W życiu Ani nastąpiły istotne zmiany - zaręczyny z Gilbertem i uzyskanie tytułu magistra nauk humanistycznych. Solidne wykształcenie umożliwiło jej objęcie posady dyrektorki szkoły w Summerside. Niestety, z tym wiązały się pewne nieprzyjemności - walka z klanem Pringle`ów. Na szczęście Ania potrafiła stopić lód w najtwardszych sercach i wkrótce stała się powierniczką wielu mieszkańców miasteczka. Jak potoczą się jej dalsze losy? Czy ziszczą się dziecięce marzenia?
Bardzo ważne dla mnie jest, aby
czytać nie tylko nowości, głośne bestsellery, ale również przypominać o
klasyce. Jako człowiek, który nie ma problemu z zawieraniem nowych znajomości,
często obracam się wśród ludzi i widać szybko czy ktoś jest oczytany w klasyce.
Często bywa tak, że głośne książki, hity przemijają, ale znajomość
Sienkiewicza, Tolkiena, Lewisa, czy Montgomery jest jakimś sitem. Nie chcę
przez to powiedzieć, że skreślam każdego kto nie zaleje się łzami na słowa: „Nic
to”, bowiem można czytać książki a być mimo wszystko głupcem i złym
człowiekiem, ale sama mam szczególny sentyment do klasyki. Który jak widać odezwał
się ze zdwojoną siłą, gdy liście zaczęły żółknąć.
W moim domu była seria książek o
Ani Shirley, książki były z serii: „każda
od innej matki” i gdy Rodzice się przeprowadzali coś zginęło. Zginęła „Ania z
Szumiących Topoli”, więc czytałam egzemplarz biblioteczny, niezmiernie
uradowała mnie wyprzedaż na stronie Wydawnictwa Literackiego, które oferowało „uszkodzony
egzemplarz”(wzięłam w cudzysłów, bo książka jest nówka nieśmigana, nawet według
moich standardów). Kupiłam, razem z innymi książkami, których pożądałam, a gdy
paczka przyszła, miałam spory kryzys, zaczęłam więc kartkować i tak stała się
moją lekturą do posiłków…
„Ania z Szumiących Topoli” to
powieść w przeważającej części, epistolarna. Ania Shirley, opisuje swojemu
narzeczonemu Gilbertowi miejsce do którego przybyła, aby pełnić obowiązki
dyrektorki szkoły w Summerside. W listach tych, powycinano większość miłosnych
wyznań Ani, znajdujemy tylko opis jej perypetii. A na początku było ich wiele.
Ponieważ Ania zajęła posadę na którą ostrzył sobie zęby ktoś z rodu panującego
w miasteczku, na Anię spada kara, że komitet szkolny wybrał ją. Dodatkowo w
szkole uczy bardzo zgryźliwa nauczycielka, która cieszy się z porażek koleżanki
i nie szczędzi jej złośliwości. A na samym początku Ania ma spore problemy ze
znalezieniem mieszkania, na szczęście trafia na Ulicę Duchów, do domu zwanego
Szumiącymi Topolami. W tym mieście Ania spędzi trzy lata, napisze wiele listów
świadczących o miłości, tęsknocie i lekkim piórze. Spotka ją wiele przygód,
zabawnych, wzruszających. Pozna nowych przyjaciół i napotka sporo zakrętów na
swojej drodze.
Nie jestem fanką tej części, ale
od czasu do czasu, wracam do niej. Niestety tym razem, czytając inne wydanie,
spotkała mnie niespodzianka. Raczej niemiła. Mianowicie inne tłumaczenie… byłam
przyzwyczajona do innych imion i nazw… i
nie miałam konfitury z dyni, która kiedyś zrobiłam zainspirowana książką.
Bardzo nie lubię, gdy przywyknę do jednego tłumaczenia, zmieniać… czuję się jak
schizofrenik, niby książka ta sama, a ja nie wiem o co chodzi i jestem okrutnie
zdezorientowana
W tej książce wyjątkowo czuć
jesienny nastrój, pewnie dlatego, że zawsze zaczyna się, na początku roku
szkolnego, lecą liście, snują się mgły, a i Ulica Duchów jest taka jesienna. Klimatyczna.
Chociaż, moim zdaniem, książka
nie zapiera tchu w piersi, to jednak dla kilku epizodów warto znać…
Miałam ochotę dokupić sobie
jeszcze jakiś brakujący tom z tej serii kioskowej, ale teraz trochę się boję… w
sobotę przeglądałam „Anię z Avonlea”(mój tom się rozsypuje) i czy dobrze
widziałam? Jaś został Pawłem??
Strasznie dawno tej serii nie czytałam... Moja ulubiona część to "Ania na uniwersytecie" :).
OdpowiedzUsuńI ja pewnie znowu miałabym problem z wyborem... ale chyba nie wybrałabym Uniwersytetu
UsuńJa ja dawno nie czytałam Ani. Tyle lat, że straciłam już rachubę. Muszę chyba zrobić sobie kiedyś taki ''kącik wspomnień'' i wypożyczyć z biblioteki całą serię o Ani a potem czytać i czytać w nieskończoność :)
OdpowiedzUsuńNo co Ty, ja muszę ciągle sobie powtarzać...
UsuńUwielbiam Anię i chyba przydałoby mi się przypomnieć książki opisujące jej przygody... Aż zatęskniłam za tą szaloną, rudowłosą panienką. :)
OdpowiedzUsuńIle mi się wątków przypomina, dzięki takim potóreczkom
UsuńO, nie spodziewałam się różnic w tłumaczeniu. Ale i tak chętnie przeczytam, właśnie mam w planach przypomnieć sobie całą serię :)
OdpowiedzUsuńNiestety... kurczę bardzo jestem obrażona na takie zabiegi
UsuńOj też nie lubię takich zmian, brr...Mnie denerwuje np. różne tłumaczenie Pippi, raz jest Langstrumpf, raz Pończoszanką...
UsuńMoja ulubiona seria z młodości
OdpowiedzUsuńA mojej Siostrzenicy już do gustu nie przypadła.
UsuńHmmm ja sama uwielbiam Anię, ale Szumiące Topole jakoś zaginęły w mojej pamięci.
OdpowiedzUsuńBo to chyba najmniej wyrazista książka z serii. ;/
UsuńZmienianie imion to chyba najgorsza zbrodnia, jaką może tłumacz zrobić na czytelniku. Akurat ta część najmniej przypadła mi do gustu, muszę w końcu skompletować całość, bo książek o perypetiach dzieci Ani prawie nie pamiętam. Nie wiem tylko które wydanie wybrać ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno ja będę polowała na "Złoty Brzeg", ale boję się czy rozpoznam bohaterów ;/
UsuńCzemuż, ach czemuż nie wiedziałam o wyprzedaży w Wyd. Literackim:((( Łzami się zaleję...
OdpowiedzUsuńAnie uwielbiam, ale przyznam, że chyba tylko pierwsze kilka części czytałam jako podlotek. Czuję, że zatęskniłam, muszę sięgnąć po kolejne! A póki co Błękitny Zamek czytam, klimat podobny:)
Anie z Zielonego Wzgórza czytałam bo wiadomo szkoła. Nie zauroczyła mnie wtedy. Ale ile miałam lat 11? Minęło pare lat i przeczytałam znów. Anię uwielbiam. Ale jakoś ze wstydem muszę przyznać, że tą filmową. Wracam często do serii. Ania zakorzeniła się w mojej podświadomości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
pokolenie-zaczytanych.blogspot.com
Właśnie wzięłam do ręki to inne tłumaczenie...O nie, jak można przechrzcić panią Linde??? Nie mogę czytać tej wersji, po prostu nie trawię, idę dziś do biblioteki poszukać starego, dobrego tłumaczenia. I w to mgliste i dżdżyste popołudnie odpalę kominek z woskiem, by zagłębić się w jesiennym nastroju Ulicy Duchów:)
OdpowiedzUsuń