Praca w domu była świadomym wyborem Marty. Inteligentna, dowcipna i wrażliwa kobieta nigdy jednak nie była typową panią domu – zbyt ceniła sobie swoją niezależność, często podejmując się różnych zleceń – tłumaczeń, tworzenia skeczy i monologów kabaretowych... W końcu kultura była jej żywiołem, a okazało się, że można na niej całkiem nieźle zarobić.
Marta nie dała się zamknąć między sypialnią, kuchnią a pokojami dzieci, choć gorąco wspierała je na każdym kroku. Nie to, co Tomasz – weekendowy tatuś, jak się okazało, tak bardzo nieidealny, jak tylko mężczyzna być może.
Stopniowo Marta dochodzi do wniosku, że jej życie byłoby znacznie lepsze... bez niego. Kiedy dodatkowo ten mówi jej o Pannie Paulinie, postanawia odnaleźć dawną siebie i cieszyć się życiem, które – jak można było pomyśleć – utraciła.
Książka „Tymczasowa”, zanim
przyciągnie nas treścią, najpierw skupia nasz wzrok na okładce. Piękna
pastelowa okładka i kobieta, której rysy twarzy koncentrują naszą uwagę.
Przycupnęłam sobie na chwilkę, żeby tylko zobaczyć, czym ta książka pachnie.
Wstałam po przycupnięciu po 12 w nocy. Książka była przeczytana, a moja głowa pełna
myśli, emocji.
Marta jest kobietą, która
poświęciła życie dla męża i dla dzieci. Tylko, że dla jej męża to za Malo,
znalazł sobie nowszy, lepszy model. Jak większość mężczyzn ma swoją kobietę, za
ślepą idiotkę, a Marta wie. Czeka na
przyznanie się męża, zostaje, jakby zawieszona w czasie, pogrąża się w marazmie.
W końcu wiarołomny mąż – Tomasz odchodzi do swojej nowej Panny. Marta musi
zacząć nowe życie. Tylko w jaki sposób,
skoro tym co ją określało, zawsze był dom, opinia, najpierw matki, później
męża. Zostaje sama w domu z kredytem, z dorastającymi, buntującymi się dziećmi.
Bo szanowny Pan mąż, oczywiście zabrał wszystkie aktywa i auto. No ale przecież
to On pracował. Marta tylko nudziła się w domu. Jedyna zmiana to taka, że teraz
może się nudzić bez męża.
Mimo pogodnej okładki, sama
książka nie jest już tak różowa. Jest smutna. Będzie smutna dla większości
kobiet, bo wszystkie popełniamy te same błędy. Tak często udajemy, że wszystko
jest w porządku, gdy nasze wnętrze zwija się z bólu. Jak łatwo dajemy się wprzęgać
do kieratu narzuconego nam przez pokolenia. To wszystko robi Marta, zapomina o
sobie, udaje, że wszystko jest w porządku, bo powinno przecież być. Mąż
zarabia, wiec ma prawo przyjść do cichego, ciepłego domu w którym pachnie
obiadem. Mąż ma prawo do odpoczynku, samej sobie tego prawa odmawia. Z siedmiu
dni tygodnia ma jeden luźniejszy dzień, gdy jadą do jej rodziców, lub do
idealnych teściów i to Tomasz odgrywa rolę idealnego ojca i męża, udaje że wie
co dzieje się z jego dziećmi, jest troskliwym i kochającym tatusiem.
W końcu cała konstrukcja oparta na udawaniu upada. Marta
zostaje sama. Z pozoru nic gorszego nie mogło jej spotkać. Kobieta jest workiem
kompleksów, wyhodowanych przez ambitną mamusię, która miała wysokie aspiracje,
zaszczepiła w Marcie niskie poczucie własnej wartości, to poczucie umocnił Mąż
i Teściowa. Marta odbiera zewsząd sygnały, że nie jest wystarczająco doskonała,
Matka daje jej za przykład młodszą siostrę – Dagmarę, która odnosi jakieś tam
sukcesy, ale jest bardzo, bardzo zdolna, Mąż wytyka jej brak obycia, a Marta
widzi inne Matki w piaskownicy z idealnymi, czystymi dziećmi i czuje się
wyobcowana, pełna wad. Czuje, że nie potrafi nic dobrze zrobić, że jest złą
żoną, wyrodną marką. Wciąż powtarza litanię samooskarżeń.
Jednak, paradoksalnie, odejście męża,
jest wstrząsem, po którym, z ruin jej życia wyłania się coś nowego, lepszego.
Zaczyna się, niepozornie, od wspomnień, codzienność jest pretekstem do
wspominania całego życia, nie tylko tego które przeżyła z Tomaszem. Zaczyna
pewne rzeczy, sytuacje widzieć w innym świetle. Czas pokaże, kto wyszedł
najgorzej na tym rozstaniu.
Według mnie to książka bardzo
poruszająca. Nie ma zbyt wiele wspólnego z czytadłem, lekkim i przyjemnym.
Zmusza do refleksji, przemyślenia pewnych kwestii. My kobiety, jesteśmy
zaprogramowane na bycie doskonałymi, wynik – oczko niżej – nas nie
satysfakcjonuje, wszystko musi być perfekcyjne.
Nie umiemy dzielić się obowiązkami, najważniejsze jest nasze
samozadowolenie – rzecz nie do osiągnięcia. Drobna porażka spycha nas na dno,
otchłani rozpaczy, jest pretekstem do katowania się wymówkami.
Staramy się za bardzo. A to może być błąd…
Bardzo gorąco polecam tą książkę,
nie tylko mężatkom, według mnie, wiele
kobiet znajdzie część siebie w sytuacjach opisywanych w tej powieści i może któraś
odkryje, uświadomi sobie, co jest złe, a co warte jest walki.
Początkowo sceptycznie podchodziłam do tej książki, ale po twojej pochlebniej recenzji widzę, że niepotrzebnie, dlatego, jak spotkam ,,Tymczasową'', to chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze Ci sie spodoba. Tym wieksza ze ja namawiam
UsuńCzytałam i bardzo pozytywnie wspominam. A okładka faktycznie robi wrażenie. To było pierwsze, co zwróciło moją uwagę i przyciągnęło mnie do tej książki :)
OdpowiedzUsuńGdy dostalam ksiazke do rak, pierwsze co to nie moglam sie napatrzyc
UsuńGdyby nie ty nie zwróciłabym na ksiażkę uwagi.
OdpowiedzUsuńTeraz tyle sie wydaje, bardzo latwo, przegapic wartosciowa ksiazke
UsuńCiekawi mnie ta książka. Dobrze wiedzieć, że to nie kolejne czytadło, bo taka słodka okładka taki rodzaj literatury sugeruje.
OdpowiedzUsuńCzytadel mamy wiele, ta ksiazka tez z taakowym moze sie kojarzyc, ale to tylko iluzja spowodowana okladka
UsuńRzeczywiście, temat książki jest poruszający i, moim zdaniem, ważny w dzisiejszych czasach. Ale z drugiej strony, obawiam się, że facet może być pokazany w niej jako potwór, bez żadnych pozytywnych cech, a to trochę przesada. Niemniej, z chęcią przeczytam, żeby zobaczyć, jak to wygląda. :)
OdpowiedzUsuńA wlasnie nie. Autorka uniknela tej pulapki, mamy wielowymiarowych bohaterow, bo przeciez nikt nie jest bez wad
UsuńBardzo poruszająca lektura! Mnie okładka przypadła do gustu dopiero po przeczytaniu, kiedy kobieta w klatce i z takim właśnie chłodnym wyglądem, idealnie spasowała mi do Marty. Książka jeszcze długo po przeczytaniu krążyła w mojej głowie, a to bardzo dobrze o niej świadczy. Podobało mi się, że mąż głównej bohaterki nie został czarnym charakterem. Cieszę się, że M. Hayles uniknęła pułapki, o której piszesz:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzyli pierwsze wrażenie okładkowe może być skrajnie różne, a jednak książka będzie odebrana tak samo :)
Usuń