Jest rok 1968. Claire Randall powraca wraz z dorosłą córką Brianną do Szkocji. Tu pragnie wyznać prawdę równie zaskakującą, jak wydarzenia, które ją zrodziły: prawdę o starodawnym kręgu kamiennym... o miłości przekraczającej granice czasu... o szkockim wojowniku Jamesie Fraserze...
Ale jest też rok 1745. Claire udaje się do Paryża, aby zapobiec skazanemu na klęskę powstaniu w Szkocji pod wodzą księcia Karola Stuarta. Chce ocalić córkę i mężczyznę, którego kocha...
Mam
kilka, a nawet wiele irytujących cech. Na pewno lubię dokańczać zaczęte serie
oraz jestem masochistką, dlatego postanowiłam zaryzykować unicestwienie mózgu,
aby jednak dokatować Obcą do końca…
spokojnie, Ci którzy już chcą pisać wniosek o ubezwłasnowolnienie, nie kupiłam,
a dostałam, trzy brakujące tomy – na początek i postanowiłam zmierzyć się z
dalszymi losami epickiej sagi o chędożeniu i podróżach w czasie. Tym razem
całkowicie na trzeźwo.
Tym
razem Claire, która przeniosła się z XX wieku do wieku XVIII, wraz ze swym
mężem – drugim, chociaż jeśli chodzi o epoki, pierwszym, a więc… nie wiem,
takiej czasowej dezorientacji nie przeżyłam nigdy, bo i nigdy chyba tyle nie
wypiłam – więc pomińmy to zagadnienie, wyruszają do Francji. Oczywiście
pojechali tam już pod koniec tomu pierwszego, aby Jamie mógł zapomnieć o
Randallu, co jest ciężkie, bo Jack to ciacho – kolejna irytująca cecha, moja
skłonność do Schwarz charakterów – ale Claire opowiedziała Jamiemu co się
stanie, o bitwie, która zdziesiątkuje Szkotów, więc nasi bohaterowie chcą
odwrócić losy historii i nie dopuścić do powstania. Nie jest to proste, gdyż sporo czasu zajmuje
im tradycyjnie spółkowania, chociaż Claire jest w ciąży, więc ku mej
bezbrzeżnej rozpaczy opisów figlowania jest mniej… ale fani różnych twarzy
szarości, w szkockich, czy – tym razem – francuskich plenerach – później autorka
nadrabia. Więc(wiem, ze tak się zdania nie zaczyna), bujają się w tej Francji,
Claire budzi pożądanie mężczyzn w każdym wieku, zachowuje się jak XX wieczna
feministka i ma pretensje, że świat i Jamie tego nie rozumie. No helloł, gościa
przerasta zagadnienie depilacji, nie jest więc zbyt postępowy. Kłócą się i
godzą(w łóżku oczywiście). Pojawia się słońce moich dni, zaczynają się
wspomnienia. W końcu Jamie zmusza Claire do powrotu do XX wieku, a on ma zamiar
umrzeć. A!!!! W książce mamy również Claire w XX wieku, która ze swą córką
przybywa z Ameryki do Szkocji i szuka informacji o Szkotach z XVIII wieku.
Zwraca się z tą prośbą do przybranego syna pastora, który dobrze znał jej męża
Franka – jeszcze się nie pogubiliście? Ów młodzian od pierwszego wejrzenia
zakochuje się w córce Claire i… poczytajcie… sami.
Zapewne
odnieśliście wrażenie, że ślę bezlitosny hejt w stronę Uwięzionej w bursztynie, otóż nie do końca jest to wrażenie
słuszne, bowiem ta część nawet mi się podobała i czytało mi się bez bólu, a
nawet z niejaką przyjemnością. Gdy pojawia się PEWNA POSTAĆ, przyjemność i
radość wzrosła. Nie mam pojęcia o czym
autorka będzie pisała przez kolejne sześć tomów, skoro zgrywa tyle dobrych
kart, ale naprawdę nie czytało się źle. Wprawdzie nadal niektóre dialogi mnie
po prostu rozwalają, sprawiając, że uderzam głową(miarowo) w ścianę/biurko, ale
coraz częściej wybucham śmiechem… chociaż to śmiech przez łzy.
Naprawdę
nie było tak źle… obecnie dosłownie katuję Podróżniczkę,
zaraz idę na ogród, lub do piwnicy, znaleźć jakąś szczapkę, do zaciskania
zębów, ale nie tracę nadziei, że się jednak coś tam rozkręci…
Reasumując
drugi tom podobał mi się, nie jest wybitny, ale czytało się nieźle… jak cała
seria będzie taką sinusoidą – to przeżyję… Nic idę doczytać Podróżniczkę… to jest wyzwanie.
A i angielski tytuł
Dragonfly in amber podoba mi się bardziej, niż polski...
Czytałam całą serię. Niektóre tomy gorsze inne lepsze, ale nie zmienia to faktu, że uwielbiam styl Gabaldon :)
OdpowiedzUsuńno to ja od uwielbienia jestem jednak ciut daleko
UsuńKiedyś ją przeczytam. Kiedyś....;)
OdpowiedzUsuńwyjdzie wszystko i spokojnie skompletujesz :D
UsuńSwoim ostatnim wpisem skutecznie odstraszyłaś mnie od tej autorki.
OdpowiedzUsuńPodobny masochizm uskuteczniam, nie do całych serii, ale nie potrafię odłożyć zaczętej książki choćby była największym gniotem.
I tego nie lubię robić, bo co jeśli Ciebie by akurat zachwyciła...
UsuńO! To coś dla mnie. Muszę się chyba zaopatrzyć we własny egzemplarz :d
OdpowiedzUsuńEgzemplarze - jest ich wiele :P
UsuńLubię książki o przenoszeniu się w czasy historyczne. Nie znałam tej serii. Poszukam.
OdpowiedzUsuńale nie biorę za to odpowiedzialności :P
UsuńNie strasz Kasiek, mam skompletowana cala serie, tylko czasu i samozaparcia brak, aby zaczac czytac sage. Tez tak mam, ze lubie doczytywac serie do konca. O "Podrozniczce" czytalam i az strach sie bac :)
OdpowiedzUsuń