Mara, oddana żona i mama adopcyjna, kiedyś odnosiła sukcesy jako wzięta prawniczka, a obecnie zmaga się z coraz bardziej dotkliwymi objawami ciężkiej, nieuleczalnej choroby. Mimo wsparcia bliskich nie może się pogodzić z utratą niezależności i przystosować do nowych warunków, co skłania ją do podjęcia dramatycznej decyzji o odejściu na zawsze. Daje sobie pięć dni na pożegnanie wszystkich, których kocha.
Scott, nauczyciel gimnazjum i trener koszykówki, od roku wraz żoną sprawuje opiekę zastępczą nad ośmiolatkiem z trudnego środowiska. Za pięć dni chłopiec, którego Scott zdążył pokochać jak własnego syna, ma wrócić do biologicznej matki.
Mara i Scott mieszkają tysiące kilometrów od siebie, ale łączy ich przyjaźń nawiązana na internetowym forum, gdzie wymieniają się opiniami i dodają sobie nawzajem otuchy w najtrudniejszych chwilach.
Historie Mary i Scotta pokazują, jak różne mogą być granice ludzkiej wytrzymałości. Czasami miłość nakazuje za wszelka cenę zatrzymać ukochaną osobę, a czasami wymaga, żeby pozwolić jej odejść.
Czy znajomości internetowe są równie autentyczne jak te nawiązane osobiście? Czy samobójstwo można uznać za akt odwagi? Jak poradzić sobie z egoistyczną potrzebą bycia z bliską osobą, w chwili kiedy choroba przysparza jej ogromnych cierpień?
Ostatnio czytałam dobre i mocne książki, nie
chciałam wychodzić z tego toru i zadowolić się byle badziewiem, ale jak zwykle
bywa, miałam problem z wyborem. Tyle książek – wydaje się- że dobrych czekało, a
ja odbijałam się od półek jak kauczukowa piłeczka. Wtedy przypomniałam sobie o
książce, którą miałam w torbie, na wypadek wcześniejszego zakończenia, innej i
bardzo dobrej książce. A jak Ostatnie
pięć dni się tam znalazła? Ano to wina Agnieszki. Taka rekomendacja od
osoby tak zrównoważonej, panującej nad emocjami i doceniającej dobrą literaturę
nie mogła mnie zwodzić… Zresztą nie tylko mnie napaliła. Ale i przestraszyła…
bałam się, że oczekiwania jednak będą wysokie a książka uch nie spełni.
Pozostało tylko przekonać się, że tak powiem organoleptycznie.
Akcja
powieści – zasadniczo – toczy się w czasie pięciu, przełomowych dni. Dla Mary –
chorej na pląsawicę Huntingtona – te pięć dni mają być ostatnimi pięcioma dniami
życia. Kobieta chce popełnić samobójstwo, aby nie być ciężarem dla córki i
ukochanego męża, nie chce by jej rodzice odkładali swoje marzenia, aby
opiekować się córką, która staje się manekinem, papierową lalką na wietrze. Dla
Scotta te dni, są ostatnimi jakie spędzi z chłopcem, którego z żoną wzięli pod
tymczasową pieczę. Scott przywiązał się do Małego Człowieka, bardziej niż
nakazywałby ramowy termin tej relacji i teraz każda chwila przybliża do
rozdzierającego momentu rozstania, żona jest bardziej zdystansowana, zwłaszcza,
że oboje ze Scottem spodziewają się narodzin upragnionego własnego dziecka.
Pięć dni, nawet nie tydzień…
Do
tej pory żadna powieść z serii Kobiety to
czytają mnie zawiodła, muszę nadrobić te, których nie mam. (gdyby ktoś
szukał pomysłu na prezent dla mnie – nie trzeba daleko szukać : P, albo dla
moich Rodziców, niebawem mają rocznicę ślubu – chętnie Im przekażę ; ] ). Po
tej obiecywałam sobie naprawdę wiele, dlatego początek był dla mnie ciężki, bo
irracjonalnie i głupio oczekiwałam, że od razu wpadnę do kotła z emocjami.
Książka okazała się dokładnie taka jaką uwielbiam. Były łzy wzruszenia, były
chwile głębokiej refleksji. Powieść na miarę Picoult i Chamberlain.
W
książce mamy poruszone dwa problemy, zupełnie różne, jedynym wspólnym
mianownikiem jest te tytułowe pięć dni – ostatnie. Bohaterowie znają się z
internetowego forum dla rodziców zastępczych. Wiedzą o sobie niewiele, nie
znają nawet swoich personaliów.
Oczywiście
postawa Mary, jej plany, są kontrowersyjne, wzbudzą dyskusję, bo oto kobieta
doskonale sytuowana, kochana, mająca wspaniałą rodzinę i przyjaciół chce
pożegnać się ze światem. Nie twierdzi, że robi to tylko z miłości do bliskich,
chcąc im oszczędzić cierpienia, że jest taka wspaniała – matka, żona, córka i
przyjaciółka dekady, wie że to też egoizm z jej strony. Jednak motywy jej
postępowania wypływają i z egoizmu i z altruizmu. Po prostu nie chce tak żyć,
chce to skończyć, póki bliscy zapamiętają ją w miarę dobrze. Nie tak dawno
rozmawiałam z kolegą o takiej sytuacji, on jednoznacznie potępia takie
rozwiązanie, ja jestem w stanie to zrozumieć… Rozumiem jednocześnie ból Mary,
to rozdarcie. Najstraszniejsze, że ludzie muszą takie decyzje podejmować. Takie
choroby jak Huntington są najgorsze, one nie zabijają ciała tak szybko jak
chociażby rak, one zabijają duszę a to jest chyba najstraszniejsze.
Przy
Marze sytuacja Scotta to w sumie bajka. Ot zżył się z chłopcem, który wraca do
matki, która ułoży sobie życie, zaopiekuje się chłopcem. Przed Scottem zaś
nowe, wspaniałe wyzwanie, dziecko, owoc miłości jego i Laurie. Cud. A jednak
Scott przeżywa, podczas gdy jego żona wydaje się skupiać na planowaniu
kolejnych etapów ich idealnego życia, jakby rok z chłopcem nic w niej nie
zmienił… Zdradzę wam tyle że na historii Scotta najbardziej się wzruszyłam.
Spotkanie
z tą książką wspominam bardzo, bardzo dobrze. Dawkowałam ją sobie po kawałku,
nie chciałam się z nią rozstawać, jest tak esencjonalna, gra na emocjach, każe
nam zastanowić się nad hierarchią wartości w naszym życiu.
Naprawdę
polecam, ciekawa fabuła i dobrze napisane!!
Uwielbiam takie książki wywołujące emocje i dające do myślenia. Od dawna mam na oku ten tytuł i widzę, że warto go w końcu zdobyć :)
OdpowiedzUsuńJa też je kocham, więc cieszę się, że się nie zawiodłam
UsuńCoś dla mnie.
OdpowiedzUsuńNie zawiedziesz się!
UsuńW takim razie rozejrzę się za tą książką, emocje i refleksje cenię przy lekturze.
OdpowiedzUsuńtutaj Ci tego nie braknie!!
UsuńBardzo poruszająca książka, muszę ją przeczytać!
OdpowiedzUsuńzgadzam się!
UsuńMaaaamoo, jak ja się nią emocjonowałam! Prawdziwa bomba!!!!!!!!!!!!!!!!;)))) A teraz mam na oku kolejny tekst poświęcony pląsawicy, już się lękam o swój stan psychiczny po lekturze.
OdpowiedzUsuńDlatego, robię przerwę przed następną
UsuńChoroba nazywa się "Choroba Huntingtona" , pląsawica to przestarzały termin medyczny.
OdpowiedzUsuńZupełnie inaczej czyta się ksiażkę kiedy... kiedy ma się chorą na HD mamę.
ale to nie jest błąd merytoryczny. Z ciekawości sprawdziłam, w Polsce pląsawica jest terminem stosowanym.
UsuńNiemniej, rozumiem, ze osoba obeznana z praktyczną tematyką choroby będzie miała zupełnie inny odbiór tej powieści