Erin McKinnon mieszka w małym irlandzkim miasteczku, gdzie ludzie dobrze się znają i wiedzą o sobie wszystko. Od dawna marzy, by wyrwać się stamtąd i zobaczyć wielki świat. Los daje jej szansę. Poznaje Barta Logana, właściciela farmy w Ameryce, który proponuje jej pracę w swojej posiadłości. Erin przyjmuje ofertę, nie spodziewając się, że na miejscu odkryje w sobie żyłkę hazardzistki i postawi wszystko na… jednego mężczyznę.
Gdybyście u mnie na wsi zapytali o dziewczynę nałogowo czytująca książki i piszącą recenzję, pewnie mieliby zagwozdkę i nie wiem czy trafilibyście do mnie, ale jeśli zapytalibyście o tą która chodzi i jeździ na mecze to już prędzej wskazano by wam hacjendę mą rodzinną i udałoby Wam się mnie znaleźć. Pewnie. Co to ma do rzeczy dziś? Ano to, że zapomniałam o meczu Ligi Mistrzów, albowiem utonęłam po uszy w książce Nory Roberts. Tak, zaskoczenie dodatkowe fanka footballu czyta romanse. Świat pełen jest niespodzianek.
Jeszcze nie tak dawno gardziłam wszelkimi takimi romansidłami, uważałam je za skrajnie przewidywalne i tracące mój cenny czas, który mogłam przeznaczyć na wartościowszą – w moim mniemaniu lekturę. Powoli zmieniło się moje nastawienie i dziś połknęłam „Irlandzką różę” w jeden krótki wieczór. I jestem zachwycona. Kobietki!! Nie dajcie sobie wmówić, że jesteście gorsze bo czytacie romanse, czy o zgrozo! Nie wypada czytać ich bo ogłupiają itp. Romanse czytać trzeba!! Dla równowagi umysłowej, śmiem stwierdzić, że po ponad dwudziesty stronach ekspertyzy dotyczącej wniosku posła Palikota w sprawie Krzyża, taka książka sprawdza się lepiej niż SPA!!
Książka opowiada historię Erin, Irlandki z krwi i kości, która wiedzie biedne i monotonne życie wśród malowniczych, szmaragdowozielonych pól Irlandii, marzy o wielkim świecie i lepszym losie. Zazdrości kuzynce, która wyrwała się z tej zielonej szarzyzny do Ameryki, teraz ma pieniądze, rodzinę kochającego męża. Erin intuicyjnie wie, że w rodzinnej wsi czeka ją tylko stagnacja, że nie ma tu żadnych szans na rozwój. Wraz z kuzynką i jej rodziną do Irlandii z wizytą przybywa Bart, tajemniczy chmurny jegomość, który jednocześnie irytuje i intryguje Erin. Dziewczyna nie zdaje sobie sprawy, że oto zaczyna się przygoda jej życia, że będzie mogła rozkwitnąć, jednak nic nie będzie idealne, bo nad Bartem zdaje się wisieć mrok, jakaś tajemniczość, a i on sam otacza się nie do końca miłym towarzystwem.
Czytałam z wypiekami na twarzy, całkowicie pochłonięta i wypatrująca szczęśliwego zakończenia. Już wiem dlaczego Nora Roberts to królowa romansów, pisze z niesamowitym smakiem, a jednocześnie tak delikatnie i subtelnie, pozostawiając niedomówienia, że lepiej napisanego romansu nie mogę sobie wyobrazić. Na pewno Ona i Diana Palmer będą moimi częstszymi towarzyszkami na długie wieczory.
Dodam tylko ze okładka, jest niesamowicie klimatyczna i jak tylko książkę wzięłam do ręki, poczułam że NATYCHMIAST muszę ją przeczytać!
Książkę polecam każdej kobiecie, która chce się oderwać od szarej rzeczywistości i zanurzyć się w świecie przystojnych mężczyzn, pięknych kobiet i wielkiego uczucia!
Witaj! Sama ostatnio wypożyczyłam jakąś książkę Nory Roberts, wstyd się przyznać, ale nie mogę sobie teraz przypomnieć tytułu :P Ale do rzeczy. Chodzi o to, że zaczynam swoją przygodę z tą autorką z takim samym nastawieniem jak Twoje tzn. a jakieś romansidło pewnie, czy aby na pewno warto? Mam nadzieję, że moje wrażenia będą podobne do Twoich :D Pozdrawiam i zapraszam na mojego bloga ;)
OdpowiedzUsuńPewnie jak przeczytasz ileś tytułów to i tak będą się mieszać, życzę pozytywnego zaskoczenia :)
UsuńOdkopałam tę książkę. Okazało się, że jest to "Kamień pogan". Jak tylko znajdę więcej czasu, to się zabiorę za czytanie, a później podzielę wrażeniami :)
UsuńTo będę czekała na opinię :D
UsuńNie czytałam żadnej książki Nory Roberts, bo wydawało mi się, że jej książki są schematyczne i banalne. Właściwie nie wiem skąd to przypuszczenie, ale tak mi się zakorzeniło i już. Chyba czas zrewidować swoje poglądy skoro "Irlandzka róża" wciąga i zachwyca. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńbo one są schematyczne, wiesz jak się wszystko skończy, realizm, też jest taki se. Poszczególne autorki mają swoje schematy, ale mi to jakoś nie przeszkadza, chociaż zwykle wkurza okrutnie.
UsuńCzyli jak u mnie Palmer i Roberts to jest to :)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że mnie zrozumiesz :D
UsuńKiedyś próbowałam przebrnąć przez jedną powieść Nory Roberts i niestety było baaardzo kiepsko. Jej książki mnie nie przyciągają niestety :(
OdpowiedzUsuńto ja mogę polecić aktualnie tą, na bieżąco będę ewentualnie modyfikować swoja opinię co do tej autorki
UsuńNie przepadam za tego rodzaju tematyką, ale może kiedyś sięgnę po tą pozycję.
OdpowiedzUsuńromanse rządzą!
UsuńJa przeczytałam tylko jedną książkę tej autorki, która była połączeniem romansu i kryminału. Cudo to nie było, ale tak na odprężenie może być :)
OdpowiedzUsuńDo romansów to ja ogólnie podchodzę sceptycznie, bo się boje lukru wypływającego na mnie z każdej strony i w którym można się utopić. A ja przecież nie umiem pływać ;)
Ale, ale jakbym zobaczyła gdzieś tą książkę to na pewno zwróciłabym na nią uwagę przez okładkę.
Na odprężenie jest cudowne!! Muszę Cię nauczyc plywać, ja kulinarnie lukier uwielbiam, więc jestem spaczona :D
UsuńKiedyś czytałam książki Roberts te starsze, wypożyczane z biblioteki, nie są to jednak moje klimaty, nie pamiętam nawet skrawka z tych romantycznych opowieści, choć zgadzam się z Twoimi słowami, że na oderwanie się od szarej rzeczywistości są jak znalazł :)
OdpowiedzUsuńNie szukam w tych ksiażkach jakiejś odwiecznej prawdy, to są wlaśnie historie na oderwanie się od szarości...
UsuńBardzo lubię Norę Roberts, czasami trafię na naprawdę banalny romans, ale mimo to z chęcią sięgam po jej powieści, tak więc jak będę miała okazję, to na pewno przeczytam i "Irlandzką różę". Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa tej autorki unikałam, ale widzę że to ogromny był bląd...
UsuńTeż się do niej przekonałam. Miła rozrywka.
OdpowiedzUsuń