Swoją opowieść-dziennik „Dom włóczęgi” Mariusz Wilk pisze tak, jak się bierze kolejny oddech. Albo tak, jak się po czasie wraca na wytyczoną niegdyś ścieżkę. To, co zdawało się odruchowe, odkryte, rozpoznane, nieoczekiwanie nabiera nowych znaczeń.
W domu nad Oniego nastąpiły zmiany. Pojawił się ktoś, kto sprawił, że Wilk na nowo czyta alfabet natury, a własną biografię tłumaczy na nieznane mu wcześniej emocje. Zmiana perspektywy spojrzenia na przyrodę, literaturę, ludzkie losy daje fascynujący efekt odkrywania tego, co bliskie, a dotąd niedostrzeżone. Książka mieni się, jak i poprzednie zmiennością planów narracyjnych i mikroopowieści. Tym razem Wilcza włóczęga wiedzie tropą wyznaczaną przez zdziwienie dostrzeżone w oczach Martuszy.
Staram
się nie opisywać książek, których nie skończyłam, nie lubię… jednak raz na
jakiś czas zdarza się taka sytuacja. Tym razem porażka jest tym dotkliwsza, że
książka jest na najbliższe spotkanie DKK i doprawdy nie wiem czy iść, czy sobie
spotkanie darować. No nie wiem. Powiem Wam szczerze, że byłam sceptycznie
nastawiona do tej książki, wyczytałam, że jest to któraś tam z kolei, a ja nie
lubię wchodzić butami w sam środek cyklu, bez znajomości poprzednich. „Dom
włóczęgi” jest piątą – z tego z pamiętam. A ja nie miałam ani czasu, ani
pieniędzy, żeby poznać wcześniejsze części. Może wtedy… Pardon – to czwarta
część cyklu
Do
ręki dostajemy… pamiętnik. Czy dziennik, notatnik z przemyśleniami – jakkolwiek
to nazwiemy. Mężczyzna mieszający w Rosji, z pochodzenia Polak, opisuje swoje
życie, zmiany pór roku, rosyjską przyrodę, okraszając to wszystko licznymi
przemyśleniami. W części, którą doczytałam – rządzą przemyślenia na temat życia
i twórczości Gombrowicza. Ot zapiski.
Podobno
wielu osobom przeszkadzają rusycyzmy, jakich pisarz używa. Na początku tłumaczy
się z tego, nie przeprasza, moim zdaniem nie ma za co. Mnie to nie
przeszkadzało, uczyłam się rosyjskiego, nie było to dla mnie problemem, jakimś
szczególnym. Problemem było to, że ta książka IMO jest o niczym. Ot ktoś
opisuje sobie życie codzienne w Rosji, opisuje rzeczy, które naprawdę mało mnie
interesują, a może nie interesują, bo napisane jest nudno. Wątek o Gombrowiczu,
jest taki śmierdzący dydaktycznie, autor pisze tak autorytarnie, jakby pouczał.
Nie
zmordowałam tej książki, więc może pod koniec się zmienia, może to wina tego,
że zaczęłam czytać od końca i nie rozumiem w jakim celu autor snuje te swoje
rozważania.
Dla
mnie książka tak męcząca, że postanowiłam ją porzucić więc absolutnie nie
polecam.
Wielkie nadzieje wiązałam z twórczością pana Wilka, póki jej nie poznałam.
OdpowiedzUsuńSłyszałam, że gość siedzi w Rosji od lat i sądziłam, że jak napisze o Rosji książkę, to objawi nam co najmniej sławetne tajemnice rosyjskiej duszy. I co? I pstro! Nie pamiętam już, które fragmenty pamiętnika pana Wilka miałam nieprzyjemność poznać, ale wrażenie miałam podobne jak Ty. Tylko przejrzałam, bo czytać nie zmogłam. Miałam w rękach co najmniej 2 lub 3 jego produkcje.
Co do języka, to znam rosyjski, więc nie miałam problemu ze zrozumieniem języka wilka. Ale jak się pisze po polsku, to po polsku. A jak po rosyjsku, to po rosyjsku. Mieszanie obu języków nie jest wskazane w jednym tekście :)
Tyle, że książka jest niedroga, ale zawsze... wolałabym dobrą pizzę, albo flaszkę. Tłumaczenie jakoby książkę pisze dla córki do której raz mówi po polsku raz po rusku mnie nie przekonuje, ale nie przeszkadza, więc nie będę się tego czepiała. Srodze się rozczarowałam, srodze...srodze... mogę napisać najwyżej wulgaryzmami coś więcej... szkoda czasu i wszystkiego ;/
UsuńA to ja czytałam coś, co napisał, zanim córka pojawiła się na świecie.Mieszkał z żoną na pustkowiu i jak pisał o tej żonie, to na zasadzie: ugotowała, posprzątała, ogródek skopała, pranie prała w jeziorze jak za króla Ćwieczka, bo tam prądu nie było. Po prostu - kombajn wieloczynnościowy, a nie baba! Żal mi było tej żony po prostu!
Usuńa fe!!! Kobieta świadoma geniuszu własnego męża, jest wielozadaniowa, aby Książę mógł się oddać twórczości.
Usuń