Nie
czytałam osławionej już Królewskiej
heretyczki, ale pokazywałam ją, nie tak bardzo dawno. Oczywiście
przymierzam się do lektury. Jednak dzikie konie, nie byłyby w stanie odciągnąć
mnie od lektury powieści i życiu Marii Skłodowskiej-Curie. Niedługo wchodzi do
kin film o słynnej uczonej. Żyłam w przekonaniu, że Wydawnictwo Prószyński wyda
biografię, chociaż w sumie, jest już tyle biografii Marii Skłodowskiej – Curie,
że chyba można powiedzieć dosyć. Powieść, to intrygujący pomysł i sama byłam
ciekawa jak to wypadnie. Trochę mnie zaniepokoił okres, który otwiera książkę,
czyżby znowu życie noblistki zostało sprowadzone do skandalicznego romansu?
Maria Skłodowska-Curie jakiej nie znacie. Magdalena Niedźwiedzka tchnęła życie w koturnowy zwykle obraz nieprzeciętnej Polki, której zdarzało się iść za głosem serca wbrew konwenansom.
Akcja powieści obejmuje lata 1911–1913; wcześniejsze losy wielkiej uczonej poznajemy z retrospekcji. Zaglądamy do rodzinnego domu Marii, obserwujemy jej relacje z bliskimi i kontakty z najtęższymi umysłami przełomu XIX i XX wieku – Pierre’em Curie, Paulem Langevinem i Albertem Einsteinem. Autorka, znana z dbałości o obyczajowe i historyczne smaczki, i tym razem nie zawiedzie czytelnika, ukazała bowiem skomplikowaną osobowość dwukrotnej laureatki Nagrody Nobla na tle barwnego Paryża w czasach belle époque i Warszawy pod zaborami.
Film z brawurową rolą Karoliny Gruszki w kinach od 3 marca 2017 roku.
Jest
jesień 1911 roku. Maria Skłodowska-Curie zgłosiła swoją kandydaturę do
Francuskiej Akademii Nauk i została odrzucona, jej romans z byłym uczniem
tragicznie zmarłego męża, właśnie się wydał. Żona kochanka pani Curie, knuje z
najbliższymi zemstę, która zmusi Polkę do ucieczki z Francji. Maria Curie i jej
kochanek Paul Langevin przebywają w Belgii na pierwszej konferencji
solvayowskiej. Maria jest jedyną kobietą, najmłodszym uczestnikiem jest nieźle
rokujący, Albert Einstein. Przeżywająca liczne rozterki, wynikające głownie z
tego, że wiarołomny mąż nie umie się zdecydować a najchętniej żyłby i z
kochanką, którą podziwia i z żoną która go leje. Maria wspomina swoje życie.
Biedne, ale przepełnione miłością do pracy i nauki dzieciństwo, naznaczone
przedwczesną śmiercią matki, później pierwszy miłosny zawód, następnie pracę do
wyczerpania podczas studiów, wreszcie spotkanie Piotra i ich małżeństwo. Podczas
konferencji ujawniają się przykre strony Marii, jej nerwowość, impulsywność,
nagłe wybuchy płaczu, to wszystko obserwuje i analizuje, będący pod ogromnym
wrażeniem Einstein. Paul i Maria nie wiedzą, że powrót z konferencji będzie
wskoczeniem w oko cyklonu, bo zdemaskowany zostanie ich romans, a Maria stanie
się złodziejką mężów, ten skandal nie zostanie wyciszony nawet, gdy przyjdą
wieści że pani Curie dostała drugiego Nobla, co jest ewenementem.
W
tym roku nie miałam chyba tak ambiwalentnych uczuć co do książki. Nawet nie!
Nie tylko w stosunku co do książki, od stycznia jestem bardzo zdecydowana.
Podobnie rozdarta byłam jeśli chodzi o dwa mecze z Australian Open, no ale
książka to nie tenis. Powinna, albo się podobać, albo zebrać falę krytyki.
Minęło kilka dni od kiedy przeczytałam tę powieść i ciągle układam sobie w
głowie co o niej myślę. Jestem trochę zła, bo po autorce tak chwalonej powieści
na bazie biografii, oczekiwałam jakiegoś WOW. Tymczasem książka, którą dostałam
jest przeciętna. Raczej nie dla ludzi, którzy w biografii Skłodowskiej siedzą i
czytali ileś już książek na ten temat. Maria
Skłodowska – Curie to książka bez wątpienia o wiele klas lepsza niż
tragiczna Miłość geniuszy ale moim
zdaniem i tak daleka od doskonałości. Już tłumaczę dlaczego.
O
ile zrobienie z Marii Skłodowskiej, rozhisteryzowanej kobiety, płaczącej na
zawołanie i zasadniczo trudnej we współżyciu mnie nie bulwersuje, bo zasadniczo
źródła są zgodne, że miała ona zaburzenia emocjonalne. Wprawdzie większość
biografii wspomina, że to efekt wstrząsu spowodowanego śmiercią męża, ale
zakorzenienie tego w dzieciństwie jako efekt utraty matki, a także tego że mała
Mania nie zaznała matczynej bliskości, co mogło zaowocować spaczeniem psychiki,
jeżeli dziecko wmawia sobie, że rodzice jej nie kochają, że jest gorsza. To tu
źródła mogła mieć ta chęć doskonalenia się, imperatyw parcia do przodu. To nie
jest zarzut, moim zdaniem to ciekawe przedstawienie stanu faktycznego. Tak jak
i kwestia związku z Żórawskim. Facet był słabym, Bolkiem, który trzymał się
mamusinej spódnicy i zgrywał chojraka, dopóki matusia nie tupnęła nóżką. Słabeusz,
dobrze mu tak, podobno siadywał często na ławeczce wpatrując się w pomnik
Skłodowskiej. Spóźnione żale, ja bym go jeszcze po łbie wytrzaskała i miotłą
spod tego pomnika przegoniła.
Będzie
zarzut, na litość boską, jeszcze raz przeczytam; Jagiellonka w kontekście Uniwersytetu
Jagiellońskiego, to dostanę tachykardii. Jagiellonka to biblioteka. Na
bibliotece nie ma katedr, w bibliotece wykłada się najwyżej książki na półkę.
Drugi
zarzut, sprowadzenie związku z Piotrem Curie, do takiej roli, jaką wyznaczyła
im autorka. Nie podoba mi się to. Kilka napomknięć, supozycje, jakoby Maria
pozwalała się kochać łaskawie bo Piotr był tym bardziej zaangażowanym, te kilka
ubogich fragmentów, w sumie nie trzymają się kupy, tak jak i te fragmenty z
Bronką i Kazimierzem(jej mężem), stoją w sprzeczności z tym co można wyczytać z
innych źródeł. Rozumiem zasady fikcji literackiej, bo autorka po prostu po
swojemu interpretuje fakty, ale nie zgodzę się na marginalizowanie małżeństwa z
Piotrem Curie, to był piękny związek, lektura żałobnego dziennika pisanego
przez Marię, rozdziera serce. Wyciska łzy z oczu. Nie popada się w taką
katatonię po śmierci człowieka, któremu, zaledwie pozwalaliśmy się kochać.
Marginalizacja
związku z Piotrem, wiąże się z położeniem dużego nacisku na romans z Paulem.
Rozumiem, że dopiero teraz możemy o tym pisać wprost. Ujawnienie korespondencji
Curie-Langevin wstrząsnęło opinią publiczną. Nobliwa wdowa, okazała się namiętną
kochanką. Pomnik wdowy opłakującej genialnego męża, runął z cokołu. Nie neguję
tego, że Paul zajmował ważne życie w życiu Marii, ale uczynienie z niego
centrum jej życia, położenie całego ciężaru na ten wątek, to moim zdaniem lekka
przesada, która odbiera książce właściwy balans. Tak samo jak ukazanie tego,
jakby większość facetów chciała zaciągnąć Marię w krzaczory.
Mam
bardzo mieszane uczucia co do tej książce. Sądzę, że osoby niezbyt zaznajomione
z biografią uczonej, będą zadowolone, ci bardziej w temacie oczytani mogą czuć
spory niedosyt, ale chyba warto skonfrontować własne wyobrażenia z
wyobrażeniami kogoś innego, zupełnie różnymi od naszych. Przygoda z tą
powieścią nie była długa, bo czytało mi się ją bardzo szybko, chociaż targały
mną różne emocje, zwykle gwałtowne. Dzięki tej książce nakręciłam się na film,
a wcześniej zwiastun nakręcił mnie na tę powieść. Zasadniczo cieszę się, że ją
przeczytałam, chociaż nie ze wszystkimi tezami autorki się zgadzam.
Widzę, że powieści biograficzne o Marii Skłodowskiej-Curie, które teraz wyszły mają ten sam mankament. Są przyzwoite w czytaniu dla kogoś, kto biografii Skłodowskiej nie zna, ale dla osoby, która przeczytała już kilka jej biografii, są nużące i powodujące pewne uczucie niezgody na przedstawienie Marii i rozłożenie akcentów w fabule. Ja przeczytałam właśnie "Zanim" Katarzyny Zyskowskiej-Iganaciak i muszę przyznać, że też się tą powieścią zawiodłam. Były fragmenty, które nieomal przypominały mi wyrywki z "Pięćdziesięciu twarzy Greya", a to chyba nie o to chodzi. Skłodowską uwielbiam i na film na pewno pójdę. Książkę, o której tekst Pani napisała, może zostawię na inny czas.
OdpowiedzUsuńJa nie znam żadnej biografii Skłodowskiej, więc pewnie te mankamenty nie rzucą mi się w oko
OdpowiedzUsuńI JUŻ OSTUDZIŁAŚ MOJE ZAPĘDY.
OdpowiedzUsuńno niestety, tym razem tak wyszło.
UsuńBardzo chcę tę książkę przeczytać... Tylko jeszcze czekam, bo wciąż mam w pamięci ekranizację kinową, na której byłam chyba w marcu, a nie lubię tak wracać szybko do podobnych historii.
OdpowiedzUsuńA ja filmu nie widziałąm :( czekam na DVD
Usuń