Dwie kobiety o różnych temperamentach: stateczna i postrzelona. Jedna pracuje w muzeum i nie widzi szansy rozwoju zawodowego. Druga jest narzeczoną biznesmena, który ukrywa, że jest gangsterem, i w końcu ląduje za kratkami. Obie pragną rozpocząć nowe życie. Wyjeżdżają z rodzinnego miasta i wraz z przyjaciółmi zakładają gospodarstwo agroturystyczne. Nikt z nich nie ma pojęcia o gospodarzeniu. Ale od czego jest inteligencja...
"Stateczna i postrzelona" to bardzo ciepła powieść Moniki Szwai pełna dowcipnie opisanych perypetii sercowych i rodzinnych.
Gdzieś mi mignęło w
zapowiedziach, że Monika Szwaja napisała i wydała nową książkę. A moje przygody
z autorką, to sinusoida, najpierw było super, później był dóóół i znowu
wyszliśmy na plus. „Stateczna i postrzelona” była jedną z ostatnich książek przed
owym dołem. Ostatnim czasem wybrałam
właśnie ją na „książkę do jedzenia”. Pozwólcie, że wyjaśnię kolejne dziwactwo.
Otóż, wyłączywszy uroczyste okazje, gdy jadam z familią, muszę czytać przy
jedzeniu. Rzadko zdarza się, że jemy wszyscy razem, więc normalnie jedząc sobie
obiadek, kolacyjkę, bo śniadanie rzadko się udaje mi zjeść, podczytuję sobie
książkę. Ale, to by było za proste, mam niezwykle silną wyobraźnię i
natychmiast wizualizuję sobie to o czym przeczytam. Muszę wiedzieć, że podczas
lektury nie grozi mi nic obrzydliwego, więc do jedzenia wybieram sprawdzone
książki, które przy okazji sobie powtarzam :P I taką książką w początkach
listopada była „Stateczna i postrzelona”, ostatnio była czytana gdzieś trzy
lata temu(poznaję to po instrukcji wykonywania iniekcji, któreż to na mojej
Mamie uprawiałam).
Książka kiedyś mnie uwiodła…
teraz, nie wywołała silniejszych emocji. Nie wkurzyła mnie, nie zirytowała. To
chyba In plus należy policzyć.
Mamy młodziutką, śliczną Emilkę,
której konkubent okazuje się mafiosem. Spektakularna akcja szczecińskiej
policji od której mogliby się uczyć żołnierze z SAS i zły mafijny człowiek
zostaje zamknięty a biedna Emilka zostaje na bruku. Oczywiście będąc piękną jak
marzenie nie pada na nią nawet cień podejrzenia. Prokurator, przesłuchuje ją
chyba tylko dlatego, że mu się podoba, a nie chce jej proponować randki
jednocześnie aresztując jej narzeczonego.
Zresztą prokurator nie jest bucem(jak Emilka myślała na początku – gdy aresztował
jej mafijnego narzeczonego), okazuje się fajnym facetem, który oddaje jej wart
potworne pieniądze samochód(ongiś sprezentowany przez Lesława – czyli narzeczonego), nie dość tego,
jeszcze załatwia jej miejsce na policyjnym parkingu, bo wiadomo – w Szczecinie hołota
okropna, jak droższy samochód pojawi się na ulicy to złoczyńcy losy ciągną kto
ma ukraść. Zostaje przeto Emilka na chodniku przed apartamentem i rozsypuje się
totalnie, ale na szczęście, starcza jej rozsądku aby zawiadomić przyjaciółkę swą
Ludwikę(zwaną Lulą) która to starsza od niej o dekadę(po rozumku nie widać).
Lula przybywa z odsieczą, zabiera Emilię do siebie, gdzie ją pociesza, karmi i wyciąga z dołka, wysyłając do terapeuty(znanego z
innych książek autorki, przystojnego, olśniewającego, cudownego etc. Grzegorza)
ten to, odkrywa po pięciu sekundach, że Emilka jest nie tylko piękna, ale i
genialna i każe jej pisać dziennik. CO jak wiadomo jest najlepszym sposobem
terapeutycznym.
I zaczyna się powieść! Emilka
zaczyna pisać dziennik, Lula, jako stara panna, jeszcze kustosz w
muzeum(zapytacie gdzie ma kota, kot dopiero co zdechł), pisze od młodości dziennik
tradycyjny. Zapewne gdy zaczynała pisać pierwszy dziennik ryła go na tabliczce,
bo Lula jest stara jak Troja, wie wszystko, jest nudna, nieciekawa, ale bywa
przydatna. Np. jako tło dla Emilki. No i przydaje się, autorce, bo dzięki niej
akcja ruuuuuuuuuuusza. Otóż Lula wybiera się w Karkonosze(znający twórczość p.
Moniki westchną, a gdzieżby indziej), do dworku w którym mieszka Rotmistrz z
małżonką – Stanisławą, u których to Lula, w czasach młodości, z przyjaciółmi
jeździła konno. I tu zastanawia mnie jakim cudem, mieszkająca w Szczecinie
Lula, Wiktor z rodziną z Krakowa i Jaś z Wrocławia spiknęli się w okolicach
Karpacza. Jeśli na tym etapie stawiacie takie pytania – PRZESTAŃCIE CZYTAĆ. Później
realizm, będzie najwyżej magiczny ; ) W każdym razie przyjaciele, bodajże z
liceum spotykają się co pięć lat i próbują cofnąć czas. Lula dodatkowo wciąż
podkochuje się w Wiktorze i bodajże dla niego została historykiem sztuki, mało tego
– zrobiła doktorat z tejże, ale praca w muzeum ją męczy(już wiem dlaczego mój
doktorat tak kuleje – po prostu brak mi
właściwej motywacji). Na miejscu okazuje się, że Rotmistrz wziął i umarł o czym
on sam mówi im z telewizora, bo przezornie, wcześniej przygotował taśmę. Poleca
swoim ukochanym przyjaciołom, nie tak ukochanym, żeby ktoś uznał za stosowną
ich obecność na pogrzebie, swoją małżonkę Stanisławę, która cienko przędzie i
wybiera się powoli do domu spokojnej starości. Przewińmy taśmę, o kilka bardzo
dowcipnych opisów etc. Staje na tym, że Emilka, która nie spędziła jeszcze w
dworku 12 godzin, postanawia rzucić swoje żałosne życie w Szczecinie i
zamieszkać z panią Stanisławą, zwaną już konsekwentnie babcią. Jest
wzruszająco, zabawnie. Ach! Przesłodko.
Wszyscy mają pomyśleć o tym, żeby do babci się przeprowadzić, bo AKURAT
wszyscy są na życiowym rozdrożu.
Oczywiście wszyscy się decydują, przyjeżdżają
w Karkonosze, inwestują strasznie pieniądze we wspólny biznes(kto bogatemu
zabroni), oczywiście, żadnych umów, spółek, wszyscy się kochamy i sobie ufamy.
Zaroi się od wątków społecznych, umoralniających wywodów, były narzeczony
Emilki wprowadzi wątek kryminalno-sensacyjni i będzie pretekstem do pojawienia
się wielu nowych bohaterów, z których WSZYSCY z miejsca zakochają się w BOSKIEJ
i GENIALNEJ Emilce.
Acha! Książka jest napisana w
formie dziennika, przemiennie, raz opowiada Lula, raz Emilka. Spełnia to w
pewien sposób swoja rolę bo daje pozory tego, że oglądamy dane wydarzenia z
różnych punktów widzenia, ale po pierwsze, zwykle gdy opisuje coś Emilka, to
Lula ewentualnie o tym nie wspomina. Bądź piszą o swoich wewnętrznych przeżyciach,
no, ale kto szuka obiektywizmu i szerokiej perspektywy? Nie wyszedł ten zabieg
autorce również dlatego, że nie potrafiła nadać tym dwóm częścią, odrębnego stylu. I
wpisy Emilki i Luli są na jedno kopyto, gdyby nie to że są podpisywane chyba
nikt nie wpadłby na to, ze to pisały dwie osoby. A nie! Przepraszam, wpisy
Emilki są okraszone nowomową(którą Lula błyskawicznie oswaja) dodatkowo
dwudziestopięcioletnia Emilka z wyższym wykształceniem nie ma pojęcia o
kulturze, zna się tylko na kwiatkach o WSZYSTKO musi pytać Lulę. Styl
wypowiedzi Emilki, gdy autorka przypomina sobie, ze piszą dwie osoby, jest
słitaśnie entuzjastyczny, przypomina raczej wypowiedzi infantylnej trzynastolatki.
Lula dla odmiany jest nudna jak flaki z olejem i do bólu staropannowata. Wzdycha
do Wiktora i jest zimna jak marmurowa statua.
Jak już pisałam próżno szukać
realizmu, wszystko jest jak polityka ZSRR niby proste a skomplikowane i niby
skomplikowane a proste. Przypomina to wszystko operę mydlaną. Wszyscy są
piękni, bogaci, zyskują natychmiast przyjaźń wszystkich życzliwych, a budzą zawiść
u prymitywów, którzy wiadomo – skończą źle. Będziemy mieli dzieło
polsko-niemieckie pojednanie. I w ogóle będzie słitaśnie.
Wierni czytelnicy autorki w
ciemno rozpoznają jej styl, jej charakterystyczne zwroty, nabite nowomową, które
mają najprawdopodobniej dowodzić że Monika Szwaja jest za pan brat ze współczesnością.
No bo co kurczę blade. Tak te wtrącenia początkowo bawiły, w pierwszych
książkach, teraz są oklepane, jak kosa przed żniwami.
Reasumując ten długawy wywód(mam
strasznie dużo pracy, więc jak widać odwlekam :P ). Cieszę się, że autorka
porzuciła te leciutkie zabawne historyjki, na jedno kopyto i przeniosła się do
ogródka książek nieco poważniejszych. Wprawdzie tam też widać zgrzyty, ale nie
dają tak po oczach.
Nie zirytowała mnie ta książka,
podtrzymuję w sumie zdanie z czasu, gdym czytała ją po raz pierwszy(chociaż
teraz jestem zawiedziona, ze reportażu o tej cudownej agroturystyce nie robiła
Lala, ani Wiktoria). Ma irytujące miejsca, chwilami jest nudna, ale widzę że
mogło być gorzej. Mogło być też lepiej,
no ale – różnie bywa ; ) Tytuł miał nawiązywać do „Rozważnej i romantycznej”
jak gdzieś kiedyś przeczytałam, podobieństwa? Szyte tak grubymi nićmi, że może
lepiej nie drążyć tematu.
Ciekawa jestem strasznie nowej książki
autorki. Ale nie wiem czy odważę się kupić.
Bo wyszło mi strasznie szyderczo,
a do tej książki lubię wracać, raz na jakiś czas. Chyba naprawdę muszę się brać
do pracy. Ale może wcześniej by coś upiekł?
Szwaję uwielbiam, czytałam wszystko, ale to akurat jedna z tych książek której treści nie pamiętam, co oznacza, że była przeciętna. Za to do moich ulubionych należą Artystka wędrowna, Powtórka z morderstwa oraz Matka wszystkich lalek.
OdpowiedzUsuńCzytałam jej dwie książki, ale mnie nie zachwyciły. Nie zamierzam czytać kolejnych.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam :) Autorkę lubię :))
OdpowiedzUsuńBardzo lubię książki Moniki Szwai. Szczególnie "Jestem nudziarą", "Zapiski stanu poważnego" i "Romans na receptę" :)
OdpowiedzUsuńA ja akurat tę książkę bardzo lubiłam. Czytałam ją kilka razy, ale dobrych kilka lat temu. Teraz nie wiem, jakie byłyby moje odczucia, ale nie zamierzam sprawdzać, mam co czytać, na lata ;) Ale pamiętam, że się podśmiewałam wiele razy w trakcie lektury ;p
OdpowiedzUsuńDziś czytałem gdzieś negatywną recenzją innej książki tej autorki ;-) Aż dziwne, że dotychczas o niej nie słyszałem, a tu nagle bam, na każdym kroku jej nazwisko ;-)
OdpowiedzUsuńCzytałam sobie kilka lat temu i masz rację, to takie książki do poczytania przy czymś.
OdpowiedzUsuńTej książki tej autorki jakoś nie czytałam, jakoś usilnie nie poszukuję, ale może wpadnie mi w ręce.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Monikę Szwaję :)))))
OdpowiedzUsuńNa moim blogu można wygrać najnowszą powieść autorki :) Serdecznie zapraszam :)
Czytałam już dawno temu, ale pamiętam, że bardzo mi się poobala :)
OdpowiedzUsuńLekka,przyjemna, wciągająca, zabawna, ciekawa. Warto przeczytać.
OdpowiedzUsuńLekka,przyjemna, wciągająca, zabawna, ciekawa. Warto przeczytać.
OdpowiedzUsuńNie czytałam zupełnie nic autorki, ale naturalnie mam plany zapoznać się z jej twórczością :)
OdpowiedzUsuńCzytałam, i przyznaję że książka nawet mnie wciągnęła i dosyć długo pamiętałam bohaterów. Co do realizmu to niestety przypomina cukierkową telenowelę. Okolice Jeleniej trochę znam i dlatego cieszę się że tam Autorka umieściła akcję powieści bo tam jest przepięknie! (byłam wtedy w dalekiej delegacji - dlatego fajnie było poczuć polski klimat na kartach książki, choć i zagraniczne bohaterki się tam przewijały ;)) Polecam każdemu, kto chce się poczytać coś naprawdę lekkiego, zabawnego i pomagającego się odstresować :)
OdpowiedzUsuń