Kilka tygodni temu byłam bliska podjęcia decyzji o wyjeździe na Targi do Warszawy. Już w lutym wnioskowałam o wolne w pracy, wniosek przeszedł. Ostateczną decyzję podjąć miałam po zgodzie Promotora. Niestety Promotor się nie zgodził. Więc uznałam, że trudno pojadę w czwartek, a w sobotę wsiądę w pociąg, objawię się na seminarium i szybko wrócę. Wszystko zmienił nius, że mój ulubiony autor, w godzinie mojego seminarium miał autorskie spotkanie. Pożegnałam się z seminarium więc, ale Promotor odwołał seminarium i mogłam z czystym sumieniem pojechać. No i w czwartek w południe, udałam się na małą, zagubioną wśród galicyjskich pól stację. Jeśli ktoś pamięta moją
wyprawę do Bydgoszczy rok temu, to niech się przygotuje, na jeszcze mocniejsze wrażenia.
Nucąc pod nosem piosenkę Czerwonych Gitar W drogę, udałam się na pociąg o nazwie nawiązujących do mej średniej edukacji, gdyż zwał się Staszic i oczekiwałam, że za cztery godziny ujrzę Pałac Kultury wznoszący się nad waleczną stolicą mego kraju.
Na peronie nie czekałam sama... rozmawiałam z pasażerką, z którą miałam się w trakcie tej podróży zaprzyjaźnić, więc jak zobaczycie podróże PKP naprawdę sprzyjają nowym kontaktom. Jakaż była nasza konsternacja, gdy zamiast pociągu na stację wjechał autobus. konduktor dziarsko zakrzyknął Panie na Rzeszów, my odkrzyknęłyśmy, że w przeciwną stronę i dowiedziałyśmy się, że zaraz podjedzie autobus, bo coś tam i pojedziemy. I owszem za dłuższą chwilę podjechał autobus, spoko, wsiadłyśmy. Po czym, gdy konduktor sprawdził nam bilety, zakomunikował nam, że owszem bilet mamy, ale nie na ten pociągo-autobus. Bo my jedziemy teraz regio, a bilet mamy na TLK. I klops. W wielkim skrócie, jechałam autobusem, kierowca przed każdym przystankiem pytał, czy ktoś go może pokierować, konferowałam z informacją Intercity i o ile za pierwszym razem trafiłam na bystrą i pomocną babeczkę, która starała się mi pomóc, abym z koleżanką mogła kontynuować podróż do stolicy, tak za drugim telefonem, trafiło mi się najgłupsze dziwczę świata, które próbowało mi wmówić, że nie wsiadłam do właściwego autobusu z własnej winy, na moje stwierdzenie, że współpasażerowie powiedzieli, że widzieli ten autobus na stacji, gdzie nie powinien zajeżdżać i później tenże wehikuł pojechał prosto na Lublin, orzekła, że ona ma informację, że do autobusu na Pilchowie wsiadło 40 osób, ja już nie wytrzymałam i jej powiedziałam, że: Pani na Pilchowie, 40 osób? Tam się tyle na peronie nie zmieści. Poprosiłam, aby jej firma wywiązała się z umowy jaką zawarliśmy i wiecie co pani mi zaproponowała? Otóż, jeżeli w Lublinie będzie jeszcze stał pociąg na który mam bilet to.... MOGĘ DO NIEGO WSIĄŚĆ, oniemiałam. Serio. Serio, zastanówcie się, nim wybierzecie podróż Intercity. Po wielu jeszcze perypetiach dotarłam do stolicy. Cieszę się, że mogłam podróżować z Małgosią, bo pewnie zamiast na Targi, dotarłabym helikopterem na kardiologię inwazyjną.
W Warszawie spotkałam dawno niewidzianych przyjaciół i już czwartek skończył się przyjemnie, chociaż z konsekwencjami dla piątkowego przedpołudnia.
Na 13 umówiłam się z Tosią, którą mam przyjemność znać na fejsie i czytać
Jej książkę. To super babeczka, mądra i rozsądna. Świetnie pisze i chwila na kawie zleciała za szybko.
I już trzeba było gnać do przybytku znanego mi z telewizji(nie tylko Narodowej) oraz z okna pociągu. Odradzam dojazd metrem. Pomijając traumę przejazdu pod Wisłą(Mamo pamiętaj, że jakby co, to Cię kocham) to pokonując taki dystans, w mojej wsi obeszłabym ją kilka razy.
No, ale oto jestem, biało czerwony, obity siatką stadion. Pora spotkać ludzi z którymi dzielę pasję i godziny klikania na fejsie.
Odbiera i nawiguje mnie Asia z
Bo ja lubię kawę i książki(o dziwo, kawy nie piłyśmy razem : P). Pogadałyśmy, powspominałyśmy Kraków, zaraz po wejściu, przy stoisku Prószyńskiego spotkałyśmy Janka z Tramwaju nr 4, który ma w sobie jakąś taką radość i misiowatość, że od razu milej człowiekowi się robi na sercu. Doszlusowała do Nas gwiazda tegorocznych targów.
Katarzyna Hordyniec, krygując się, że boi się, że nikogo u Niej nie będzie. Oj były tłumy, godzina podpisywania się przedłużyła, bo jeszcze jeden fan, czy fanka, jeszcze jedna fotka. I jeszcze. W końcu gdy byłam bliska głodowej śmierci, poszliśmy na after party na literacko znaczącą Saską Kępę, która o dziwo jeszcze pachniała bzem(właściwie lilakiem pospolitym - pani poetko!!!).
piątek w zdjęciach
Byłam tak głodna i zmęczona, że nie miałam siły na zdjęcia. Chociaż lokal bardzo miły. A jeden z Panów Kelnerów przesympatyczny. Asia mnie stopowała :P
Piątek był męczący, ale w miarę spokojny. O powkurzałam Anię gwiżdżąc Hymn Realu, Ona podjudzała męża, by mnie spalił na stosie. No spokojnie było. Bardzo : P
Niebawem relacja z soboty!!! Bójcie się, sama muszę się emocjonalnie przygotować. : P
Szalona kobieto! ^^ Uwielbiam Twoje podróżnicze perypetie :P
OdpowiedzUsuńJuż się znajomi śmieją, że jak będą ruszać w podróż, to zadzwonią do mnie i zapytają, czy ja się tym samym pociągiem nie wybieram. Na wszelki wypadek ;)
UsuńNo przynajmniej, tym razem to nie była moja wina :P
OdpowiedzUsuńto ja przyciągam nieszczęścia.
UsuńŻałuję, że tym razem nie mogłam być na Targach. W tamtym roku atmosfera była cudowna i wróciłam z masą świetnych książek. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będę obecna :) W wolnej chwili zapraszam do mnie ;) Wspaniałe zdjęcia :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
nalogowy-ksiazkoholik.blogspot.com
Mam nadzieję, że też dotrę. Jednak mimo wszystko proszę o nieumieszczanie linków.
UsuńAle miałaś perypetie, ale najważniejsze, że dotarłaś :) Miło było Cię poznać na żywo. Jeśli chodzi o ten mój spokój, to jeszcze mnie dobrze nie poznałaś (jestem cholerykiem, AnnRK coś o tym wie) ;)
OdpowiedzUsuńLubię choleryków :D
UsuńDotarłam dosłownie cudem!
Niech żyją Twoje relacje:)
OdpowiedzUsuńA i tak nie opisałam chociażby tego jak nas z pociągu prawie wywalili, jak się zgubiłam prawie po wyjściu z metra. Dobrze, że się farbuję, bo byłoby widać jak siwa jestem :D
UsuńRety, ale miałaś przygody po drodze :) Widziałam Cię w piątek na Targach w gronie innych blogerów, ale szczerze mówiąc nie miałam śmiałości podejść.
OdpowiedzUsuńCo Ty gadasz!! trza było krzyknąć "ej Ty grafomanko" i bym podeszła!
UsuńHaha następnym razem tak krzyknę :D
UsuńNo!! mam nadzieję!
UsuńBo u mnie tak to wygląda, że właściwe wydarzenie zajmuje mi akapit, a reszta, czyli lwia część to perypetie, przed, lub po, albo oraz :D
OdpowiedzUsuńHaha Ania mówiła, że ją męczyłaś tym hymnem! :D
OdpowiedzUsuńA chwaliła się, że namawiała innych by mnie spalić?
Usuń