Pamiętacie, jak w dzieciństwie wasza matka chciała trzymać was blisko siebie, zachowując się przy tym, jak kwoka? Przypominacie sobie chwile, gdy wasz ojciec chciał wiedzieć o was wszystko, a wy tak bardzo pragnęliście swobody i prywatności?
Poznajcie zatem Anię, dziewczynkę z "wolnego chowu", zmuszoną do uwicia własnego gniazda z książek, fantazji i trudów młodzieńczej codzienności. Czy życie wolne od nakazów i rodzicielskich uwag niesie ze sobą same przyjemności? Historia Ani stanowi wzruszającą odpowiedź na to pytanie, będącą jednocześnie opowiadaniem o zmaganiu się młodej osoby z wielką samotnością, problemami ludzi dorosłych, o odkrywaniu przyjaźni i znaczeniu autorytetów.
Powieść "Na wysokim niebie", to nie tylko historia pełna pasji i emocji, to także propozycja dla tych, którzy chcieliby oderwać się od ziemi i poszybować w stronę słońca zwanego nadzieją.
O książce Danuty Awolusi
słyszałam już wiele tygodni temu. Gdy Oleńka tak ją zachwalała, wiedziałam, że
muszę przeczytać. Gdy Ona tak przeżywa książkę – biorę w ciemno. Chwilę jednak
musiałam poczekać nim „Na wysokim niebie” trafi w moje ręce. Jest! Udało się,
gdy wyjeżdżałam do Lublina książka czekała na mnie na biurku. Ale nie mogłam
jej zabrać, nie miałam centymetra wolnego miejsca w torbie. Za to gdy tylko
wróciłam w niedzielę do domu, do mojego ciepłego domku, miękkiego łóżka,
znajomych kubków, od razu oddałam się książce. Całą sobą. Pewnie zarwałabym
noc, gdyby nie fakt, że byłam potwornie zmęczona i kaprysy mojego organizmu,
takie jak sen, po prostu wygrały. Doczytałam ją teraz – rano.
Piszę do Was jeszcze przełykając
łzy wzruszenia, nieco porażona siłą emocji tej książki. Chociaż nie jestem
ślepa na wady.
Ania to dziecko z którym żadne z nas nie chciałoby siedzieć w szkolnej
ławce. Na pewno pamiętacie takie osoby ze swoich lat szkolnych. Śmierdząca,
gruba dziewczyna, stanowiąca idealny temat do żartów, kpin i okrutnych zabaw
szkolnej codzienności. Zawsze sama,
zawsze winna. Wyalienowana. Dzieci w podstawówce nie patrzą na kogoś takiego
jak na tajemnicę do rozwiązania. Nie zastanawiają się czy dziewczyna po prostu
ma problem, może trzeba jej pomóc, ułatwić wyjście ze skorupy a wtedy okaże się
że to człowiek kryształ. Nigdy w życiu, w podstawówce nie operuje się takimi
pojęciami. Po prostu wyczuwa się słabszego osobnika i łoi ile wlezie. Ania nie tylko jest fizycznie nieatrakcyjna,
nie dba o higienę, nosi znoszone ubrania, po prostu jest inna. Czyta, pochłania
książki, nie ma pieniędzy na dziecięce przyjemności. Odstaje jak tylko można.
Co się kryje za tą nieprzyjemną
fasadą? Ano dziecko opuszczone przez rodziców. Matkę i ojca, którzy fizycznie z
Anią mieszkają, ale córka nic ich nie obchodzi, jedynie ojciec podejmuje pewne
„próby” wychowania córki, to jest, gdy dziewczynka zrobi coś co on uważa za
naganne to ją bije. Jedynym Azylem Ani
jest biblioteka, wraz z Panią Sabiną, która jest dyrektorką tej instytucji.
Pani Sabina jest pierwszą osobą, która przymyka nos, na nieprzyjemną woń
dziewczynki. Patrzy sercem, widzi zagubioną samotną istotę i wyciąga do niej
pomocną dłoń. Podsuwa książki, rozmawia, zmienia życie Ani. Jest pierwszym
ogniwem w łańcuszku dobra, którego doświadczy Ania i który odmieni jej życie.
Ta książka jest tak intensywna, mocą.
Nie ma chyba sposobu, aby uciec od skojarzeń z własną szkolną rzeczywistością.
Przypomnieć sobie te nasze szkolne Anie, czy sytuacje gdy to my byliśmy Anią,
opuszczoną, wyalienowaną, w klatce własnych myśli. Ta książka na pewno nie ma abstrakcyjnej
bohaterki, dla każdego z nas Ania będzie miała inną twarz, tak jak szkolne
gwiazdy, zawsze na topie, skłonne do przemocy, aby ich wspaniałość mogła
jaśniej błyszczeć na firmamencie szkoły.
To jest tak przejmująca książka,
że dotyka aż do szpiku kości, poraża, sprawia, że czytelnik zamiera. Strony
uciekają niepostrzeżenie, łzy płyną niezauważone. Taka piękna opowieść o
samotności i zagubieniu, o tym że nie należy nikogo skreślać i najłatwiej
walczyć ze światem, mając u boku kompana. O tym, że nikt nie jest skreślony na
zawsze, póki będzie chciał walczyć, wierzyć, nawet gdy nie będzie śmiał marzyć.
Napisałam na początku, że książka
nie jest bez wad. Bo nie jest. Największą wadą, oprócz tego, że zdecydowanie za
szybko się kończy są pewne braki w charakterach bohaterów. Bohaterowie są
jednowymiarowi, jeśli dobrzy, to wspaniali, jeśli źli, to okropni. Z doświadczenia
wiem, że tak nie jest, nikt nie jest do końca zły, ani do końca dobry. Zawsze
są jakieś rysy, które utrudniają nam szufladkowanie, Ania, Pani Sabina, Pan Maksymilian,
oni wszyscy są jak złoto, można przypuszczać, że są aniołami, tymczasem
nauczyciele w szkole Ani, koledzy to zło wcielone. Moim zdaniem dodanie kilku
barw do obrazu tych postaci, ożywiłoby książkę, wzmocniło ją i nadało
dodatkowej głębi.
Nie zmienia to faktu, że książka,
jest niezwykła i warta polecenia, skojarzyła mi się z „Białą jak mleko,
czerwoną jak krew”. Wyciskająca łzy z oczu i bardzo poruszająca, a także
skłaniająca do refleksji. Chociaż może zakończenie mogłoby by być inne,
bardziej niespieszne. Ale co tam! Naprawdę polecam Wam „Na wysokim niebie” do
płaczu, na ciepłe bezpieczne wieczory.
Jak na debiut to naprawdę bardzo,
bardzo udana książka!!!
Cieszy mnie Twoja recenzja, bo książka już do mnie "leci"
OdpowiedzUsuńNie pożałujesz. Mam nadzieję :)
UsuńOj, dziękuję - taka rekomendacja u Ciebie w ten zimowy poniedziałek - to naprawdę wielkie ciepło dla serca! Twoja recenzja jest ŚWIETNA, bardzo mi się podoba lekkość, w jaki wyrażasz to, co chcesz.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy tak do końca postaci są czarno-białe. Może to kwestia tego, że cała powieść jest w gruncie rzeczy jednowątkowa i nie ma miejsca i potrzeby na rozbudowywanie innych wątków, historii i charakterystyk innych bohaterów (mogłoby to być niespójne). Zaprzeczeniem tego, o czym piszesz jest choćby matka tego kolegi Ani - taka oschła i wydająca się czarnym charakterem, a potem dowiadujemy się, co się za tym kryje... No i naczelny "oprawca" Ani - na końcu - da się? Da się! :)
Myślę też, że autorka nie zdecydowała się na rozbudowanie tego, czego Ci zabrakło dlatego, że to nie jest realistyczna powieść z obiektywnym narratorem, ale wspomnienia, wiadomo - coś subiektywnego, dziewczyny, która przytacza wszystko tak, jak zapamiętała. A pamięć ma prawo do idealizowania i demonizowania ludzi, którzy nas skrzywdzili lub uszczęśliwili. A przecież pani Sabina i ten starszy pan niemal uratowali jej życie.
Jednym słowem - będę polemizować!! :)
Uściski dla Ciebie i jeszcze raz DZIĘKUJĘ!!! :* :-)
["lekkość, z jaką wyrażasz to, co chcesz..."]
Usuń;)
Dziękuję Kochanie, za to że mi poleciłaś tę książkę. I za Twoje słowa :)
UsuńI faktycznie czytając Twój komentarz widzę, że nie do końca przemyślałam ten zarzut. Z drugiej strony Matka Tobiasza, jak jest zła, to jest zła po całości, dopiero po nawróceniu na wiarę ANi jest wzorem cudowności. :)
Ale masz rację, da się!!!
Skoro książka wyciska łzy z oczu, porusza a jednocześnie skłania do refleksji, to jest bez wątpienia wspaniałą propozycją na listopadowy wieczór. Połączona z kubkiem gorącej kawy i ciepłym kocem może okazać się strzałem w dziesiątkę. Bardzo się cieszę, że trafiłam do Ciebie. Świetny blog. Będę zaglądała częściej!
OdpowiedzUsuńDziękuję i zapraszam. Mam nadzieję, że "Na wysokim niebie" również Tobie przypadnie do gustu :)
UsuńOj, gdy Oleńka cokolwiek poleca, trza brać w ciemno, bo tej dziewczynie można naprawdę ufać :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci! :)
UsuńMimo wszystko polecam ograniczone zaufanie - jak każdy patrzę przez swoją wrażliwość i czasem bywa, że zachwyca mnie to, co innych denerwuje :) Ot, taka ze mnie egzaltowana, może zbyt ufna i naiwna istota. Nie jestem dobrym krytykiem.
Pozdrawiam! :))
oj tam egzaltowana, wrażliwa. Świat potrzebuje wrażliwców.
UsuńMnie też urzekła ta książka. Nie moglam się od neij oderwać. I ta przyjaźń .... :)
OdpowiedzUsuńpiękna jest ta przyjaźń, niezwykle było obserwować, jak z dwóch pozornie wadliwych egzemplarzy, rodzi się taka idealna całość.
UsuńTak, niestety wiele jest takich Ani w szkołach, wspaniale byłoby przeczytać, że ktoś wyciąga do nich pomocną dłoń, skoro w domu nie zaznała żadnych dobrych uczuć.
OdpowiedzUsuń:)
Aż coś chwyta za serce jak się czyta o takich dzieciach. Dzieciństwo powinno być beztroskie, radosne, nie tak traumatyczne
UsuńSłyszałam o tej książce całkiem sporo i mam ogromną ochotę ją przeczytać. Przymknę oko na tych czarno-białych bohaterów, w końcu debiut rzadko jest doskonały :)
OdpowiedzUsuńcóż na tym świecie grzeszy doskonałością? Nic ;) ale warto przymknąć oko, aby doświadczyć tak mocnej lektury
UsuńNie słyszałam o tej książce, ale recenzja brzmi zachęcająco. Bardzo spodobała mi się "Biała jak mleko, czerwona jak krew", więc zdecydowanie dodaję tę pozycję do listy :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że bohaterowie nie są bardziej dopracowani, ale mam nadzieję, że mimo to, powieść przypadnie mi do gustu.
Jak podobała Ci się "Biała jak mleko" to nie powinna Cię zawieść ta, chociaż jest inna, moim zdaniem tak samo dotyka duszy.
UsuńCiągle mam mieszane uczucia wobec tej pozycji, z jednej strony, przeczytałabym, ale z drugiej nie wiem, czy to moje klimaty... Może jeszcze się skuszę. ;)
OdpowiedzUsuń