Bycie uzależnionym od czytania, wbrew temu co mówi wiele osób ma też wady. Człowiek, który ma takie hobby, nigdy nie odłoży zbyt wiele pieniędzy, jak nie nowa książka, to kolejne okulary, a to nowy regał a to... ojej nowa książka. Każdy z nas jednak ma sposoby by sobie radzić z nałogiem, a to pożycza książki, a to obiecuje, że nie kupi nic dopóki nie przeczyta np.. Dziesięciu starych. Wszystko to często podejrzanie przypomina człowieka na kacu który od jutra nie pije. Moim sprawdzonym sposobem ograniczenia kupowania jest nie kupowanie książek autora którego nie znam jeszcze, którego w domu mam już jakąś książkę zanim jej nie przeczytam. Odsiewam w ten sposób ziarna od plew i zapobiegam sytuacji w której kupuję dziewięciotomową serię, a później nie mogę przebrnąć przez tom pierwszy. Niestety, czasami swoje zasady łamię, i skusiłam się na promocję w dyskoncie i do domu przyjechała książka Nie pozwól mu odejść, Tomasza Kieresa, którego to wcześniejszą książkę mam od wielu miesięcy, a nie mogłam jej przeczytać najpierw bo zgubiła się pomiędzy tomami.
Połączyło ich wielkie uczucie, którego nadejścia żadne z nich się nie spodziewało. Niechciane, nieplanowane, niepotrzebne. Wielka miłość, która jest wspaniałym darem, w tym przypadku obojgu przyniosła jeszcze więcej bólu.
Bo miłość to wolność, a kochać znaczy pozwolić odejść. Nikt nie zasługuje na to, by zostać uwikłanym w związek bez przyszłości. W uczucie, które może zakończyć się tylko w jeden sposób. Do kogo jednak tak naprawdę należy decyzja?
Wzruszająca powieść o przewrotności losu i jego nieuchronności. O tym, że życie czasami brutalnie weryfikuje nasze plany i o sytuacjach, z których nie ma dobrego wyjścia.
Tomasz Kieres kolejny raz zabiera czytelników w podróż pełną wzruszeń, pytań o sens życia i o prawo do decydowania o losie ukochanej osoby.
Zupełnie nie wiedziałam czego się po autorze spodziewać, faktycznie okładki są ładne i klimatyczne, opisy nieco nawiązuję do Sparksa, ale ja takich porównań nie lubię i staram się nie sugerować, zwłaszcza, że fanką Sparksa jestem średnią. Na lotnisku spotyka się Kamil i Lena, oboje są po czterdziestce, długoletnie związki niedawno się skończyły, a oni jadą na urlop i los styka ich ze sobą. Chemia działa od pierwszego zdania, są dowcipni, elokwentni, śmiali, jak nigdy wcześniej. Wakacyjny romans prędko nabiera barw, ale urlop Leny się kończy i chociaż ta relacja ma trwać po powrocie z wakacji, po Kamilu ginie ślad. Co się stało i co się tu odmotylkowało.
Wzięłam ja sobie tę książkę w trasę, bo miałam ochotę na romans, ostatnio odkryłam, że w Polsce mamy niezłe romanse rodzimych autorów i miałam nadzieję, że to będzie właśnie taka perełka. I wszystko szło świetnie do około strony numer 140. Pomysł super, bo mamy dwójkę ludzi z bagażem doświadczeń, których podróż i nowe środowisko wyzwala z dotychczasowych oków sztywności. Fajnie rokuje, ale później. Jak mi się ta książka dłużyła. Nie wiem może dlatego, że tak się złożyło, że w tym miesiącu to trzecia książka z motywem choroby i to chyba przelało nieco czarę, ale sądzę, że gdyby ten wątek był jakoś poprowadzony, płynniej wpleciony w akcję, to nie czepiłabym się, on tu jest wrzucony jak granat. Mnie dalszy ciąg nie wzruszył, a wkurzył, nie lubię gdy ktoś kto twierdzi, że kocha arbitralnie podejmuje decyzję nie dając mi pola manewru. Wiem, że to nie jest nowe zagranie, bo taki wątek się od czasu do czasu pojawia w filmach, czy serialach, ale zawsze mnie drażni(że użyję eufemizmu). I tak pierwsze(niech będzie) 150 stron powieści oceniam bardzo wysoko, jeśli chodzi o romans, emocje i pomysł, o tyle ciąg dalszy nie zaangażował mnie ani trochę. Dlatego wcześniejsza książka autora poczeka, chociaż mężczyzna piszący u uczuciach ma jednak wiele nowego do powiedzenia, na pewno autora jeszcze nie skreślę.
Nie słyszałam o tym tytule wcześniej :)
OdpowiedzUsuńJa nie raz wydałam za dużo na książki. W końcu udało mi się wymyślić skuteczny sposób, żeby nie pójść z torbami. Ustaliłam sobie po prostu określoną maksymalną kwotę miesięcznie do wydania na książki. Trzymam się jej i skutkuje. :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy niepozwalanie na odejście jest dobrym rozwiązaniem. Może lepiej kształtować znajomość partnerską cały czas, bez zapominania o drugiej stronie niż później martwić się o to, że ten ktoś może odejść i myśleć nad tym co zrobić, żeby tego nie uczynił.
OdpowiedzUsuń