Światem rządzi przypadek, także wyborami czytelniczymi. Gdy zobaczyłam na FB online spotkanie z Mariuszem Szczygłem nie zakładałam, że będzie to skutkowało dopisaniem jakiejś książki do listy must have w końcu wszystkie książki autora dumnie prężą się na półkach i stosach, a książkę, którą poleca najczęściej czyli Śmierć pięknych saren mam od dawna, a że czeka na swoją chwilę to już inna sprawa, tymczasem jakże się myliłam. Mariusz Szczygieł wspomniał o nieznanym mi epizodzie z życia Hanny Krall, w czym znowu nie byłoby nic dziwnego bo aż tak dokładnie nie znam Jej biografii, niemniej fakt, że pracowała w miesięczniku Wiadomości wędkarskie niesamowicie mnie zaskoczył. O czym sława, legenda polskiego reportażu mogłaby pisać do gazety, której w życiu nie trzymałam w rękach i która kojarzyła mi się z synonimem nudy?
„Ta strona nie jest dla wędkarza. Wędkarz wędkuje i nie ma czasu na czytanie żadnych stron. Ta strona jest dla żony. Mąż wędkuje, a żona sobie czyta” – tak Hanna Krall zainaugurowała rubrykę Smutek ryb w miesięczniku „Wiadomości Wędkarskie”. Był rok 1983, a pismo dla wędkarzy postanowiło pomóc uznanej reporterce – bezrobotnej w stanie wojennym. Tam Krall mogła publikować bez weryfikacji, bo w końcu trudno pisać wywrotowe treści, pisząc o rybach. A jednak…W cyklu rozmów Hanny Krall o rybach nie przeczytamy ani o przynętach, ani o wędkach, ani o podbierakach. Dowiemy się za to z rozmowy z profesorem Henrykiem Samsonowiczem o rybach w Średniowieczu („Szczuka, czyli szczupak, okoń, karp, to były w dwunastym, trzynastym wieku najpopularniejsze przezwiska i wyzwiska”). Historyczka sztuki Agnieszka Morawińska opowiedziała o rybach w sztuce („Rybacy musieli po prostu być »na wyposażeniu« rokokowego ogrodu jak łabędzie albo bażanty”). Profesor Jerzy Szacki – o rybach w myśli społecznej („W historii ryby spotkanie ryby z człowiekiem jest epizodem niespecjalnie długim”). Doktor Hanna Kirchner – o rybach u Nałkowskiej („Pisarka pokazuje rybę zawsze na granicy między uprzedmiotowieniem i życiem”). Pisarz Jerzy Putrament wyjawił, że wędkując, doświadczył spotkania z diabłem („Widziała pani kiedy oczy węgorza? A oczy diabła? A chce pani oczy diabła zobaczyć? To niech się pani przyjrzy oczom starego węgorza”), astrolog Marek Burski opisał ludzi spod znaku Ryb („Rzadko awansują, dyrektorów-Ryb jest niewielu”), a o samym łowieniu opowiedziała harcmistrzyni Jolanta Chełstowska („Mówią nawet, że mam fart. Być może ryby są mi wdzięczne za mój pozbawiony pychy stosunek do nich i pozwalają w nagrodę się łapać”).Między wersami tych, zdawałoby się, niepozornych rozmów o rybach możemy dostrzec odniesienia do sytuacji w Polsce lat osiemdziesiątych. I albo tak wiele żon czytało Smutek ryb, albo jednak i wędkarze skusili się na lekturę tej rubryki, w każdym razie Hanna Krall została wyróżniona w plebiscycie czytelników na ulubionego autora „Wiadomości Wędkarskich”.Teksty te nigdy nie były wydane razem w formie książkowej. Cztery z nich ukazały się w jubileuszowej książce Krall (Dowody na Istnienie 2015).
Gdy wybuchł stan wojenny wielu doskonałych autorów straciło pracę, byli persona non grata we wszystkich czasopismach, które się liczyły, a co za tym idzie z dnia na dzień stracili źródło dochodu. Tak w imię solidarności zawodowej Hanna Krall znalazła zatrudnienie w Wiadomościach wędkarskich, w których miała prowadzić rubrykę Smutek ryb i właśnie te teksty znajdziemy w tej książce. Ryby były punktem wyjścia do rozmów z ludźmi wybitnymi, przedstawicielami różnych nauk, to przyczynek rozważań o życiu, ontologii, z tematyką miesięcznika ma to taki luźny związek, że momentalnie przypomniał mi się jeden z ulubionych dowcipów, który bawił nas w nauczycielskim gronie przy okazji każdej sesji. Otóż student przygotowywał się do egzaminu z zoologii, nauczył się jednego tematu, o robakach. Na egzaminie dostał pytanie o słonie, dziarsko przystąpił do odpowiedzi: słoń jest ssakiem, ma cztery nogi i trąbę w kształcie robaka, robaki dzielimy na:... i tutaj zaśmiewaliśmy się do rozpuku, ale nie będziecie śmiali się podczas lektury tych tekstów. Ryby w kulturze, malarstwie, heraldyce są początkiem opowieści o ludzkich marzeniach, dążeniach, ba nawet są czynnikiem determinującym zmiany w zbiorowości. Wydaje mi się, że w tych tekstach sprzed blisko czterech dekad znajdujemy gatunek dziś wymarły. Piękne rozmowy przesycone klasycznym duchem przedwojennego wychowania, kompleksowego ujęcia tematu, skoro już wtedy padały zarzuty, że są za trudne, że odbiorca nie zrozumie nawiązań, cóż mówić dziś, gdy poziom edukacji tak upadł, gdy nawiązania do średniowiecznej sztuki, mitologii są do odszyfrowania dla nielicznych. A jednak wierzę, że dzięki tej książce rozwija się ludzka wrażliwość.
Wspaniały styl i genialnie dobrani interlokutorzy, cudowna inteligencka atmosfera za którą wiele osób wzdycha i tęskni. A że to dodatkowo prztyczek w nos cenzurze? Kiedyś Orzeszkowa oszukiwała carskiego cenzora opisami cenzury, a Hanna Krall zwodziła reżim rybią tematyką, duch w narodzie miejmy nadzieję nie zginie. Dodatkowo ta książka jest mistrzowsko ilustrowana. Naprawdę wiedział Mikołaj co robi ofiarując tak zacny dar!
No faktycznie, nie posądzałabym Hanny Krall o pisywanie do czasopisma wędkarskiego. Ciekawy epizod. Bardzo jestem ciekawa tego szeregu nawiązań, o których wspominasz.
OdpowiedzUsuń