sobota, 7 stycznia 2012
Droga książka czy tani czytelnik ?
Do tej notki zostałam zainspirowana w mijającym tygodniu, gdy dowiedziałam się, że pewne wydawnictwo wydaje kolejną książkę Gaskell „Żony i córki”, widziałam serial – przecudowny!! Ale kiedy zobaczyłam cenę przyznam, że mnie zmroziło. 50 złotych owszem za 800 stron, ale w miękkiej okładce(czyli książka jednorazowa), nie jest to kandydat na bestseller, nie będzie to książka aż tak oczekiwana, że będzie znikać z półek i czytelnicy zapłacą każdą cenę…
Za co płacimy? Nie za okładkę, nie za wydanie, nie za fikuśną szatę graficzną, prawa autorskie z tego co wiem wygasły, na pewno nie za reklamę. Podobna sytuacja była poł roku temu, gdy dwa wydawnictwa ścigały się w wystrychnięciu na dudka czytelników tejże Gaskell wydając po okresie posuchy tą samą książkę w niemalże tym samym czasie. Cena również oscylowała w granicach 50 złotych. Miałam te książki w ręku, jedno wydanie mam na półce, nie jest to szczyt marzeń fetyszysty książkowego.
I naszła mnie naprawdę smutna refleksja, że my nałogowi czytacze jesteśmy nabijani w butelkę, owszem wprowadzenie VATu na książki nie poprawiło sytuacji, ale Wydawnictwa też stosują dziwną politykę. Zaraz ktoś mnie okrzyczy, że każdy chce zarobić. I ja to rozumiem. Nie mam nic przeciwko spłukaniu się na książkę wydaną dobrze. Moim zdaniem od 400-500 stron powinien być co najmniej wybór twardej okładki i chociaż często wybieram opcję okładka miękka – z prozaicznej przyczyny, zwykle to ok. 10 złotych mniej. Tak mam również inny dziwny fetysz – nienawidzę wprost połamanego grzbietu a nie każdy margines pozwala by czytać poł-otwartą książkę. Gruba książka w miękkiej okładce to książka jednorazowa, czytasz jeden raz, masz połamany grzbiet i w perspektywie wypadające kartki. Koszmar! Przynajmniej dla mnie.
Chciałabym powiedzieć smuci mnie, nie! Mnie wkurza, ze ktoś żeruje na mnie, wyczuwa to, że wiedząc, czując, bądź zakładając, że będę chciała mieć te „Żony i córki” wciska we mnie książkowy bubel, książkę treściowo owszem na dobrym poziomie, ale wydawniczy prototyp, dostanę marny papier, książkę, która nim pociąg w którym będę ją czytała, dojedzie w okolice powiedzmy hmmm Zaklikowa, będzie już miała brzydkie zagięcia na grzbiecie. Okładka jest zerżnięta z brytyjskiego wydania, owszem tłumaczenie wiktoriańskiej powieści zapewne nie jest fraszką, te 800 stron to nie jest mało, ale mimo wszystko czuję się oszukiwana, a w tej sytuacji bojkot tego wydania pewnie na nic się zda…
Postanowiłam dać wyraz mojemu oburzeniu, bo nie przestanę z tego powodu kupować, czytać, nie planuję również oplakatowania się i strajku okupacyjnego. Po prostu czuję się manipulowana, a manipulować to ja, a nie mnie :P (mam na to nawet wpis w indeksie…)
11 komentarzy:
To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.
A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )
Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.
Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)
Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.
Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy
Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.
Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.
Kasiek, zgadzam się z Tobą!
OdpowiedzUsuńNie dość, że książki drogie, to jeszcze, patrz, jak wydane - literówki, okładki broszurowe, etc.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że to będzie jak z płytami kompaktowymi - w pewnej chwili stały się za drogie i wyparły je mp3; z książkami mam nadzieję, tak nie będzie, ale nie stać mnie na książkę za 50 złotych, a widziałam już i po 60.
Chciałam sobie kupić dzienniki Iwaszkiewicza, ale nie mam tyle, nie wyskrobię! Nie wiem, może "inni" mają pieniądze, ale mnie stać tylko na wydania bardzo-kieszonkowe i ewentualnie coś z promocji. Na byle-czytadełko nie dam tyle. Zresztą i na książkę za 35 złotych muszę "zbierać".
Ceny sa masakryczne. ja rozumiem jeszcze dać np 35 zł za książkę w twardej oprawie z minimum 400 stron, to jeszcze mogę przeboleć - jesli mi naprawdę na książce zależy, ale 50 zł to już lekka przesada...
OdpowiedzUsuńZresztą dla mnie cena powyżej 30 zl za książkę w miękkiej okładce, gdzie stron jest raptem 200 kilka, to jest już kompletny kosmos.
No właśnie - ja rzadko daję 30 zł za książkę, co dopiero 50. I to niezależnie od oprawy. Ale 800 stron w miękkiej?! Toż to pamiętam, jak Pottera wydawali. I jak z rodziną czekaliśmy pod księgarnią w dniu premiery i zobaczyliśmy TOMISKO, to zgodnym chórem prosiliśmy o sztywną okładkę, a nie coś, co nam się rozleci, zanim jeszcze 3 osoba doczeka się swojej kolejki w czytaniu ;)
OdpowiedzUsuńCeny idą w gorę. Jako czytelnicy nie mamy na to wpływu, ale tak naprawdę płacimy za dystrybucję, miejsce w księgarniach, gaże dla autora i wiele innych "zjawisk", które są dostępne poza moimi wyobrażeniami. Kiedy otrzymałem umowę autorską do "Trzy" i zobaczyłem, na co pójdzie za wiele procent procent ceny książki to prawie zemdlałem. Nie jest to mała lista. Mimo że to e-book, a jednak potrzebuje tego co książka papierowa. samo dystrybuowanie itd. niewiele się różni od tradycyjnych książek.
OdpowiedzUsuńJa, jak bardzo chcę mieć jakąś książkę, to staram się, by była w twardej oprawie (chyba, że nie ma). Ale skoro miękka jest za 50zł, to ile by kosztowała w twardej?
OdpowiedzUsuńCzasami muszę po prostu odpuścić i czekać na jakieś okazje.
Co do e-booków - to ja się boję tego, że płacąc zaledwie 5zł mniej niż za "normalną" książkę, łatwiej mogę ją stracić np. gdy padnie mi system.
To, co napisałaś, to czyta prawda. Jest jeszcze jedna ciekawa rzecz: często za książkę, która ledwo 200 stron liczy sobie (wydawca oczywiście powstawia przed każdym rozdziałem pustą stronę, lub dwie, jakiś reklam na końcu nawrzuca i wtedy tekstu nawet mniej jest). Taka książka kosztuje w granicach 30-35 złotych (to te 600 stron mamy za 15-20 zł). Prawda jest taka, że Polacy nie mają pieniędzy na czytanie, więc nie czytają. Jeśli wyjdzie np. 5 książek, które chcę mieć, to wybór: jeść, kupić potrzebne artykuły, ubranie, czy coś innego, albo książka. Nie przemawia do mnie argumentacja, że zrezygnować z papierosów, czy alkoholu, bo akurat żadnego nie nadużywam. Często trzeba zrezygnować z kilku pozycji, bo zależy nam na innej najbardziej. Co w tym śmieszne: książki, które się nie sprzedadzą, idą na przemiał. Nie rozumiem tej polityki: jakaś pozycja leży na półkach, bo jest zbyt droga. Po swoim ,,leżakowaniu" trafia na przemiał (jakby nie można jej za te 50% chociaż sprzedać). Mówisz o twardych okładkach. Prawda jest taka, że często nie ma takiego wyboru, bo wydawca wyda coś tylko w miękkiej i człowieku męcz się. Coś się wyleje (nie mówię tu o jakimś jedzeniu nad książką, ale np. herbatę zahaczę, lub coś) to z twardej jakoś to zejdzie ściereczką. Miękka okładka już tak niezawodna nie będzie, a 50 zeta pójdzie w las. Staram się książki w miękkiej uszanować, ale kilka mam połamanych grzbietów i coraz częściej książka ma 500 - 800 stron i jeszcze jest klejona do miękkiej okładki. Jest sposób na niższą cenę: niech więcej sponsorów znajdą. Nie przeszkadza mi, gdy na tylnej okładce będę miał sporo patronatów (zresztą tak jest teraz mimo dużej ceny), mogę mieć cały pliczek zakładek z różnymi firmami. Trudno, przeżyję. Czyste paradoksy, ale nie jedyne w tym kraju.
OdpowiedzUsuń@ Caitri dzięki :* za wsparcie :)
OdpowiedzUsuń@ Agato właśnie o to mi chodzi, jeśli płace sporą kwotę, to chciałabym, może nie ksiażkę idealną, bo ideałów nie ma, ale dobrze, starannie wydaną, nie używam czytnika, wiec analogiczne do cd rozwiazanie mnie nie interesuje, niestety... Kieszonkowych wydań unikam, zazwyczaj kupuję jakieś czytadło, na które szkoda mi wydać tyle ile normalne wydanie kosztuje....
@ Mary a takie sytuacje są coraz częstsze, płacisz za nazwisko autora i kolorową okładkę... za co??
@ Nyx i ja właśnie zła jestem za tą miękką okładkę, bo chcę przeczytać ja, ale Mamie podobała się "Północ Południe", chociaż czytała w wersji drukowanej w tłłumaczeniu forumowym i chciałabym, zeby kolejną Gaskell przeczytała, ale nie wiem czy książka wytrzyma...
@ pisanyinaczej, ceny książek idą w górę nieproporcjonalnie, książka staje się towarem luksusowym, nie jestem za tym żeby była sprzedawana na kilogramy jak dzieła Lenina, ale żeby była w normalnej cenie. Rozumiem wszystko o czym piszesz, ale w notce wspomniałam, że w tym przypadku kilka czynników odpada i zastanawiam się za co płacę...
@ elima, lubisz w twradej oprawie, ja też w sumie ale często odpuszczam, bo mi szkoda pieniędzy niestety. Wiadomo książka trwalsza, więcej wytrzyma.
@ darekpionki o tym przemiale to mnie przeraziłeś, wizja niszczonych książek mnie boli, po prostu. Moim zdaniem nie powinno być tak, ze musimy sobie odmawiać wszystkiego, zeby nas stać było na ksiażkę, oczywiście nie mówię, że musi być tak, ze stać nas na wszystkie, w życiu trzeba czasem wybierać i na coś poczekać, zgoda, ale faktycznie dac za ksiażkę 30 złotych a tekstu tam będzie 150 str w sumie, na marnym papierze. to rozbój!
Mnie również irytują ceny książek. Nie lubię zagiętych grzbietów i okładek ze śladami czytania, ale też kupuję w miękkiej oprawie, żeby zaoszczędzić. No niestety, raczej nic nie zapowiada spadku cen książek.
OdpowiedzUsuńKasiek, to przerażę Cię jeszcze bardziej, bo wiem, że lubisz Tolkiena. Jego książka z zielonej serii wydawnictwa Amber (chodzi o przekład Tolkiena pieśni ,,Pan Gawen i zielony Rycerz, Perła, Orfeo") poszedł na przemiał, a teraz te białe kruki po około 70-120 zeta chodzą na allegro, a pierwotnie były w granicach 20-30. O ,,Księdze Zaginionych Opowieści" nie wspomnę, bo ta nawet 250-350 potrafi osiągnąć, choć cena była także w granicach 30. Wydawcom nie opłaca się magazynować i książki idą na przemiał, albo czasem jeszcze się odzysk robi i papier z tego jest na inne książki. Wyobraź sobie takiego Tolkiena, na którym po przerobieniu drukuje się jakieś tanie i mało poczytne ,,dzieło".
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że aż tak bardzo nie przestraszyłem, cobyś nie mogła po nocach spać :D :)
dp
@ Dosiak, może kiedyś coś się zmieni, nie wolno się załamywać....
OdpowiedzUsuń@ darekpionki załamujesz mnie, jak o tym czytam to mi zimno i chce mi się płakać...