Kolejna środa, tym razem
świąteczna. Święta to słodki czas, wszystko powinno być pogodne, w tym roku
mamy deszcz i lód. Nie jest za ciekawie… oddając się świątecznemu lenistwu(z
książką w łapce – a jakże) moje myśli natrafiły na parę będącą kwintesencją słodyczy,
ale też smutku, bo Święta, mimo tej słodkiej, ciepłej otoczki są również
przepełnione skowytem duszy, smutkiem, tęsknotą za tymi, których w tych Dniach
nie ma obok Nas.
Ja dziś przedstawiam Wam, parę
stworzoną przez królową kiczu, ale parę, którą uwielbiają i znają chyba
wszyscy.
Panie i Panowie:
Stefania Rudecka i Waldemar
Ordynat Michorowski
Nasza polska wersja bajki o
Kopciuszku. Piękna, niewinna nauczycielka, trafia do domu arystokracji, żeby
uczyć Lucię Elzonowską. Kobieta nie wybiera zawodu z przymusu, chce zapomnieć o
zawodzie miłosnym. Miała wyjść za mąż, za sąsiada, ten jednak udawał uczucie, a
interesował go jedynie posag Stefci. Niestety dziewczyna zapałała ku niemu
szczerym afektem i mocno przeżyła zawód. Aby wyrwać się z okolicy, w której
wszystko przypominało jej o upokorzeniu, postanawia podjąć pracę. Trafia do domu baronowej
Elzonowskiej i jej ojca Macieja byłego ordynata Głębowicz – dziadka Waldemara.
Zamiast w spokoju pracować i zapominać o mężczyznach Stefania musi użerać się z
Waldemarem, który wprawdzie mieszka w Głębowiczach, ale często zagląda do
Słkodkowic, czyżby chciał zbałamucić młodą nauczycielkę? Okazuje się, że to
jest to jeden z mniejszych problemów, bowiem w majątku pojawia się nowy
praktykant. Los chciał, aby był to bałamutny eks-narzeczony Stefci. Tutaj po
raz pierwszy wyraźnie widać, jak pozytywne wrażenie zrobiła Stefcia, ma po
swojej stronie ordynata seniora i Waldemara, którzy biorą jej stronę. Koniec,
końców praktykant zostaje odprawiony. A Ordynat coraz wyraźniej zabiega o
względy Stefci. Ale czy dziewczyna ma szansę na coś więcej, niż na bycie
metresą? W końcu On ma błękitną krew, spowinowacony jest z królami. Jego
bogactwo jest ogromne. Należy do arystokracji, która ponad wszystko ceni
podziały klasowe. Liczą się parantele i pieniądze, no i tytuły. A Stefcia,
chociaż jest szlachcianką, dla nich jest nikim. Stare powiedzenie, że szlachcic
na zagrodzie równy wojewodzie, nie obowiązuje. Wydaje się, że jedyne na co może
liczyć Stefcia, to na krótki romans. Tylko, że dziewczyna ma zasady.
A co na to ordynat? Wiemy, że na
widok Stefanii zmysły na usta mu wypełzają, bo i to pyszna dziewczyna jest. A
Ordynat, nie jest jakiś szczególnie moralny, do tej pory nie miał skrupułów,
aby uwodzić, zakochane w nim dziewczyny, zaciągał je do łóżka, krótkie romanse
i adios. I na pożytku, tak planowa postąpić
ze Stefcią. Ale to się zmienia, pożądanie, instynkt zdobywcy ustępują przed
czymś większym, ważniejszym.
Stefcia również zaczyna pałać
afektem ku przystojnemu, jak również wrażliwemu i mądremu Waldemarowi, jednak
Ona zdaje sobie sprawę z tego, jak wielką potęgą są żądania krewnych. Oliwy do
ognia, jej sceptycyzmu dolewa śmierć babci, jej imienniczki, która wnuczce
zostawia swój dziennik z lat młodości, gdy była zakochana… w dziadku Ordynata.
Byli zaręczeni, ale rodzina Macieja zmusiła go do złamania słowa, dziewczyna
była załamana.
Stefcia nie chce powtórzyć losu
babki, postanawia porzucić pracę i wrócić do domu. Woli dmuchać na zimne,
przerażają ją dodatkowo własne uczucia. Tak więc ucieka.
Ale Waldemar podjął decyzję,
zrozumiał jak wielką miłością darzy nauczycielkę kuzynki, chce, aby była jego
żoną, co zadośćuczyni krzywdzie wyrządzonej przez dziadka, ale także będzie w
stu procentach zgodne z jego pragnieniami. Oświadcza się, wyznaje swe uczucia i
chociaż nie jest łatwo w końcu otrzymuje zapewnienie o wzajemności, chociaż Stefcia
upiera się, że nie chce zostać jego żoną. Ma w pamięci los Babki, spodziewa
się, że w każdej chwili Rodzina Ordynata zmieni jego zamiar.
Tymczasem Waldemar zdradza swe
pragnienia Rodzinie, główny głos należy do babki ze strony matki i dziadka ze
strony Ojca. Oni zaś się sprzeciwiają, zwłaszcza babka, wielka, dumna księżna
stawia stanowcze veto. Nawet gdy Maciej zmienia front, księżna Podhorecka trwa
przy swoim zdaniu.
Swoje zdanie Babka zmienia w
ostatniej chwili. Nic już nie stoi na przeszkodzie, aby ordynat mógł poślubić
narzeczoną. Ale… zawsze jest jakieś ale. Ludzie, zawistni, podli, im bogatsi,
tym ulegający niższym instynktom. Bardzo im nie w smak, że zwykła ziemianka,
bez milionów, bez koligacji zostanie jedną z nich, na dodatek że będzie na
świeczniku. Robią wszystko, aby zatruć jej życie. Ataki przybierają na sile,
gdy rodzina Ordynata przestaje protestować. Niezmącone szczęście zwykłej
Rudeckiej jest solą w oku wielu. Zaczynają słać anonimy. Według naszych,
dzisiejszych standardów, trollują na całego. W końcu dopinają swego Stefcia pod
wpływem anonimów, ciężko zapada na zdrowiu. Umiera w dzień ślubu doprowadzając
Ordynata na skraj wyczerpania, tak iż zdesperowany mężczyzna usiłuje popełnić
samobójstwo. Również dla Niego życie się skończyło.
Tak jak na początku wspomniałam, „Trędowata”
to bajka o Kopciuszku, tylko że bajka z nietypowym zakończeniem. Nie mamy
słynnego „żyli długo i szczęśliwie”, podziały klasowe zabijają czystą, niewinną
dziewczynę, której jedyną wadą jest pochodzenie, jej jedynym brakiem – brak
umiejętności knucia.
A co tyle pokoleń kobiet widzi w
tej historii? Przecież krytycy wmawiają nam, że to kwintesencja kiczu, że
sławojka, dla tej książki to za dobre miejsce. Możliwe. Ja jednak gdy pierwszy
raz czytałam „Trędowatą”, a byłam już roztropną, aczkolwiek naiwną panienką z
Liceum, płakałam rzewnymi łzami nad losem Stefci, nad dziejami miłości
Ordynata. Wprawdzie pojawiła się kontynuacja w której Stefcia cudownie doznaje
ozdrowienia, ale nie czytałam. Teraz wzięłam się za serial, tam tez podobno
jest happy end. Ale ja wolę płakać nad smutnym zakończeniu, mam przed oczami
Teleszyńskiego złamanego żałobą i wyobrażam sobie raczej zakończenie, które
umyśliła Mniszkówna. Piękny marmurowy pomnik na grobie Stefci, naturalnej
wielkości portret, jako namiastki Stefci, którąż to Ordynat będzie kochał do śmierci.
Właśnie takich mężczyzn kochają
takie sentymentalne idiotki jak ja :P Tzn. między innymi takich.
A powiedzcie mi moje Drogie, bo
jednak ciężko mi wyobrazić sobie, że jakiś facet przebrnął przez „Trędowatą”.
Jesteście w gronie miłośników, czy raczej przeciwników tej powieści? Co
myślicie o Ordynacie? A może wkurza Was mimozowata Stefcia. Czy mieli szansę na
szczęśliwą przyszłość, czy gdyby Waldemar zdobył Stefcię straciłby
zainteresowanie jej osobą?
Ach co to była za miłość, jak on jej (na filmie) patrzył w oczy.
OdpowiedzUsuńoo tak, chociaż film sam w sobie mnie denerwuje nieco, to para Starostecka - Teleszyński stworzyła duet na miarę Michorowskiego i Rudeckiej:) świetna książka, świetne filmowe role - rewelacja.
OdpowiedzUsuńFilm jest kiczowaty, sztuczny, ale to chyba taki zamysł, bo aktorzy - świetni
UsuńNie wiem jak facet, ale ja bym nie przebrnęła, toteż nie znam w ogóle "Trędowatej" bo nawet filmu nie mogłam zdzierżyć :)
OdpowiedzUsuńMy z Mamą prawie za każdym razem film oglądamy :D
UsuńTeż ryczałam jak bóbr, chociaż znałam film, zanim się wzięłam za książkę...
OdpowiedzUsuńCo do facetów - ja osobiście znam jednego, który przeczytał, ale nie podobała mu się:(
No i pewnie któryś z krytyków też czytał - nie wierzę, że wszyscy swoje dywagacje tworzyli nie znając tekstu;)
Bo to typowo babska książka :P
UsuńJa też chyba! znałam film, albo i nie, zakończenie było dla mnie zaskoczeniem, więc chyba nie znalam filmu. Ale wypłakałam swoje.
do tej pory obejrzałam tylko film, choć zamierzam pewnego dnia zapoznać się z książką, której kilka egzemplarzy stoi w bibliotece i nikt ich nie rusza... :D ja nie pałałam do bohaterów ani szczególną sympatią, ani antypatią. Pamiętam tylko jak rozśmieszyło mnie w filmie jedno zdanie wypowiedziane przez babkę Waldemara, gdy poprosił o zgodę na ślub ze Stefcią -"uczucia muszą się mieścić w granicach rozsądku"... :D
OdpowiedzUsuńBiedna zapomniana Helena :( w filmie jest kilka niezłych tekstów, do domowego kanonu weszło powiedzenie "Cały świat jest oburzony, a Barscy...", lub "A co na to Barscy" xD
UsuńFilm jest w konwencji retro. Trzeba pamiętać ogladając go o zwyczajach, konwenansach arystokratycznych sfer. Dziś, gdy tak trudno o elementarne dobre wychowanie, te niuanse zachowań, zakazów są...dla niektórych nawet mało czytelne.
OdpowiedzUsuńLubię obejrzeć sobie czasem "Trędowatą". Występuje tam plejada znakomitych aktorów, nie celebrytów, ale AKTORÓW. Do tego wspaniałe wnętrza i ogrody rezydencji w Łańcucie, gdzie kręcono film. Głębowiocze "udawał" zamek w Książu.
Wszystko to tworzy - dla mnie - udany melanż, nieco staroświecki, taki właśnie z epoki. Ale jak dobrze się to ogląda!
Ogląda się cudnie. łancut jest mi bliski - geograficznie. Doceniam to o czym piszesz, zachwycam się światem który przeminął. Wnuki mojej Siostry będą myślały, że faceta podrywającego sie z krzesła, aby uszanować wejście kobiety poraził prąd
Usuń