Wojciech Mann i Krzysztof Materna w podróży. Opowiadają o przygodach mrożących krew w żyłach, tragicznych i śmiesznych - jednym tchem.
Na przykład o tym, jak zostali potraktowani przez sycylijską mafię, albo o tym, jak otrzymali za przemycone trzy paczki papierosów zawrotną sumę pieniędzy. O psie przyklejonym do podłogi w ramach usług firmy European Decorating, o cłach nałożonych przez nich na holenderskie dywany... Opowiadają tak, że słyszymy absurdalną nutę cyklu Za chwilę dalszy ciąg programu, a także odzywa się w nas nostalgia za czasami, gdy postawienie stopy na pokładzie statku oznaczało otwarcie bram wielkiego świata. Ale PRL-u nie wymazywało z mentalności pasażerów: i płynął „Stefan Batory” w świat, a Polskę w sobie niósł... więc dumał o pokątnym handlu.
Nikogo nie trzeba przekonywać do tego, że obydwaj autorzy potrafią opowiadać. Że rozśmieszają bez specjalnego wysiłku - także nie. Proszę uwierzyć jeszcze w to, że nie od najmłodszych lat byli światowcami. Zostali nimi nie wiadomo dokładnie kiedy, ale na pewno w trakcie przygód opisanych w książce.
Kolejna książka Wojciecha Manna w Znaku po bestsellerowym RockMannie sprzedanym w 145 tys. egzemplarzy!
Książka znakomitego duetu, który współtworzył m.in. cykle Za chwilę dalszy ciąg programu, MdM, M kwadrat, a teraz znów pojawił się na ekranie telewizyjnym. Tym razem w pewnej szeroko komentowanej serii reklam.
Jakoś mniej więcej rok temu recenzowałam książkę p. Wojciecha Manna o tym jak nie został saksofonistą. Dziś historia zatoczyła koło. Dziś skończyłam czytać o tym jak panowie Materna i Mann zostali światowcami. Wspomnę, że jako dziecko uwielbiałam ich oglądać i już wtedy mnie bawili.
Wspominałam kilkukrotnie, że bardzo trudno rozbawić mnie słowem pisanym, zwykle potrzebuję mimiki, tonu głosy, kontekstu, żeby zaśmiewać się do łez. Płakać – bardzo proszę, nad książką mogę niemalże na zawołanie, ale roześmiać się… to już trudniejsza sprawa. Nie oczekiwałam, wiec wybuchów śmiechu podczas lektury, chociaż przecież nie nastawiłam się na traktat filozoficzny.
Patrząc na opakowanie mamy książkę, która jest pogodna, obiecuje dobrą zabawę, wszak Krzysztof Materna uśmiecha się z okładki w rozbrajający sposób, ale z drugiej strony towarzyszy mu lico Wojciecha Manna, pełne sceptycyzmu, rezygnacji, a może politowania? Tylna okładka dostarcza nam lakonicznych informacji, retoryczne pytania, rozbudzają ciekawość, ale bądźmy szczerzy w sposób umiarkowany. Krótka notka i pogodne barwy(lubię bardzo taki seledyn). Okładka zrobiona ze smakiem, nie przeładowana, zachowany złoty środek. Zacnie, ale nie kupujemy książki dla okładki(generalnie).
Otwieram książkę, przekręcam kartkę. Czytam pierwszy akapit, wybucham śmiechem, szczerym i radosnym i wiem, że chwile, które spędzę na lekturze tej książki będą warte każdej zarwanej nocy i zawalonej roboty.
Książka tak jak sugeruje tytuł opisuje podróże Male i dużo duetu M&M chociaż niekoniecznie razem, gdyż panowie, wbrew pozorom ślubu nie wzięli czasami wypuszczają się za Polską granicę bez połówki duetu.
Czytając o ich przeciekawych przygodach, człowiek może ubawić się do łez, nie jest to książka podróżnicza, Malo tam informacji o krajach, które odwiedzają, to mocno subiektywne przeżycia z wypraw do Stanów, Meksyku. Opowiedziane z perspektywy człowieka żyjącego w głębokim PRL-u, który musi zaufał PLL LOT i ich Iłom, a każdy w owych czasach znał powiedzenie „Chcesz być pyłem, lataj Iłem”, znając kontekst, warunki już historyczne, lepiej można te podróże przezywać, chociażby zrozumieć lęk Krzysztofa Materny przed podróżami podniebnymi.
Spędziłam bardzo wesołe chwile czytają o wojażach, naprawdę imponujących, nie tylko jak na owe czasy. Książka jest napisana w ciekawy sposób, czasami opowiada jeden Pan, czasami mówią na przemian, a czasami opowiada głównie jeden, ale drugi dopowiada jakieś drobiazgi.
Byłam bardzo pozytywnie nastawiona do tej książki, ale przerosła moje najśmielsze oczekiwania. In plus oczywiście.
Polecam, gwarantuję, że ta paskudna pogoda za oknem przestanie się liczyć, gdy zanurzycie się w morzu zabawnych anegdotek, upstrzonych wysepkami ciekawych i opatrzonych żartobliwymi komentarzami zdjęć!
Bezsprzeczny hit!
Myślałam, że to jakiś reportaż... Nawet nie wiesz, jak się zdziwiłam :D
OdpowiedzUsuńSięgnę, teraz już wiem, że koniecznie! Szczególnie, że tym śmiechem wybuchałaś raz po raz - czytałam (albo oglądałam na filmiku... chyba na filmiku, ale głowy nie dam ;) ) już wcześniej, że to u Ciebie raczej niespotykane.
Jestem w trakcie czytania i nie mogę się oderwać. Ostatnio przeczytałam książkę Jerzego Antczaka "Noce i dnie mojego życia".
OdpowiedzUsuńPolecam gorąco. Też będziesz się śmiała.
Ania
Kurcze, książkę mam na półce i jakoś jeszcze jej nie zaczęłam czytać. Muszę to jak najszybciej zmienić
OdpowiedzUsuńO pamiętacie ;) faktycznie rzadko zasmiewam się na ksiażce, zwłaszcza gdy mam zły czas i deprechę, ta książka z niej leczy, a na pewno chwilowo wyciąga, jest fenomenalna i jeśli jest taka możliwość trzeba przeczytać ;)
OdpowiedzUsuń