Krystyna czuje się wśród ludzi niepewnie. Od zawsze tak było. Nie wie, jak i o czym z nimi rozmawiać, choć od lat pracuje w telewizji. Jednak umie się kamuflować. Dla znajomych jest przebojową imprezowiczką, wygadaną i wesołą – bo wie, jak można dodać sobie odwagi. Wystarczy mały drink, może dwa. Przed szkołą, po pracy, przed randką, na imprezie. Żeby dobrze się bawić. Żeby wreszcie się nie bać. Żeby cokolwiek poczuć. Przecież wszyscy tak robią.
Ale to lekarstwo działa tylko do czasu. Przed trzydziestką Krystyna decyduje się przestać. Na dobre. Wyleczyć ciało, ale przede wszystkim umysł.
Brawurowy debiut Małgorzaty Halber to szczera i bezkompromisowa relacja z krainy nałogu. To opowieść o szukaniu nowej drogi i o znajdowaniu odwagi, by wreszcie być sobą.
Za
tydzień kolejne spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki, zakupiony z tej okazji
tom zaczął być moim wyrzutem sumienia, tym bardziej że obiecałam komuś ją
jeszcze pożyczyć. Wzięłam ją więc, aby doczytać, wczoraj usnęłam – ale byłam
bardzo zmęczona, dziś miałam doczytać. Plan zrealizowany, ale w środku pustka.
Książka zdążyła stać się sławna, chociaż chyba nie tak jak powinna, z drugiej
strony, czy ktoś nie wpadnie w nałóg po jej przeczytaniu? Przecież w Polsce
mamy tyle ostrzeżeń przed nadużywaniem alkoholu, wystarczy przejść się pod
pierwszy lepszy sklep na wsi, żeby zobaczyć ludzi, którzy wsiedli nie w ten co
trzeba życiowy autobus. A jednak każdy myśli, że jego to nie dotyczy, bo to
tylko lampka wina, a alkoholicy nie piją dobrych win, bo marihuana nie
uzależnia, a dopalacze, no to tylko w kryzysowej sytuacji. Już z jedną
koleżanką się pokłóciłam, ona twierdziła, że ponieważ wychowała się w
alkoholowej rodzinie wie o tym więcej i nie mam racji twierdząc, że telenowele
pokazujące młodych pięknych,
sączących winko lansują nową falę alkoholików, owszem nie uzależnionych od
wódki, ale od wina. Dla mnie uzależnienie od alkoholu to każdy przymus picia,
lub regularność. Nieważne czy to wino patykiem
pisane, czy piwo, czy wódka, to nałóg.
Ponieważ jednak nigdy nie byłam w takim stanie jak autorka nie umiałam
się początkowo wczytać. To były obce dla mnie przeżycia, ja powiedziałabym musisz po
prostu przestać pić. Ale w takim stanie nie jest już nic po prostu.
Bohaterka
książki – Krystyna uświadamia sobie że ma problem z alkoholem. Nie jest to
problem błahy, bo dziewczyna pije od
wczesnych nastoletnich lat. Nigdy nie
potrafiłam zrozumieć, dlaczego ludzie nie chodzą cały czas najebani(18). Skoro dla niej praca, szkoła nie są
wystarczającym powodem, żeby być trzeźwą, właściwie tak się boi, że dlatego
pije. Spirala, perpetuum mobile.
Przygniata ją presja, oczekiwania współczesności: Nie da się na dłuższą metę
znieść tego, że trzeba cały czas być fajnym.(29). Więc pod tym wszystkim był lęk.
I to, że żeby nie być kurwa sama, SAMA przez cały czas, w tych odmętach
autobusu 521, w tym instytucie Filozofii, w tym pokoju na pięterku w domu moich
rodziców, żeby nie być sama, musiałam być najebana(53). Gdy powoli czuje,
że przesadza z alkoholem sięga po narkotyki, w końcu, gdy uświadamia sobie
problem, jest już naprawdę źle. Psycholog kieruje ją na terapię. Jako to??
Terapia AA, wiemy jak to wgląda, widzieliśmy filmy, a wiadomo, że w Polsce
wszystko wygląda jeszcze gorzej niż w amerykańskich filmach. Pójście na
terapię, to kapitulacja, wiemy jak ci którzy kaptują są postrzegani przez
społeczeństwo. Ta terapia jest już wyrazem ogromnej desperacji. Krystyna jest
inteligentna, skończyła filozofię, ciężko jej usiedzieć na terapii, słuchać
psychologicznego bełkotu i dzielić się przeżyciami z ludzi z którymi nie ma nic
wspólnego. Ta książka to opowieść o człowieku uzależnionym i boleśnie
autentyczna historia wychodzenia z nałogu, z wzlotami i upadkami.
Na
początku było mi ciężko, bo nigdy nie piłam tyle i tak. Owszem zdarzały się
porządne imprezy, ale chociażby to że nigdy nie urwał mi się film i nie
musiałam dzwonić do znajomych pytać co się działo, pokazuje jaki ze mnie
imprezowicz, albo mam po prostu mocną głowę. Pójście do pracy, szkoły na rauszu
jest dla mnie do dziś niewyobrażalne, bo kilka razy, gdy poszłam chociażby do
biblioteki na kacu powodują moją konsternację. Po prostu pewnych rzeczy się nie
robi. Tak lubię wyjść do knajpy, wypić ze znajomymi piwo, czy drinka, od
spożywania wódki odeszłam, gdy miałam do wyboru: sen – albo imprezę. Nie
rozumiałam tej dziewczyny, która miała ciekawe życie, a zaczęła je rujnować. A
później wczytałam się we fragmenty w których się boi, boi opinii innych, boi
się, że ciągle jest dzieckiem, boi się co dalej z nią będzie. To takie...
ludzkie, bliskie mi. Mocne. Jak cios w twarz.
Wydaje
mi się, że tej książki nie da się opowiedzieć, ją trzeba przeczytać i już
cieszę się na dyskusję w DKK, oj będzie się działo. Linia pomiędzy życiem bez
nałogu, a nałogiem – jest cienka, tak łatwo wpaść w sprężynę powtarzania, żeby
poczuć się dobrze. Ja dziś przeżywam, że wpadłam w nałóg czytania i kupowania
książek. I nie, wbrew temu co czytanie w książkowej blogsferze nie jest to
jedyny dobry nałóg, każde zastępowanie życia, realnych konfrontacji
czynnościami, które mają nam poprawić humor jest złe. I prędzej czy później źle
się skończy.
Nie
jest to książka przyjemna i lekka, naprawdę daje do myślenia i pokazuje świat
alkoholika z nowej, nieznanej strony.
Spodobała mi się Twoja recenzja i zachęciła do przeczytania tej długo odkładanej na bok książki. Dzięki:)
OdpowiedzUsuńCieszę się i mam nadzieję, że się nie zawiedziesz :)
UsuńPróbowałam się wczytać w "Najgorszego człowieka na świecie", ale nie dałam rady. Porzuciłam książkę (co rzadko mi się zdarza) po kilku rozdziałach. Zupełnie do mnie nie przemówiła...
OdpowiedzUsuńAle nie dziwię Ci się, ja też byłam tego bliska, ale końcówka, no dalszy ciąg - są lepsze
UsuńSkoro twierdzisz, że dalszy ciąg jest lepszy, to może jeszcze do niej wrócę:)
UsuńFaktycznie, tematyka książki skłania do myślenia. Początkowo nie miałam zamiaru jej poznawać, ale po twojej recenzji jednak zmieniłam zdanie.
OdpowiedzUsuńJa też się na początku nastawiłam anty, ale DKK kolejny raz pokazał mi niezłą książkę
UsuńKażda książka o nałogu nie jest lekka i przyjemna. Mam ją w planach. I nie ukrywam, że przyciąga mnie do niej nazwisko autorki.
OdpowiedzUsuńOj nie jest, zwłaszcza gdy uświadamia jak łatwo wpaść w taką pułapkę
UsuńBardzo ciekawi mnie ta książka, lubię publikacje które poruszają skomplikowane tematy, których nie czyta się łatwo i przyjemnie, ciągle mam wątpliwości, bowiem książka ma tak skraje opinie... po Twojej recenzji chyba jednak się skuszę i sama się przekonam, jaki na mnie będzie miała wpływ ta książka :) Pozdrawiam serdecznie i życzę zaczytanego weekendu :))
OdpowiedzUsuńTa książka jest warta uwagi, chociażby ze względu na celne - moim zdaniem - obserwacje współczesnego społeczeństwa, chociaż faktycznie początek mnie wymęczył
UsuńPo tę książkę zamierzam sięgnąć ze względu na autorkę. Darzę ją dużą sympatią.
OdpowiedzUsuńa ja autorki nie kojarzyłam, jako dziecko nie przepadałam za 5-10-15 ;)
UsuńWidać, że nigdy nie miałaś do czynienia z alkoholizmem, totalnie nie rozumiesz jak to działa. Masz szczęście, gdyż ten problem dotyczy większości polskich rodzin.
OdpowiedzUsuńP.S. Tak ogólnie rzec biorąc bardzo lubię twoje recenzje. Pozdrawiam
Ad. PS - Dziękuję :)
UsuńNie będę ukrywała, że znam problem alkoholizmu, znam z obserwacji, bo mieszkam na wsi a to jest tu bardzo powszechny problem. Natomiast moja podstawowa komórka nie ma tego problemu i tak doceniam to szczęście i nie będę pisać, że mam eru wie jaką eksperiencję. Nie mam - i niech tak zostanie :)
Przeczytałam całą książkę z zapartym tchem, bardzo poruszająca, ale uważam że potrzebna.
OdpowiedzUsuńO bardzo potrzebna, chociażby po to by parę rzeczy sobie uświadomić
UsuńSmutne jest to, że niektórzy uważają, że alkoholikiem jest się tylko wtedy, gdy pije się codziennie litry napojów wysokoprocentowych, nie zdając sobie sprawy z tego, że codzienne picie nawet po dwa kieliszki wina czy po jednym piwie to też już nałóg, skoro człowiek nie wytrzyma bez tej dawki alkoholu... To smutne, ale niestety prawdziwe. A książka daje do myślenia i to bardzo.
OdpowiedzUsuń