„Wiadomość z nieba” to niezwykły pamiętnik napisany przez rodziców sześcioletniej dziewczynki, którzy dowiadują się, że ich córka ma rzadką odmianę guza mózgu. To wzruszająca historia o tym, jaką lekcję życia i miłości może przekazać swoim rodzicom kilkuletnia dziewczynka, odchodząc z tego świata.
„Wiadomość z nieba” to prawdziwa i niezapomniana opowieść, którą napisało życie.
*
Elena Desserich pragnęła zostać nauczycielką. Chociaż jej życie było zbyt krótkie, by zdołała spełnić to marzenie, Elena nim odeszła, zdążyła przekazać nam niezwykłą lekcję. Nigdy nie przestała uczyć tych, którzy ją otaczali, jak doceniać cud codziennego życia, nawet będąc sześciolatką z rzadką odmianą guza mózgu.
W tym osobistym i szczerym dzienniku, jej rodzice, Brooke i Keith Desserich dzielą swoją emocjonalną podróż i zmagają się z targającymi nimi sprzecznymi impulsami, by za wszelką cenę pokonać chorobę Eleny, a jednocześnie przygotować się na nieunikniony koniec. Strona po stronie, ten dziennik jest przypomnieniem dla rodziców na całym świecie, by doceniali i cieszyli się każdym momentem spędzonym wspólnie ze swoimi dziećmi.
„Wiadomość z nieba” to niezwykła opowieść o pokorze i inspiracji. Od momentu postawienia diagnozy, Elena stworzyła imponującą listę życzeń, tych dużych i tych małych, poczynając od jazdy powozem, a kończąc na namalowaniu obrazu, który wisiałby na ścianie muzeum sztuki. Jej życie było motywacją do stworzenia fundacji, która dzisiaj pomaga wielu dzieciom w walce z rakiem.
Rene z Allo Allo zwykle zaczynał odcinek, uroczym monologiem, rozpoczynającym się od „zastanawiacie się pewnie”. Tak może i Wy drodzy blogozaglądacze zastanawiacie się dlaczego cisza na tym blogu jak po pogrzebie organisty. Wbrew pozorom żyję, żyję intensywnie, aczkolwiek rodzina, seminarium Liga Mistrzów(tak mój ukochany Real wygrał, wprawiając mnie w stan eudajmonii, ale po raz pierwszy od niepamiętnych czasów nie miałam z kim się poprzekomarzać i pocieszyć, bo tu gdzie pracuję, kibiców jest deficyt, albo się konspirują) . Wbrew pozorom jednak moje seminaryjne przygotowanie leży, postanowiłam jutro zarwać wieczór, a dziś dotrzymać słowa(wszak pacta sunt servanta) i dać Wam recenzję… Bo jak czytam wieczorem, to padam szybko jak kawka i zasypiam… A na tej książce nie godzi się zasypiać…
Czytając opis z okładki czułam, że będzie to dobra, aczkolwiek trudna książka. Czytałam wiele książek o ciężkej chorobie, ale gdy taki los dotyka dziecka, nie można mówić o „oklepaniu” tematu, zawsze jest bunt, retoryczne, puste pytania. Na początku nie spodziewałam się, że będzie tak i w tym przypadku. Poznajemy historię Eleny, opowiedzianą przez jej ojca(w 90%) i matkę(w dopiskach). Elena choruje na glejaka pnia mózgu, rzadki i praktycznie nieuleczalny nowotwór, ma przed sobą według lekarzy, najwyżej siedem miesięcy życia. Sześcioletnia dziewczynka, która nie rozumie dlaczego jest nieskończoną ilość razy kluta, badana, dlaczego szpital powoli staje się jej domem. Jej rodzice podejmują walkę, wtedy jeszcze o życie Eleny, ale chociaż wola walki nie słabnie, zmienią się priorytety, chociaż nadzieja, tak jak wiara i miłość będą trwały, i tak jak u św. Pawła, największa będzie miłość, miłość która będzie constansem, miłość, która nigdy nie ustanie. To naprawdę niezwykła historia walki całej rodziny, przyspieszony kurs dojrzewania. Szkoła życia,, najpiękniejsze ucieleśnienie, chociaż wymuszone owego carpe diem. Bo co pozostało tym rodzicom? Chwytać każdą chwilę, każdy dzień, każdy uśmiech dziecka, którego życie wyobrażali sobie zupełnie inaczej, marzyli o jakiejś karierze, weselu, wnukach. Nie udało się i drogo zapłacili za tą lekcję życia. Osobiście, nie wyobrażam sobie tak wysokiej ceny.
Zapytacie co takiego wyjątkowego jest w tej książce? Nie wiem, przez dużą część książki, dałabym sobie głowę uciąć i oko wykłuć, że nie uronię łezki, że będzie mi smutno, ale nie ma szans na porządne katharsis. Bo to nie jest literatura wyższych lotów, nie będzie tu metafor, homeryckich zdań i porównań, barokowego bogactwa. Nie pisał tego zawodowy pisarz, tylko w większości Ojciec, który ma do przekazania miłość, chce opowiedzieć o ostatnich dniach, tygodniach, miesiącach swojej córeczki. Córeczki, którą tulił jako niemowlę w ramionach, marzył o tańcu z nią na jej weselu, ale nie przewidział, że po sześciu latach będzie tulił urnę, nie mógł jej ochronić, nie mógł zapobiec, więc chce uświadomić Nam, jak ważny jest każdy dzień, jak cenne jest każde słowo, które wypowiada w naszą stronę osoba, którą kochamy, jak bezcennym widokiem jest klatka piersiowa unosząca się w rytm wdechu. Coś co zwykle jest oczywiste, dwa dni później może być widokiem na miarę złota.
Książka to nie tylko sam tekst, jest on ilustrowany zdjęciami Eleny i jej rodziny, z fotografii spogląda na nas piękna, naprawdę śliczna dziewczynka, która ze zdjęcia na zdjęcie gaśnie, jarzmo choroby jest coraz cięższe. Serce się kraja. Osobiście nie chcę mieć dzieci, ale ta książka zrobiła na mnie tak ogromne wrażenie, wzbudziła taką masę uczuć, że jest to wręcz nie do wypowiedzenia.
Według mnie mimo, swego ładunku emocjonalnego, a może właśnie dlatego, książka koniecznie do przeczytania, jestem pewna, że bez względu na płeć czytacza zrobi wrażenie!!
Według mnie żadna skala, dobrze nie odda tych emocji jakie przeżyłam czytając. Dowód na to, że o sprawach ważnych nie trzeba pisać bełkotliwym, fachowym językiem.
Już czytając samą recenzję się wzruszyłam. Bardzo chciałabym ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńBo recenzja, jak rzadko na świeżo pisana z lzami kapiącymi na klawiaturę.
UsuńPotwierdzam każde słowo. Recenzowałam ją jakiś czas temu. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie i dołączyła do zbioru moich "najlepszych".
OdpowiedzUsuńbo bezsprzecznie jest fenomenalna i budzie emocje, bez względu na czas, który upłynął od recenzji
UsuńBardzo lubię książki o takiej tematyce. Na pewno ją niebawem przeczytam. :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNaprawdę lubisz ksiażki o chorobach dzieci? Ja czytać, czytam, ale dla mnie to jedna z większych traum.
UsuńO, brzmi bardzo ciekawie, myślę, że się skuszę, jeśli tylko będzie okazja!
OdpowiedzUsuńOkazję trzeba więc znaleźć...
UsuńMoże, tak jak mówisz, nie jest to literatura wysokich lotów, ale widać ma w sobie coś innego. Potrafi grać na emocjach ;) "Wiadomość z nieba" wciąż na mnie czeka, bo.. trochę się jej boję. Miałam okazję czytać "Kalinkę", która jest o podobnej tematyce i to była ciężka lektura. Choroba dziecka jest trudnym tematem. Boję się, że będę beczeć. Ale przeczytam, bo po to ją kupiłam... ;)
OdpowiedzUsuń"Kalinki" nie czytałam, ale ze wszystkich ksiażek w których dziecko choruje, "Wiadomosć" jest jedną z bardziej poruszających...
UsuńA beczeć będzieć prawie na sto procent :)
Muszę przeczytać, bez dwóch zdań :-)
OdpowiedzUsuńA ja będę czekać na męskie zdanie o tej książce :)
Usuń