Święta,
święta, czas spotkań, celebrowania cennych chwil z rodziną. Wybrałam
odpowiednią książkę na ten czas. Historię pewnej rodziny, rozdzielenia, na tle
skomplikowanej historii NRD. Niewiele wiem o Niemieckiej Republice
Demokratycznej. Pamiętam z bardzo wczesnego dzieciństwa jakieś wspominki, w
PRLu niektóre sprzęty były enerdowskie, ale moja wiedza o tym kraju była
znikoma. Oczywiście, blokada Berlina, mur Berliński, ale tyle. Dlatego, gdy
przeczytałam zapowiedź książki Lata
rozłąki chciałam bardzo ją przeczytać. Spodziewałam się powieści, tymczasem
rychło przekonałam się, że to swoista kronika rodzinna. Nie mam bynajmniej
zarzutów do formy tych wspomnień, okazało się, że historia NRD jest
wystarczającym materiałem na ciekawą opowieść. Nie trzeba już fikcji.
Opowieść o odwadze, sile przetrwania i miłości rodziny rozdzielonej murem berlińskim.
Czy czterdzieści lat to dużo w dziejach ludzkości lub w historii Europy? Być może nie aż tak wiele jak w losach niemieckiej rodziny, której życie śledzimy od momentu, kiedy przychodzi jej borykać się z wprowadzaniem nowego porządku po 1945 roku, gdyż znalazła się w sowieckiej strefie okupacyjnej. Śledzimy losy prawdziwych, żywych ludzi, które przeplatają się z historią NRD i realiami życia w tym kraju – dla jednych to okres konformizmu, próba dostosowania się i przetrwania. Inni czuli, że więzienie, jakim staje się ich państwo, to koszmar… Hanna, najstarsza córka, pragnąc zrealizować zaszczepione w niej przez ojca w innej epoce ideały, decyduje się na desperacką ucieczkę na Zachód, która wprawdzie ma swoje reperkusje dla tych, którzy pozostali, ale jej przynajmniej pozwala na życie w wolnym świecie. W wolności, jaką uosabia dla niej zamek w Heidelbergu. Nigdy jednak nie zapomni o swej miłości do rodziny, która pozostała za żelazną kurtyną i z którą przez czterdzieści lat nie będzie jej się wolno zobaczyć…
Lata
sześćdziesiąte RFN – mała dziewczynka czuje się wyobcowana, bo jako jedyna nie
przyprowadza na dzień dziadków do szkoły własnych krewnych. Od matki dowiaduje
się, że rodzice taty zginęli, a rodzice mamy, żyją w NRD, więc nie mogą się z
nimi kontaktować.
1945
rok – Niemcy. Koniec wojny przynosi tysiącom ludzi upragniony pokój i ma być
końcem strachu. Również Niemcy są z tego powodu zadowoleni, marzą by dostać się
pod skrzydła Amerykanów bo Sowieci znani są ze swego barbarzyństwa. Erna, zwana
później konsekwentnie Omą, czyli Babcią, czeka na powrót z wojny męża i syna.
Jak wszystkie niemieckie kobiety koniec wojny wita z ulgą. Z przerażeniem zaś
wita wieść, że ich wioska ma trafić do sowieckiej strefy okupacyjnej. Ma
gromadkę dzieci, sama jest w zaawansowanej ciąży i czeka na męża i syna. Nie
może uciekać przed sowietami. Chce by jej już prawie dorosła córka Hanna
wykorzystała szansę i uciekła na Zachód. Hanna nie chce. Wraca do rodziny. Cała
rodzina w komplecie, po powrocie ojca i brata z niepokojem patrzy na nowe
porządki. Ojciec, zwany konsekwentnie Opą – Dziadkiem, wieloletni dyrektor
szkoły, by utrzymać stanowisko musi się podszkolić z marksizmie i leninizmie,
ma świecić przykładem. On i cała rodzina. Coraz więcej osób ucieka do
alianckiej strefy, chociaż władze NRD systematycznie to utrudniają. Hanna,
bystra nastolatka, obserwuje wysiłki ojca, widzi narodziny państwa
autorytarnego, wkrótce spróbuje ucieczki na Zachód, co będzie śmiertelnie ryzykowną
grą a na dodatek sprawi, że cała rodzina będzie na cenzurowanym. Lata rozłąki to historia czterech dekad
rozdzielenia rodziny. Autorka opisuje los własnej rodziny, załączając
fotografie. Ciężko się nie wzruszyć.
Nieco
ponad czterysta stron, książka mogła być grubsza, ja ją przeczytałam jednym
tchem, ale trochę mam niedosyt. Autorka pisze bardzo dobrze, chociaż ja mam
zawsze ambiwalentne uczucia do takich opowieści snutych przez osoby
zainteresowane. Zawsze istnieje ryzyko aby wybielić bliskich. Nie twierdzę, że
autorka tak czyni. Jednak dziwiło mnie, że rozpisywała się de facto tylko o
jednej nie-partyjnej części rodziny Pozostali robili państwowe kariery, tak jak
Opa, ale w jego przypadku mamy dopiski, że się nie zgadzał z taką polityką, ale
indoktrynował uczniów bo musiał wyżywić rodzinę. Zasadniczo więc, przy całym
zgraniu, rodzina wydaje mi się bardzo konformistyczna. Bo Hitlera nie
akceptował Opa, ale za jego rządów awansował na dyrektora, później za NRD
zbierał pochwały, ale też nie akceptował. Ciężko mi to ułożyć w głowie. Przy
czym nie znam realiów NRD, a od lat słyszę, że Niemcy są takimi legalistami, że
jak wszystko jest lege artis to
zaakceptują. No cóż…
Później
miałam mieszane uczucia, gdy autorka opisuje swoją pracę, nie pasowało mi to do
koncepcji. To moje jedyne zarzuty, może nie są najlżejsze, ale zapomnijcie o
tym! Książkę czytało mi się naprawdę świetnie, pomimo chałturzenia, świątecznej
krzątaniny, wykradałam każdą chwilę na czytanie i wielokrotnie miałam łzy w
oczach.
Po
pierwsze Lata rozłąki to pokazanie
realiów życia NRD, tak podobnych do życia w PRLu a jednak tak różnych z powodu
różnic w mentalności. To pokazanie nieustanego zagrożenia, nieufności i
zaszczucia, które zakorzenia się w człowieku jak perz. Książka ta, to też
historia rodzinnej miłości, solidarności, tęsknoty!
Warto,
mimo wszystko warto! Mogło być lepiej i byłoby wtedy doskonale, ale i tak jest
bardzo dobrze!
Książka recenzowana dla portalu Duże Ka
Wesołych świąt Kasiu dla Ciebie i całej Twej rodziny!
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Słońce!!
UsuńCzytałam niedawno, dobrze napisane i godne polecenia!
OdpowiedzUsuńChociaż, ja bym tak nie narzekała na miejscu autorki, pamiętam, że w NRD było najlepiej z całego obozu komunistycznego. Polacy jeździli tam po bieliznę, garnki, okulary (do Lipska), buty i inne dobra. Bardzo zazdrościliśmy enerdowcom tego zaopatrzenia.
Ale z drugiej strony, nabijaliśmy się z ich strachu przed komuną. Kiedyś na międzynarodowej imprezie opowiadałam pół po polsku, pół po niemiecku, pół po rosyjsku dowcip o socjalizmie warstwowym. Warstwa socjalistów, warstwa piachu i tak dalej. W latach 1980. No i wszyscy się śmiali, nawet ci z Korei Północnej. A enerdowcy poważni. Bali się zaśmiać :)))
A poza tym, wesołych świat!
Tak w tej książce lęk przed donosem jest bardzo podkreślany. Autorka pokazuje, jak nawet w rodzinie się bali donosów, natomiast ja też we wspomnieniach o NRD słyszałam, jako o kraju gdzie materialnie jest lepiej.
UsuńWidzę, ze tobie bardziej się książka spodobała niż mnie. Cieszy mnie to.
OdpowiedzUsuńBardziej i to chyba dzięki Tobie boś ostudziłą nieco mój entuzjazm .
UsuńBardzo bym chciała przeczytać :) Uwielbiam taką literaturę :)
OdpowiedzUsuńTylko się na za wiele nie nastawiaj, to zwykle źle się kończy ;)
UsuńCiekaw jestem tej książki. Zastanawia mnie jak postrzegane jest w tej książce życie na zachodzie komuny. Podejrzewam, że główną tematyką jest tutaj jednak rozłąka, ale lubię wyciągać takie smaczki jak fakty historyczne, czy nastroje społeczne :).
OdpowiedzUsuńSądzę, że Polaka nawet młodego osłuchanego z opowieściami o Komunie, bardzo to nie ruszy ;) ale może wzruszyć ;)
Usuń