W Wiśniowym Dworku, gdzieś pod litewską granicą mieszka Danusia. Jest nauczycielką w wiejskiej szkole i nie wyobraża sobie życia w wielkim mieście, pełnym spieszących się ludzi.
Na warszawskim Mokotowie, niedaleko parku Morskie Oko, mieszka Danka. Jest przebojową biznesmenką w międzynarodowej korporacji i nie wyobraża sobie życia na wsi, gdzie życie toczy się powoli, a jego rytm wyznacza przyroda. Te dwie kobiety pozornie dzieli wszystko, ale łączy jedna tajemnica.
I jeszcze ktoś. Mężczyzna, który przybył z przeszłości, by odebrać to, co do niego należy...
Chwalę sobie, że mam intuicję, że
wiem jaka książka mi się spodoba i takie czytam. Owszem – czasami się mylę.
Zwykle mam jednak rację. Sentyment do „Wiśniowego
dworku” miałam od momentu ujrzenia okładki. Przepiękna! Zielona, taka jaką uwielbiam!!
Dodatkowo książka miała premierę w moje urodziny, zostałyśmy związane. Gdy dziś
odwiedził mnie listonosz i z koperty wyjęłam„Dworek”
zakwiczałam z radości. Czym prędzej
zamieszałam ciasto na najwyborniejszy muf finy świata, gdy wyszły z piekarnika,
nalałam wino i już na całego zatopiłam się w lekturze. Recenzje wiele
obiecywały, okładka kusiła, ale jedno i drugie potrafi zwieść, być jak facet,
dużo obiecać a tylko rozczarować.
Chciałabym zjechać tą książkę po
całości. Statystyki mojego bloga oszalałyby, a ludzie żyjący hejterstwem
oszaleliby z radości, ja zostałabym internetową celebrytką i byłoby jak w
bajce. Niestety będzie słodko. No słodko-kwaśnie, bo powieść taka właśnie jest.
Jak wiśnie, te tytułowe. Momentami słodka jak pyszny kompot ugotowany z
dojrzewających, letnich owoców, a w następnej chwili cierpka jak owoc prosto z
drzewa.
Przenosimy się na wschód, pod
litewską granicę, oczyma wyobraźni widzimy popegeerowską biedę, słowo Litwa zaś
podsuwa naszej wyobraźni piękną przyrodę – tą od dzięcieliny. W tych pięknych
okolicznościach przyrody(niemalże chciałoby się rzec, wśród takich pól przed
laty, nad brzegiem ruczaju, na pagórku niewielkim, we wiśniowym gaju), mieszka
Danusia nauczyciela. Musi się mierzyć z biedą i jako, tako zacofaną ludnością,
wykonuje pracę u podstaw której nie powstydziłaby się żadna pozytywistka.
Dziewczynę u początku życia spotkała tragedia, jej matka(kobieta pod
pięćdziesiątkę) zmarła przy porodzie. Ojciec Danusi, kochał bardzo swoją żonę,
chociaż ciąża była dla nich raczej niemiłą niespodzianką, zdążył już ten fakt
zaakceptować, jednak strata żony zmieniła go na zawsze. Z tego powodu życie
Danusi było raczej samotne, wyprane z miłości i przejawów czułości, w jakiś
sposób puste, chociaż miała ósemkę rodzeństwa, różnica wieku w postaci dwóch
dekad uniemożliwiła zbliżenie się do rodzeństwa. Mimo smutnego dzieciństwa
Danusia wyrosła na pełną ciepła kobietę. Z głową pełną marzeń i idealów
realizowała swoją misję, marząc tylko o tym, żeby miała z kim dzielić to życie.
Księcia na białym koniu jednak chwilowo było brak.
Inna jest Danka, przebojowa
biznesłumen. Szczęśliwym przypadkiem znalazła bardzo dochodową pracę. Pieniądze
z tego duże, ale stres i problemu zdrowotne gwarantowane. No i satysfakcja
marna. Życie Danki było inne niż Danusi, wychowana przez bardzo ciepłych i
kochających do szaleństwa jedynaczkę Rodziców w dzieciństwie nabrała pewności
siebie. Rosła otaczana miłością, czułością i wsparciem. Tylko stresy powodowane
pracą odbierają jej całą radość życia. A może po prostu nie można mieć
wszystkiego.
Danusia nie spodziewa się, że jej
uporządkowane, nudne życie już wkrótce zmieni się o 180 stopni. Czy zmieni się
na lepsze? A może na gorsze? Czy z kontaktów ze ściganym przez Interpol
człowiekiem może wyniknąć coś dobrego? Czy mężczyzna poznany podczas
największego życiowego zawirowania może stać się najpewniejszym punktem w
życiu?
To czwarty tom owocowej serii
Katarzyny Michalak, ja czytałam tylko pierwszy i… czwarty. I wiem, że to był
błąd, który szybko trzeba nadrobić. Wszystkie książki mają czarowne okładki.
Jeżeli ich treść jest tak wspaniała, jak ta
w Wiśniowym Dworku, to opuściła mnie masa dobrej lektury.
Ale według porządku.
Ja znam te burzliwe książki Kasi
Michalak. Gdzie ciągle coś się dzieje, te powieści które wcale nie są takie słodkie,
raczej te które oprócz radości opisują większe i mniejsze dramaty. Mimo pięknej
okładki, sielskiej polskiej wsi położonej gdzieś na końcu świata, nie jest to
książka ociekająca lukrem. Porusza problemy, może nie dnia codziennego, chociaż
i takie są, ale zasygnalizowano problemy dręczące ludzi na całym globie. Mamy bezdzietność,
mamy oschłość rodzica, mamy casus Robin Hooda, ba nawet problem nacjonalizacji
po drugiej wojnie światowej i wywłaszczanie kułaków jest tutaj poruszony. Nie
są to kwestie najważniejsze, ale są, nawet jeśli tylko wspomniane, mogą dać do
myślenia.
Nie będziecie się nudzić podczas
lektury, to nie tylko szemrzące strumyczki, zieleń lasu i śpiew ptaków, to
także porachunki organizacji przestępczych, pranie brudnych pieniędzy i
ucieczka, ciągła permanentna ucieczka. Na szczęście wszystko zostało
harmonijnie połączone, jest trochę smutku, trochę radości, trochę zła i trochę
dobra. Nie zagłodzimy się, ale i nie będzie nam ust z goryczy wykrzywiać.
Autorka skonstruowała bardzo fajnych bohaterów, można ich lubić, można pokochać
i na pewno trzeba przejmować się ich losami, razem z nimi przeżywać dylematy i
odczuwać strach.
Dopiero skończyłam czytać, ciągle
jestem w Milewie, ciągle przeżywam. No i tradycyjnie jestem zła na Katarzynę Michalak
za to, ze skończyła tak a nie inaczej. Oj kiedyś Ją spotkam, a wtedy będzie
miała KŁOPOTY.
Polecam lekturę tej książki,
dlaczego? Nie jest taka lekka i przyjemna… smuci, martwi, ale też podnosi na
duchu, daje nadzieję. Jest typową niekończącą się opowieścią, czytelnik nie
chce tego końca, pragnie dopowiedzieć dalsze losy bohaterów, którzy żyją w
Milewie i nie tylko : )
Bardzo dobrze mi się czytała tą
książkę, za oknem śnieg a w dłoni letnia książka, dobre wino i pyszny muf fin,
mogłam oddawać się losom bohaterów bez reszty. Bo to jedna z takich książek,
pozwoli zapomnieć Ci o parszywym dniu, kłopotach w życiu prywatnym, mi „udało
się” zapomnieć o tłumaczeniu wyroku USA SN, za co niebawem zapłacę i gorzko
zapłaczę.
Warta uwagi pozycja!! Polecam!
Seria owocowa jeszcze przede mną - mam nadzieję, że szybko to nadrobię!
OdpowiedzUsuńNie wiem jak poprzednie części, ale Wiśniowy dworek jest naprawdę warty uwagi
UsuńNie znam książek z tej serii, ale na pewno kiedyś to nadrobię :)
OdpowiedzUsuńJak to mówią, lepiej późno niż wcale.
UsuńMarzy mi się Wiśniowy Dworek bardzo... Ja czytałam tom 1 i 3 z owocowej serii, muszę nadrobić pozostałe :)
OdpowiedzUsuńCzyli Poziomkę i powrót do poziomki? No Poziomka może mnie nie zachwyciła. Ale Dworek rekompensuje wcześniejsze zawody
UsuńPowiem Ci, że jesteś niemożliwa. Kurczę, jak ja bym chciała tak - biorę się za książkę, czytam i od razu piszę recenzję. Ja za ten Dworek zabieram się już od tygodnia, wczoraj myślałam, że się uda (bo Ty mnie zmotywowałaś), a koniec końców okazało się, że muszę skupić się na czymś innym i książki nawet nie otworzyłam :( Oj za dużo srok łapię ostatnio za ogon, za dużo...
OdpowiedzUsuńNiemniej W TYM TYGODNIU recenzja będzie, koniec kropka! :D
Nie z każdą ksiażką tak jest niestety i nie zawsze tak mogę. Obecnie dwie książki czekają na recenzję, której nie mogę spłodzić.
UsuńTrzymam kciuki za Twoją recenzję!! Uda się!!!
czekam na tę książkę, mam ją mieć niedługo, ale tylko pożyczoną niestety
OdpowiedzUsuńDobre i to :)
UsuńBardzo chce poznać ,,Wiśniowy dworek'', ale najpierw muszę zacząć od pierwszej części tej serii.
OdpowiedzUsuńAkurat znajomość wcześniejszych tomów nie jest konieczna, Wiśniowy Dworek jest odrębną historią...
UsuńŚwietna recenzja;)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
UsuńZgadzam się, że ta owocowa seria ma cudowne okładki :) Do tej pory czytałam tylko dwie książki Michalak, był to "Rok w Poziomce", który mnie nie oczarował, ale za to "Nadzieja" już była świetna. Teraz z niecierpliwością czekam na "Mistrza", a potem wystartuje z pozostałymi powieściami tej autorki :)
OdpowiedzUsuńOkładki przyciągają, od momentu gdy rzucą się w oczy, ja jestem pod stałym wrażeniem
UsuńAle się miło czytało, rzadko trafiam na takie wciągające recenzje jak ta Twoja :). Póki co znam tylko serię Poczekajkową, póki co zaczekam z zapoznawaniem się z innymi powieściami Michalak, trzeba dać szansę innym autorom :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Mnie Poczekajki nie uwiodły, ale czeka ich kolejna szansa. Sama też nie czytam cięgiem książek tego samego Autora, bo to nie jest za dobre. Najlepsze są przeplatanki
UsuńKasiek, właśnie zerknęłam u innej blogerki, że fragmencik Twojej opinii o "Mistrzu" został umieszczony na okładce. Zazdroszczę i gratuluję :)
UsuńJa mam za sobą na razie tylko pierwszy tom, ale pozostałe na pewno też przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńJeśli owa książka prezentuje poziom "Poziomek", to ja jednak podziękuję - tamte były straszne.
OdpowiedzUsuńByć może się skuszę, bo w końcu to któraś z kolei książka Pani Michalak, mam więc nadzieję, że wyrobiła się od czasu debiutu. ;) Wszak trzeba czytać polskich autorów.
A tak na marginesie - uważnie czytam wszystkie Twoje recenzje i razi mnie, że z uporem maniaka powtarza się wciąż ten sam błąd - "tą książkę".
Otóż nie "tą", a "tę" być powinno.
Nie mam bloga, a nie chcę być anonimowa, podpiszę się więc, łącząc pozdrowienia - Karola
Gdybyś uważnie czytała, zobaczyłabyś, że Poziomka mi się nie podobała, zaś Wiśniowy Dworek czytało mi się bardzo dobrze.
UsuńDziękuję za zwrócenie uwagi na błąd. Będę się pilnowała :)
Wgłębiając się w Twoją recenzję naszła mnie nieodparta chęć na spałaszowanie wiśni - takiej słodko-kwaśnej najlepiej w większych ilościach. O! Ależ się rozmarzyłam!
OdpowiedzUsuńA mi "Poziomka" w miarę przypadła do gustu. Taka lekka, momentami zabawna, momentami wzruszająca bajka dla dorosłych. Wiele sobie obiecuję po pani Michalak i mam nadzieję, że "Wiśniowym Dworkiem" mnie nie zawiedzie ;)
Oj takie lato z wiśniami mniam, mniam.
UsuńPoziomek też bym zrobiła!
czytałam i potwierdzam, książka jest świetna i należy ją przeczytać D
OdpowiedzUsuńKasiek, widziałam na lc, że przeczytałaś Zakręty, skąd ją wytrzasnęłaś???
OdpowiedzUsuńNie złamałam się i nie kupiłam. P.T Autorka podarowała mojej Bibliotece i ja głupia wzięłam tylko I tom ;(
UsuńNa pozór nie moje klimaty, ale po lekturze Twojej recenzji... Kto wie? ;)
OdpowiedzUsuńA ja mam ochotę niestety zjechać tą książkę po całości...Jestem jeszcze w trakcie lektury, ale chyba nie zdzierżę do końca...Dawno nie czytałam takiej naiwności i infantylności. Problemy? Poruszone są poważne tematy, ale i tak jakże cukierkowe mają zakończenia...A już o zamienianiu się rolami pisałam na swoim blogu...
OdpowiedzUsuń