Listopad 1988 r., zaniedbana łączka na warszawskich Powązkach. Małgorzata Szejnert na każdym z pięciu symbolicznych grobów kładzie krótki list. Kartkę przyciska zniczem. Jest przekonana, że groby są puste, ale wie, że wieczorem ktoś tu przyjdzie...
Dramat polskich bohaterów wojennych - rotmistrza Pileckiego, generała Fieldorfa „Nila” i innych skazanych na śmierć w Polsce Ludowej - nie kończył się z chwilą wykonania wyroków. Dla rodzin straconych to początek walki o ujawnienie prawdy o losach bliskich: synów, mężów i ojców. Śród żywych duchów to ich poruszająca historia.
Małgorzata Szejnert, mimo starannie zatartych śladów, poszukuje grobów więźniów politycznych straconych w warszawskim więzieniu na Rakowieckiej. Zbiera relacje świadków i członków rodzin, ujawnia sposoby na obejście cenzury i zdobycie informacji w epoce strachu i nieufności.
Dziennikarka w mistrzowski sposób łączy opowieść o epoce terroru i o końcu lat osiemdziesiątych, tworząc niezwykłą kronikę przełomu i początku demokratycznych przemian w Polsce.
Przeczytawszy pogodne i ciepłe „Małe
kobietki”, postanowiłam zdjąć z półki książkę, która leży tam już pół roku.
Kupiłam ją po reklamie w Teleexpressie – mama mnie namawiała. Dodatkowo w
książce miało być o generale Nilu, a mnie ta postać w jakiś sposób fascynuje.
Spodziewałam się troszkę czegoś innego, nacisku na biografię, na losy rodzin.
To wszystko jest, ale ta książka uwidacznia o wiele większy dramat.
To nie jest pierwsze wydanie książki,
po raz pierwszy wydano ją w wydawnictwie londyńskim, co biorąc pod uwagę
tematykę nie dziwi. Autorka prowadziła swoje śledztwo u schyłku PRLu.
Demokracja ludowa się chwieje, ale pewne nawyki zakorzenione w ludziach wciąż
trwają, atmosfera grozy i tajemnicy jest wciąż obecna. A autorka próbuje
odnaleźć miejsca pochówku więźniów z więzienia mokotowskiego. Pamiętacie
wszyscy tragedię Antygony, która za wszelką cenę chciała pochować swojego
brata, oddać mu ostatnią posługę należną każdej istocie ludzkiej. Autorka staje
się współczesna Antygoną, dołącza do żon, matek, córek które szukają miejsca
gdzie mogą być pochowani ich najbliżsi, chociaż często zrehabilitowani, z
oczyszczonym imieniem, z symbolicznym grobem, faktyczne miejsce wiecznego
spoczynku pozostaje tajemnicą.
Książka to zapis śledztwa
Autorki, poszukiwania śladów, poszlak. Autorka próbuje ustalić nazwiska
zamordowanych w poszczególnych latach, a następnie wsłuchuje się uważnie w
powtarzanie cicho i pokątnie plotki o tajemniczych, nocnych pochówkach w latach
stalinizmu. Najczęściej wśród plotek pojawia się kąt na Powązkach i łączka na Służewie,
obecnie używana jako tzw. „Nowy Cmentarz” , plotkę o Służewie potwierdzają
świadkowie oraz fakt iż przy kopaniu nowych grobów, grabarze odkopują zwłoki,
które mogą pochodzić z przełomu lat czterdziestych i pięćdziesiątych. Czy po
latach wciąż jest możliwe odnalezienie mogił i przypisanie ich do konkretnych
nazwisk?
Autorka przytacza biografie poszczególnych
osób, które oddały życie za ideały, pokazuje twarze młodych przystojnych
mężczyzn, wąsatych nobliwych panów z małżonkami. Trzeba mieć serce z kamienia
aby nie wzruszyć się i nie zadumać nad losem tych ludzi, którzy walczyli o
wolną Polskę, którzy byli dla nowej władzy tak niebezpieczni, że musieli
zginąć, ich nazwisko miało być zapisane
w poczet zdrajców a wszelki ślad miał po nich zaginąć.
Symboliczne groby i pomnik osób
zamordowanych przez służby bezpieczeństwa znajduje się na Powązkach w „
Kwaterzena Łączce” zerknijcie na tą ciągnącą się listę osób tam upamiętnionych, za
każdym tym nazwiskiem kryje się przecież człowiek, który miał najbliższych, za
którym ktoś tęsknił, płakał, który nie miał wieści o jego losie przez długie
lata, który był represjonowany w ramach odpowiedzialności rodzinnej.
„Śród żywych duchów” nie jest
książką łatwą, jest bardzo wycieńczająca psychicznie. Dramat tylu osób w niej
zawarty, nie daje spokojnie zasnąć, ale
wydaje mi się, że trzeba ją przeczytać! Wiem, że na pewno podsunę ją Tacie,
którego interesuje taka tematyka.
Nie spotkałam się z tego typu
publikacjami na polskim rynku, na pewno jest to jedna z pierwszych książek, która
porusza temat, którzy przez dekady był tabu. Sądzę, że jesteśmy winni pamięć
tym którzy oddali życie za nasz kraj, przez lata wyklęci, dopiero teraz mają
szansę na odzyskanie miejsca w pamięci ludzi.
Chyba najgorszą torturą jest nie wiedzieć, gdzie pochowana jest bliska nam osoba.
OdpowiedzUsuńNiektórych komuniści prześladowali właśnie w ten sposób już po śmierci, nie zdradzając miejsca pochówku bliskim, nie pozwalając im zapalić symbolicznej świeczki na grobie i jednocześnie kryjąc się przed zarzutami morderstwa politycznego.
O książce, jak i o prywatnym śledztwie Małgorzaty Szejnert nie słyszałam, wiem natomiast, że dopiero teraz szczątki niektórych AKowców zaznały spokoju wiecznego, odnalezione przez IPN w masowych grobach... po bagatelka 60 latach.
A generała Nila na razie nie odnaleziono...
Byłam na filmie o Nilu kilka lat temu - poruszająca historia. Zresztą koniec II wojny to dla nas tragiczny czas, niby odzyskana wolność, ale nowy terror.
UsuńTematyka książki nie należy do moich ulubiony, ale rozumiem potrzebę odnalezienia miejsca pochówku, wtedy o wiele łatwiej pogodzić się z tragedią,i tak banalnie, jest gdzie zapalić znicz. Dlatego mimo, że boję się tego typu lektur, to dałaby szanse temu tytułowi, tym bardziej że i mnie zdarza się kupować książki pod wpływem Teleekspresowych informacji :-)
OdpowiedzUsuń