Nic
tak nie tamuje procesu czytelniczego jak mało wciągająca książka. Akurat miałam
lekki kryzys i postanowiłam powtórzyć sobie książkę, która prawie dziesięć lat
temu po prostu mnie oczarowała. Uważałam, że mnie to fajnie nakręci. Pretekst
był, wyszła kontynuacja, a nam zaserwowano nowe wydanie książki Zamówienie z Francji tym razem pod
tytułem Francuskie zlecenie,
próbowałam indagować różnych ludzi czy da się ominąć kupno przerobionego
wydania, żeby się nie pogubić przy drugim tomie. Nikt nie potrafił mi na to
pytanie odpowiedzieć, co zrozumiałe, próżno znaleźć taką informację na stronie
autorki i wydawnictwa. Pal sześć pieniądze czytelnika, trzeba przecież sprzedać
nowe wydanie. Nie lubię takich zabiegów. Wymówki, że minęło ileś tam lat i
historia zasługuje na nową odsłonę, nie przemawiają do mnie zupełnie, bo jako
potencjalny klient czuję się nabity w butelkę. Nie nastawiło mnie to
pozytywnie, ale wierzyłam do końca, że jednak dam się uwieść magii, którą
pamiętałam.
Ta debiutancka powieść Anny J. Szepielak ukazała się kilka lat temu pod tytułem „Zamówienie z Francji”. W aktualnym wydaniu autorka dokonała licznych zmian, decydując się także na nowy tytuł. Jak sama mówi: „Historia napisana piętnaście lat temu spotkała się z tak ciepłym przyjęciem czytelników, że zasługiwała na nową odsłonę”.
Ewa, niedoceniana przez szefa fotograficzka, dostaje atrakcyjne zlecenie, które może wykonać tylko kobieta. Wiąże się ono z wyjazdem do malowniczej Prowansji oraz przygotowaniem zdjęć reklamowych ekskluzywnej kwiaciarni. Na miejscu bohaterka poznaje wyjątkową rodzinę, dla której tradycja była od wieków ostoją porządku i życiowym drogowskazem. Nestorce rodu, Konstancji, nie podobają się nowatorskie pomysły młodszego pokolenia. Kobieta chce pozostać wierna zasadom, którymi kierowały się wszystkie jej przodkinie, a jednocześnie próbuje zrozumieć siłę młodości. Jednak bolesna tajemnica odbiera jej trzeźwość osądu. Stare mury rodowej rezydencji skrywają zresztą znacznie więcej sekretów… Niespodziewanie dla samej siebie Ewa znajdzie się w centrum niezwykłych wydarzeń, których korzenie tkwią w odległej przeszłości.
Ewa,
młoda i utalentowana fotografka dostaje zlecenie. Właściwie w to zlecenie
wrabia ją konkubina szefa, która uparła się popierać kobiety. Ewa była kiedyś
nauczycielką, ale musiała odejść z pracy w małej szkole, teraz próbuje sobie
ułożyć związek z kolegą z byłej pracy i w sumie takie wyzwanie jej się przyda.
Zamówienie zapowiada się jako wielka przygoda, bo chodzi o wykonanie zdjęć w
Prowansji, w rodzinnej posiadłości familii, która ma pewne związki z Polską i
promuje Polaków. Konkretnie chodzi o biznes florystyczny, będący w rękach
rodziny od pokoleń, który ma w posagu dostać Eliza, tylko że jej babcia,
seniorka rodu trzyma wszystko silną ręką i nie każde zmiany jej się podobają. A
że w rodzinie od lat panuje matriarchat i poszanowanie dla zdania seniorów,
misja wydaje się nie tylko lukratywna, ale i intrygująca i inspirująca. Ewa
jedzie do Prowansji i trafia do dużej posiadłości w której żyje cała rodzina,
spotykając się na posiłkach i żyjąc w interesującej symbiozie. Nad dworem unosi
się atmosfera tajemnicy, którą podsyca prawnuk seniorki – Aleks, który
interesuje się historią rodziny i Ewie sprzedaje tego bakcyla, oprowadzając ją
o północy po galerii portretów i zaciekawiając ją tajemniczymi wydarzeniami z
historii.
Jeżu,
jak mnie to wynudziło. Kolejny raz potwierdza się teza, którą wyniosłam z
czasów edukacji szkolnej, że nie wolno poprawiać, pierwsza myśl jest dobra, a
jak człowiek zacznie rozkminiać, poprawiać to kończy się źle. Pierwsze wydanie
miało w sobie naturalność, świeżość, teraz zdania są sztuczne, widać że
przepracowane, czasami jedyna zmiana w rozdziale, jest taka, że akapit, który
był przykładowo trzeci jest przedostatnim. Nie wnosi to wiele do akcji, ale
chyba to nie to było celem. Wkurzało mnie nagromadzenie francuskich wyrazów.
Niby cała rodzina mówi po polsku, tam personel też mówi po polsku, ale wiadomo,
że nie jest to ich język ojczysty, więc zdarzają się im wtrącenia, liczne. I to
wszystko jest w tekście po francusku, a w przypisie po polsku, nie lubię takich
zabiegów i tyle. Męczy mnie to. I okazuje się, że to była historia do jednego
czytania. Gdy czytałam ją przed laty to wystarczyło, podobało mi się i tyle,
więc mus zakupu drugiego wydania z niepewności mnie rozsierdził, a okazuje się,
że nie jest to książka do której chcę wracać…
Czytana po raz drugi historia wydaje się banalna, bez głębi. Ot banalne czytadełko
Muszę
odczekać nim za kontynuację się zabiorę, coby wywietrzał ze mnie ten zawód i
bym mogła czytać z czystą kartą.
Francuskie zlecenie, Anna J. Szepielak, liczba stron: 368
Ojjj, aż się boję zaczynać teraz... :(
OdpowiedzUsuńOj a ja tak lubię twórczość p. Anny😞
OdpowiedzUsuń