Czy miłość może być zła? Czy może niektórzy ludzie spotykają się za wcześnie, a inni za późno? Czy możliwe jest prawdziwe uczucie, wbrew wszystkiemu? Takie, które wybacza każde potknięcie?
Kochać można mimo szpetoty ciała, mimo zdrady, mimo minionych lat. Kochać można na wiele sposobów: głupio, namiętnie, bezinteresownie, naiwnie, do końca życia. A mimo to miłość nie zawsze zwycięża.
„Jutra może nie być” to historia kobiety, która pogubiła się w życiu. Na jednym z portali internetowych Kinga odnajduje po latach swoją „wielką miłość”.
On jest żonaty, ona za kilka miesięcy wypowie sakramentalne „tak”. Nawiązują romans. Dla Kingi ta miłość jest wyjątkowa. Rzuca dla niej dotychczasowe życie i czeka, aż on zrobi to samo. Zostaje kochanką. Sytuacja komplikuje się, kiedy zachodzi w ciążę…
„Jutra może nie być” to opowieść nie tylko o miłości, ale także o stracie, cierpieniu, przyjaźni, poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi i sile, jaka tkwi w kobietach. Kobietach, które mimo przeciwności losu odnajdują w sobie odwagę, by iść do przodu i nie spoglądać wstecz. Kobietach, które spełniają swoje marzenia.
Właśnie skończyłam lekturę. Staram się ułożyć myśli, bo huczą one, jakby starały się przekrzyczeć. Jak przekupki na targu. Ciężko będzie opowiedzieć o czym jest ta książka, ciężko będzie ją ocenić. Zabiła mi ćwieka.
Po pierwsze tytuł. Można go rozumieć go w dwójnasób, po pierwsze: żyj pełną piersią, z całych sił, chwytaj dzień, żyj chwilą, wszystko co masz zrobić jutro zrób natychmiast, kochaj, śmiej się, bo przecież nikt nie gwarantuje tego, że jutro się obudzisz, nikt nie zagwarantuje, że następnego dnia ujrzysz wschód słońca, że będzie ci dana kolejna doba. Może chwila w której żyjesz, jest ostatnia a ty marnujesz ją na bierność, na roztkliwianie się nad tym co minęło. Po co? Doceń to co masz. Zaczerpnij życia, jakby to był ostatni haust powietrza przed skokiem do wody. Niech życie wypełni każdą twoją komórkę, każdy, nawet najmniejszy pęcherzyk płucny. Kto wie czy będzie szansa na kolejny wdech, na kolejny świt.
Drugi sposób a jaki próbowałam interpretować, to sposób skrajnie odmienny, przejaw depresji, chęci samounicestwienia, totalny, tak zwany tumiwisizm. Jutra może nie być, wszystko mi jedno, czy otworzę jutro oczy, skoro i tak straciłam coś tak dla mnie cennego, że życie utraciło sens, nie mam po co żyć, nie mam dla kogo się budzić, pogrążam się coraz większej bierności. Życie się wciąż toczy, ale obok…
Który sposób interpretowania jest właściwy? Czy któryś z nich jest właściwy, na to pytanie odpowiedzieć może tylko Autorka, bo Ona chrzciła to książkowe dziecko i nadawała imię i tylko Ona może właściwie zinterpretować. Ja bawiłam się w odgadywanie, dla własnej satysfakcji. Według mnie książka zawiera to i to, mamy zachłyśnięcie się życiem oraz pogrążenie w marazmie.
To jest bardzo trudna książka, trudna i ważna, traktuje o poważnych problemach i absolutnie nie może być zaklasyfikowana jako czytadło. To historia Kingi, która w sumie tuż przed ślubem spotyka miłość swojego życia. M. którego imienia nie dane jest nam poznać, spotyka go po latach od ostatniego kontaktu na portalu internetowym i rozpoczyna znajomość, niemając pojęcia jak to się skończy, czy gdyby wiedziała odmówiłaby, tej miłości, szalejem kwitnącej? M. ma żonę, ale jak w piosence „żona go nie rozumie, prawie ze sobą nie śpią”. Historia jak świat stara. Rozpoczyna się romans, romans szalony, namiętny. Piękna miłość, ale czy to jest miłość? Kradzione minuty, chwile,, ukrywanie przed żoną, ale okraszone pewnością, że jest miłość. Jednak Kindze w pewnym momencie to zaczyna przeszkadzać, chce więcej, chce budzić się obok swojego mężczyzny bez świadomości, że on będzie musiał wracać do innej, chce monopolu na jego czas, myśli, dotyk, łóżko. Chce normalnego związku. M. nie chce dzieci, nie dojrzał, nie czuje się gotowy. Kinga starała się z narzeczonym o dziecko, nie wyszło. Kiedy więc zachodzi w ciąże zrywa z M. i zachowuje ciążę w sekrecie. Intuicyjnie czuje bowiem, jak zareagowałby jej ukochany na tą wiadomość.
Nie chcę zbytnio zdradzać fabuły, wiec tutaj się zatrzymam w opowiadaniu tej historii i mam nadzieję, że skłonię Was do sięgnięcia po tą książkę bo naprawdę warto! To opowieść o silnej miłości, wielkiej nadziei i niewypowiedzianej stracie, która burzy dotychczasowe życie, odbiera oddech, historia powrotu do życia, jeśli można tak powiedzieć normalnego, chociaż przecież nic nie będzie takie samo.
To opowieść o odnalezieniu siebie, o nowej perspektywie życie, tutaj w Polsce, bez porzucania domu i ucieczki na wieś, czy to Toskanii jak to ostatnio jest modne.
Książka jest napisana bardzo dobrym językiem, a niemalże każdy rozdział rozpoczyna się od cytatu, znanych osób, takich jak Szymborska, ks. Twardowski i inni mistrzowie słowa. Cytaty te komponują się z treścią danego rozdziału, ukazują ponadczasowość danego problemu i są przede wszystkim mądrością skondensowaną od kilku słów, do kilku zdań. Bardzo mi się te cytaty podobały. Zresztą i książka zawiera aforyzmy-perełki.
Aby uczciwie opisać tą książkę muszę też napisać o pewnych sprawach, które mnie osobiście denerwowały. Po pierwsze bycie prawnikiem wypacza spojrzenie także na literaturę, tutaj po głowie mi się kołatało pytanie, jakim cudem Kinga jeszcze pracuje… wiemy że pracuje, ale w pracy jest dosłownie kilka dni, na wyjazdy i spotkania z M. jego znajomy wypisuje jej zwolnienia, a przecież nie możemy chorować w nieskończoność, jest przewidziana liczba dnia która zdaje się nie dotyczyć bohaterki, mimo że ciąża przebiega prawidłowo, Kinga jest na zwolnieniu, a przecież macierzyński urlop nie jest bez ograniczeń czasowych, mówię o płatnym, bo wnioskuję, że na takim Kinga przebywa, gdyż mieszkając w Warszawie nie prowadzi oszczędnego trybu życia. Po zakończonym urlopie(który mimo, że nie mamy podanych danych dniowych, ale patrząc przez pryzmat akcji) zbyt długim niż realnie i prawnie to możliwe, zwalnia się z pracy, bo ma dosyć, oczywiście zrozumiałe, oszczędności ma na pół roku, ale oczywiście dostaje bez stałego zatrudnienia kredyt i otwiera kawiarnię. Mi się to w głowie nie mieściło, ale kładę poprawkę, że po pierwsze to powieść, a po drugie, nie wszyscy czytelnicy, będą na akcję patrzyli przez okulary z paragrafów, prawa pracy i ubezpieczeń społecznych.
Momentami akcja i postępowanie bohaterki były irytujące, ale nie przysłoniło mi to mimo wszystko głównego problemu, ale raczej problemów poruszonych w książce. Czytałam z zapartym tchem, nie mogąc się oderwać, lub odrywałam się na siłę, aby pewne sprawy przemyśleć kilkakrotnie.
Na pewnie nie lekka książka na miły wieczór, ale bardzo dobra książka. Książka o życiu, które nas nie rozpieszcza. Chociaż będziecie pewnie wyklinały bohaterkę, że jest kolejną głupią, która wierzy, ze facet zostawi żonę i zwiąże się z kochanką, ale takie są prawa miłości, ślepa nadzieja , że moja historia skończy się inaczej…