Sherlock Holmes i doktor Watson prowadzą śledztwo dotyczące dwóch niezwykłych zbrodni w Londynie. Odkrywają tajemnicze napisy krwią na ścianie. Ślady prowadzą wiele lat w przeszłość do Ameryki, sekty mormonów i zemsty za zło sprzed wielu lat. Prowadzone śledztwo kończy się zaskakującym zakończeniem
Działo się dwa lata temu,
pierwsza poważna praca, regularne wpływy zwane wypłatą i promocja w empiku. To
tam pierwszy raz zobaczyłam opasłe tomisko ze wszystkimi przygodami słynnego
Holmesa. A co tam! Kupiłam. Specjalnie rowerem jechałam do miasta po odbiór. A
później książkę odłożyłam na półkę. Nad łóżkiem. Gdyby półka się zarwała, co
stałoby się dawno, gdyby nie stare, mocne mury i solidna półka, robiona i mocno
zawieszona przez Tatusia(tfu, tfu), ta książka by mnie zabiła. Strzaskała
czaszkę jak orzecha włoskiego. Nim to się stało, Mama weszła mi na ambicję, że „JAK
to?? JESZCZE nie czytałaś?” No to zdjęłam z półki, opasłe tomisko, formatu
małego pustaka. Lektura idealna do łóżka, bo do torebki może nie wejść. I
zaczęłam czytać. Pierwsze opowiadanie – „Studium w szkarłacie”.
Ten kryminał, a raczej
opowiadanko kryminalne wprowadza nas w świat Holmesa i Watsona, dowiadujemy się
kim są owi jegomoście, jak się poznali. Jak zaczęła się ich wspólna
ścieżka. Razem z Watsonem możemy
obserwować jak Sherlock rozwiązuje sprawę tajemniczej śmierci. W opuszczonym
domu znaleziono zwłoki mężczyzny, nie ma śladów walki, denat nie zginął od
sztyletu, broni palnej, ani uderzenia. Więc jak? Pozornie w pokoju nie ma
śladów, oprócz inskrypcji na ścianie – wypisanej krwią. Jednak Sherlock
odnajduje wiele śladów. Z nikąd odczytuje wygląd mordercy, wzrost, wiek i nie
tylko. Okazuje się, że rzut oka na
miejsce zbrodni dostarcza mu praktycznie wszystkich informacji. Jakim cudem?
Ano takim, że Sherlock z pozoru obibok, błękitny ptaszek, wieczny student jest
wybitnym obserwatorem i błyskawicznie wyciąga trafne wnioski z detali przez
innych lekceważonych. Udaje mu się rozwiązać sprawę.
Nie mogę powiedzieć, żeby „Studium
w szkarłacie” mnie zachwyciło, mam raczej mieszane odczucia.
Holmes i Watson
dają się lubić. To pewne, jestem ciekawa kolejnych historii, mam nadzieję, że
będą bardziej emocjonujące. Jestem zainteresowana. Wydaje mi się, że „Studium w
szkarłacie” jest napisane w większości w sposób, który nie pozwolił mi się zaangażować,
być może to wina objętości. Nigdy – od szkoły podstawowej – nie lubiłam
opowiadań i nowelek, uważałam, że autor nie daje mi się wczytać, rozsmakować w
opowieści. Dla tak krótkiej historii nie opłaca się parzyć kawy. Bo przecież zaangażowałam się uczuciowo w
historię Watsona, z zaciekawieniem słuchałam jak opowiada o Sherlocku, niemalże
z zachwytem słuchałam wyjaśnień Holmesa, ale w opowiadaniu, jako w całości brakło
mi głębi. Cała ta historia sprawia wrażenie obrazka na szkle, jest płaska, powierzchowna…
pozostawiła mnie z niedosytem.
Jeśli świat dzieli się na
miłośników Sherlocka Holmesa i tych co kochają Herkulesa Poirota, zdecydowanie
należę do tej drugiej grupy. Nie mogę odmówić świetności serialowi BBC, czyli
uwspółcześnionej historii Holmesa i Watsona, ale gdyby ktoś postawił mnie pod
ścianą i powiedział: WYBIERAJ, na pewno opowiedziałabym się po stronie Poirota
– książkowego i filmowego. Nie znaczy to jednak, że oto kończę przygodę z
Holmesem.
Po przeczytaniu twojej recenzji zaczęłam się poważnie zastanawiać dlaczego ja jeszcze nie sięgnęłam po przygody tej znanej dwójki. W końcu przygody Sherlocka każdy przeczytać powinien, mimo że początek, jak zauważyłaś, chyba do zbyt porywających nie należy. Nie wiem czy zdecyduję się na zakup takiego 'pustaka', ale pójść do biblioteki i popytać zawsze można ;)
OdpowiedzUsuńzobaczymy jak będzie dalej. Ja też żyłam ponad ćwierć wieku bez znajomości Sherlocka. Ale się w końcu zawstydziłam ;)
UsuńPoirot jest bezkonkurencyjny, to wiadomo :) Ale Holmesa też lubię. Dawno temu czytałam kilka opowiadań, teraz mam ochotę poznać wszystkie. Zazdroszczę tak pięknego wydania :)
OdpowiedzUsuńKupione po promocji w Empiku. Cena z okładki 60 zł ;/
UsuńAuć, taka cena to masakra, nie dziwię się, że promocję zrobili.
UsuńWidzę, że po klasykę kryminału sięgasz:)
OdpowiedzUsuńAno, klasyka zwykle się sprawdza. A i jest świetną odskocznią :)
UsuńOj tak, są takie klasyczne pozycje, które też moge po kilka razy czytać i nigdy mi się nie nudzą.
Usuńjesień idzie aż chce się do starych przyjacioł książkowych wrócić
Usuńno ja akurat do miłośników Sherlocka Holmesa należę :):)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy nie zmienię strony, w co bardzo wątpię, ale bardzo lubię Sherlocka z BBC
UsuńOo ja też jestem team Poirot, jak to się teraz modnie mówi, ale Sherlocka lubiłam w tym starym serialu z lat 80/90 chyba.
OdpowiedzUsuńNie oglądałam, chociaz mignęły mi gdzieś zdjęcia. Za filmami MOŻE rozglądnę się jak skończę czytać :D
UsuńJeju, jak ja Ci zazdroszczę że mogłaś poznać przygody Holmes'a. Ja jeszcze nie miałam tej sposobności, ale zamierzam to nadrobić.
OdpowiedzUsuńPodobno teraz ma się Sherlock pojawić w kanonie lektur- trzeba być na bieżąco :)
UsuńCzuję, że może mi się spodobać :)
OdpowiedzUsuń"Studium w szkarłacie" od dawna mam w planach - w końcu to początek Sherlocka. Na pewno wkrótce się skuszę. A tego opasłego tomiska zazdroszczę, swego czasu miałam na nie ogromną chętkę. :)
OdpowiedzUsuńMhm, mnie również ten tytuł nie powalił na kolana, również wolę Poirota, ale holmesowe zaległości nadrobię, a co mi tam ;).
OdpowiedzUsuńA przeczytałaś jeszcze inne powieści/opowiadania? Jeśli tak, co o nich myślisz? Kilka lat temu dostałam w prezencie opasłe tomiszcze pod tytułem "Księga wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa". Zdaje się, że było grubo ponad tysiąc stron tego dobra. I sporo zabawy. Niestety Doyle miał, moim zdaniem, "niefajny" zwyczaj dzielenia swoich powieści na dwie części, tak jak to było w przypadku "Studium w szkarłacie". Opowiadania są jednak bardzo dobre, podobnie jak "Pies Baskervillów", który wyjątkowo uchował się w stanie niepodzielonym.
OdpowiedzUsuńOstatnio znowu polubiłam kryminały :) Wszystko przez Sherlock BBC (cudowne odkrycie, trzeba było sobie porównać z czymkolwiek ten oryginał) Teraz chyba kolej Chestertona i Christie :)
Jeśli dobrze znasz i lubisz Sherlocka BBC, to przeczytanie opowiadań będzie dodatkową przyjemnością. Odkrywanie w jaki sposób najdrobniejsze szczegóły z twórczości Doyle'a (i nie tylko) są włączane w akcję serialu w zupełnie innych kontekstach i jak tworzą nową treść. A twórcy "puszczają oko" do widza w najmniej oczekiwany sposób (nadal np. podziwiam to "Give her some lines..." skierowane do "niemej" pani Hudson w odcinku specjalnym, ukazujące konkretnie która historia będzie przywołana w drugim odcinku następnego sezonu albo to, że coś podobnego zasygnalizowały trzy słówka rzucone mimochodem, nie pamiętam już kiedy, tylko dlatego, że znajdowały się razem na tej samej spośród tych 1000+ stron, w jednym opowiadaniu).
OdpowiedzUsuńA, przepraszam, nie spojrzałam na zdjęcie :D
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu wrócić do tego tomiszcza :P
Usuń