Korzystając z zimowej przerwy międzysemestralnej, Alicja, warszawska studentka, postanawia wybrać się w Bieszczady. Zupełnie nie spodziewa się jednak dramatycznej zmiany pogody i przez swoją lekkomyślność ulega poważnemu wypadkowi. Zostaje szczęśliwie uratowana przez mieszkającego samotnie w okolicy Wiktora, mającego za towarzysza jedynie wielkiego, szarego wilczarza.
Uwięzieni przez wielodniową śnieżycę Alicja i Wiktor zaczynają zbliżać się do siebie i zauważać, że choć wydają się pochodzić z kompletnie różnych światów, to jednak łączy ich o wiele więcej, niż którekolwiek z nich mogło przypuszczać. Chociaż zaczyna się między nimi rodzić uczucie, starają się z nim walczyć, ponieważ każde z nich nosi w sobie tajemnicę i dziedzictwo, mogące okazać się zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem.
"Więź" to rozgrywająca się w malowniczym otoczeniu zasypanych śniegiem, zimowych Bieszczad, pełna magii historia o przeznaczeniu i miłości dwojga ludzi, których z pozoru dzieli niemal wszystko. To opowieść o mocy i szale, o więzi większej niż czas, i sekretach, skrywających mrok i niebezpieczeństwo...
Utarło się, że w Polsce takim odpowiednikiem Syberii, Alaski, czyli ogólnie miejsc będących synonimem alienacji, ucieczki od świata są Bieszczady. Chyba każdy zna powiedzenie, rzucę to i pojadę w Bieszczady, byłam w Bieszczadach, więc potwierdzam, jeśli ktoś chce znaleźć odludne miejsce to najlepiej tam, wioski z kilkoma chałupami, w których większość to pogranicznicy, brak zasięgu. Do tej dziczy wyjeżdża Alicja, która na co dzień studiuje na politechnice, traktuje ten wyjazd jako okazję do resetu, do odpoczynku po całorocznym zgiełku, spotyka podczas tego wyjazdu Wiktora, tajemniczego typa, rodząca się więź przytrafia się w wyjątkowych okolicznościach. Pierwotne otoczenie, drżące od sił, które ciężko zgłębić rozumem. Niby powieść oparta na zgranym schemacie, ale czy jest szansa wyłuskać coś nowego, zaskakującego?
Pierwszą przeszkodą, jaką napotkałam, był styl. Ciężko mi się czytało, autorka ma historię do opowiedzenia, ale język, jakim pisze, dla mnie jest zbyt sztywny, jakby się sunęło dłonią po nieheblowanej desce, nie ma takiego wygładzonego poślizgu. Ciężko szło. Po kilkunastu stronach przywykłam do stylu i jakoś szło. Dla ludzi, którzy lubią taką magię w akcji, będzie to powieść idealna, ja akurat mniej wielbię, ale doceniam wykonanie, bo jednak motyw sam w sobie jest dosyć oklepany, zakończenie przewidywalne, ale no umówmy się ciężko w takim gatunku dopatrywać się jakichś skrajnie nowatorskich rozwiązań. Jak oceniłabym finalnie tę książkę? Przeciętnie ani nie wstrząsnęłam moim życiem, nie zachwyciła mnie bezgranicznie, jednak nie znudziła mnie, ani nie zmasakrowała, z ciekawością będę śledziła dalszą karierę autorki, zobaczymy, jak to się rozwinie.
Książka recenzowana dla portalu Duże Ka
Za tę dzikość i odosobnienie uwielbiam Bieszczady. Dobrze, że upały minęły, mi taka pogoda jak najbardziej odpowiada.
OdpowiedzUsuńKocham Bieszczady! Uwielbiam. Tam wszyztko nabiera mocy. Co do książki to czytałam już kilka jej recenzji i były one bardzo optymistyczne, ale mnie jakoś nie przekonuje do siebie.
OdpowiedzUsuńUpały to najgorsza rzecz na świecie;(.