. Mija parę lat, dziewczyna poukładała sobie życie, chociaż ciągle
żyje trochę w zawieszeniu, nie umie się zakochać, ucieka w pracę i w studia.
Pewnego śnieżnego dnia w kawiarni w której pracuje dochodzi do napadu,
zamaskowany sprawca zabiera jej utarg z kasy(niewielki) i kradnie kolczyki.
Później dowiemy się, że tym włamywaczem jest Leo, młody chłopak w kryzysowej
sytuacji, ma chorego na białaczkę brata, matkę bez pracy, sam dostał wypowiedzenie,
a mają problemy finansowe, a jednak coś każe mu oddać pieniądze i kolczyki i
tak znowu się spotykają. Hania zauważa u niego pewien szczególny drobiazg,
który traktuje jak omen i leci do niego, trochę jak ćma do ognia, a on chociaż
wie, że dziewczyna momentalnie może wydać go policji, to nie przestaje za nią
chodzić. Pojawia się między nimi głęboka fascynacja, na przekór zdrowemu
rozsądkowi, bo przecież są z dwóch światów, ale oboje mieli okazję doświadczyć
życiowych problemów. No czyta się jednym tchem.
Zaczytałam
się fest, ale nie płakałam, nawet nie byłam blisko, chociaż uczciwie powiem, że
zagrała mi ta książka na emocjach, ma kilka takich fragmentów, że wgniata w
fotel. Agata Czykierda-Grabowska potrafi pisać tak, że są motylki, że współodczuwamy
z bohaterami. Kibicowałam Hani i Leo, chociaż zakładałam, że ten happy end musi
nastąpić. Podoba mi się klimat w tej książce, z jednej strony mamy taką ciepłą
i rodzinną atmosferę u Hani, z drugiej pełnego lęki Leo, który musi sobie ze
wszystkim radzić sam, przez co mamy taki dosyć schematyczny podział na
dziewczynkę z dobrego domu, chowaną pod kloszem, nad którą skaczą bliscy jej faceci,
a z drugiej mamy chłopaka z blokowiska, który traktuje przedmiotowo kobiety z
którymi sypia, no i który dźwiga na barkach ciężar swojej rodziny. Cieszę się,
że przeczytałam tę książkę właśnie teraz, miałam chociaż namiastkę śniegu, no i
miałam dużo emocji i oderwania się od codzienności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.
A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )
Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.
Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)
Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.
Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy
Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.
Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.