Miłośnik egzotycznych lotnisk i najgorszych hoteli Szymon Hołownia – przemierzył setki tysięcy kilometrów, aby odkryć dla nas chrześcijaństwo na nowo.
Kardynał Maradiaga, kandydat na papieża, pilotował dla niego śmigłowiec w Hondurasie. Od księdza komandora US Navy na Guam dowiedział się, że w amerykańskiej armii też można zostać świętym. Miejsca spotkania z koptyjką Mariam nie ujawni nigdy – w Egipcie wydano na nią wyrok śmierci za porzucenie islamu.
Dotknij chrześcijaństwa w jego niezwykłej różnorodności. Poczuj się częścią wspaniałej wspólnoty, żywej 24h na dobę.
Złotówka ze sprzedaży każdego egzemplarza książki zostanie przeznaczona na sierociniec Kasisi Children’s Home w Zambii
Wiecie, albo i nie że bardzo
lubię Szymona Hołownię. Od pierwszej książki spodobał mi się Jego styl i tematyka
którą porusza. Na Jego książkach śmiałam się w głos, ale i płakałam rzewnymi
łzami. słuchałam jego wywiadów, oglądałam Go w TV, nawet kupowałam Neesweeka
dla Jego felietonów. Jestem fanką. Mam wszystkie książki, więc najnowszej nie
mogło zabraknąć(ba jedną książkę mam nawet z autografem – wygrałam).
Kilka osób zwróciło uwagę, że książka
jest długo czytana. Faktycznie – na półce
„teraz czytam” na LC wisi już miesiąc. Kupiłam ją gdzieś w połowie listopada, brałam
ją do pociągu, czytałam w drodze i w łóżku. I mam bardzo mieszane uczucia. Pytanie,
które pojawiło się gdy dowiedziałam się, ze wyjdzie kolejna książka SH „ Czy
Hołownia się nie wypalił? Czy wciąż ma o czym pisać”. Pozostaje aktualne…
Mam strasznie mieszane uczucia…
Szymon Hołownia wziął przykład chyba z Wojciecha Cejrowskiego, tylko że zamiast
kamery wziął notatnik i zafundował nam wycieczkę po mniej, lub bardziej
egzotycznych miejscach naszego globu i pokazał, jak żyje się tam chrześcijanom.
Rozmawia z kardynałami, biskupami, zwykłymi księżmi, zakonnikami i mniszkami,
ale także ze świeckimi, wyznawcami katolicyzmu, ale nie tylko. Jego rozmówcy są
mniej, lub bardziej konserwatywni w swoich poglądach. Od skrajnej ortodoksji,
do liberalizmu.
Książka to nie tylko wywiady, to
także reportaże z przeróżnych miejsc, których nie da się zaszufladkować, bo
będzie i baza US Navy, będzie szkockie opactwo, będzie Skandynawia, ale również
pojedziemy na Antypody i do Afryki. A także do nieznanego miejsca w którym
swoją historię opowie nam Miriam, kobieta która porzuciła islam i teraz ukrywa
się lękając się o swe życie. Historia Miriam jest zresztą, jedną z bardziej
poruszających. To opowiedziana bez patosu, bez nienawiści historia dziewczyny,
która szukała Prawdy, nie zmieniał religii dla kaprysu, nie dla swojego faceta,
porzuciła islam bo uznała, że nie jest wiarygodny w tym co głosi. Ta decyzja
spowodowała zmianę życia dziewczyny. Wciąż grozi jej niebezpieczeństwo. Tyle o
tym, że twierdzenie iż za porzucenie islamu grozi śmierć, to bajka. Jak widać
to najprawdziwsza prawda. Książka porusza,
czytając o ludzkich losach w miejscach zapomnianych, wydawać by się mogło,
przez Boga i ludzi, gdzie na każdym kroku grozi śmierć za wiarę, za poglądy. A mimo
to ludzie tam normalnie żyją, pracują, kochają. I nie tylko, przede wszystkim
wierzą, wierzą wiarą, której można im zazdrościć.
Wielokrotnie podczas lektury
miałam świeczki w oczach. Łzy wzruszenia wpisane są w tą książkę, bo chyba nie
można być nieczułym gdy czyta się o takich wydarzeniach. Ale ogólnie, książkę
przemęczyłam, za dużo było takich miałkich rozdziałów, które miały esencją danego
regionu, bo mieliśmy i historię i teraźniejszość i jeszcze kwestie wyznaniowe.
W efekcie każdy temat był liźnięty i pozostawiał po sobie niedosyt. Lub
przesyt, jeśli autor za bardzo skupiał się na jednym aspekcie.
Naprawdę nie wiem, co mam myśleć
o tej książce. Fakt jest faktem, ja ją męczyłam, a nie czytałam. Owszem były
rozdziały czytane z wypiekami na twarzy, ze łzami na policzkach, ale były też
takie, których lektura była żmudną pracą.
Ciężko mi pisać w ten sposób o książce
jednego z moich ulubionych współczesnych pisarzy. Ta książka wzbudza we mnie tak sprzeczne
uczucia, że mam ogromny problem z oceną… z poleceniem też mam problem. Bo nie
jest to książka stricte podróżnicza(chociaż zdjęcia ma piękne), nie jest to też
taka książka do jakiej przyzwyczaił nas Szymon Hołownia… Czuć w niej ten
charakterystyczny styl Autora, humor i pasję, ale to wszystko jakby rozwodnione
było…
Normalnie książki Hołowni nie wzbudzają mojego entuzjazmu, choć faktycznie którąś z poprzednich miałam w planach. I wiesz... Czwarty akapit Twojej recenzji - o dziwo - wydał mi się bardzo kuszący. Autor miał naprawdę świetny pomysł na temat i aż pomyślałam, że mimo Twoich męczarni może jednak przeczytam, ale już zakończenie czwartego akapitu i dalszy ciąg osłabiły mój zapał. Bo skoro prawdziwa miłośniczka twórczości nie jest przekonana i cierpi przy lekturze, to tym bardziej czeka to mnie - agnostyczkę, do twórczości Hołowni jeszcze nie przekonaną.
OdpowiedzUsuńMoże właśnie dlatego, że jestem wielbicielką, a to jest zupełnie nowa odsłona SH. Chociaż powiem Ci, że agnostyka te, niekiedy długawe, wywody o Bogu, Jego intencjach, zamysłach - mogą zmęczyć.
UsuńA ja właśnie jestem wierzącą i aż wstyd się przyznać, że jeszcze nie czytałam, żadnej z książek Hołowni. Mam nadzieję, żw wkrótce zacznę i to może nawet od teh
OdpowiedzUsuńna szczęście nieznajomość Hołowni nie przeszkadza w wierze, chociaż On naprawdę fenomenalnie pisze o Bogu o byciu Katolikiem!
UsuńChyba jednak sobie tą ksiązkę odpuszczę. Nie lubię się" męczyć" podczas czytania.
OdpowiedzUsuńMoże przeglądnij w księgarni, albo w biedronce i spróbuj, może akurat być się nie męczyła
UsuńJa właśnie Hołownię męczę i też w każdej wolnej chwili w pociągu, miejski eMPeKu :) Książka sama w sobie bardzo mi się podoba, klimatyczność zdjęć, charakterystyczny dla Hołowni styl (nie jest go za dużo, ale jest). Książka po prostu jest inna, także bym wolał Hołownię w poprzedniej odsłonie, ale z braku laku i reportaże pana Szymona dobre :D :) Ciekawe, czy jeszcze wyda coś z zakresu wiary i teologii. Podobno z leksykonami już skończył, więc nie ma co liczyć na podobny do "Monopolu na zbawienie" twór :(
OdpowiedzUsuńNo skończył, bał sie chyba przesytu. A szkoda bo to szło Mu doskonale! No, ale wszystko co dobre, szybko sie kończy
UsuńNiestety tym razem to zupełnie nie dla mnie książka. Może dlatego, że np nie lubię autora ;]
OdpowiedzUsuńNo zdarza się. Szymon jest charakterystyczny i nie każdy Go uwielbia ;) Ale mamy różnorodność :)
UsuńOd jakiegoś czasu przyglądam się temu Pani i mam coraz większą ochotę dowiedzieć się o czym i jak pisze w swoich książkach. Zacznę jednak od tych wcześniejszych. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWcześniejsze mogę i zawsze polecam z czystym sumieniem.
UsuńDzięki za ten wpis. Już wiem co kupię pewnemu znajomemu na prezent ;)
OdpowiedzUsuńPolecam się.
UsuńOstatnio doszłam do wniosku, że Kościół nie daje mi porządnej dawki wiary, jakiej potrzebuję. Dlatego zainteresowałam się właśnie tego typu pozycjami. Niedługo pora na Hołownię, który jest dla mnie niemal idealnym przykładem człowieka wierzącego. Pokazuje, że można (ba, nawet trzeba!) mówić o wierze z humorem, cieszyć się nią, a nie tylko płakać w kościołach.
OdpowiedzUsuńNie poszłabym tak daleko, że Kościół nie daje. Faktycznie ciężko znaleźć kościół i księży którzy do Nas trafią.
UsuńNo, Hołownię mogłabym jeść łyżkami, choć chłop ma chyba ADHD: gada, sam siebie nakręca, mógłby występować w kabaretach ;)
OdpowiedzUsuń