Powiem
Wam, że mam spory problem. Gdy taki szarak jak ja, podejmuje się pisania o
sztuce takiej jak Makbet, to tak jakby prosty kościelny dokonywał analizy
dogmatów. Można po cichu, ale jednak tak ex
catedra to nie uchodzi. Jednak postanowiłam sztukę tę odczarować. Zresztą
początek nowej dekady życia miał być właśnie takim odczarowaniem. Przez całe
życie unikałam tragedii, sztuk, jak ognia, bo same dialogi, te didaskalia.
Jakoś mnie to nie przekonywało. A na urodziny wyżebrałam dwa zbiorowe wydania
Szekspira i postanowiłam zacząć od Makbeta
bo fragment o życiu nic nieznaczącym, będącym pieśnią idioty, jakoś ostatnio do
mnie przemawia. Wprawdzie mam wydanie tłumaczone przez Barańczaka, więc ten
przekład jest inny niż w moim ukochanym życie
jest tylko przechodnim półcieniem, ale i tak cytat ten gości obecnie u mnie
na FB na poczesnym miejscu. Zaczęłam czytać i dałam się uwieść czytaniu na
głos, wspaniale się czyta Szekspira na głos.
W roku 2012 po raz pierwszy ukazało się wydanie wszystkich komedii Williama Shakespeare’a w przekładzie Stanisława Barańczaka. Przepiękna limitowana edycja Komedii zapowiedziała projekt poświęcony dwóm tuzom literatury, najsłynniejszemu bardowi świata i jednemu z najważniejszych tłumaczy. "Tragedie i Kroniki", które ukazują się rok po premierze Komedii, to kolejna odsłona unikatowej kolekcji dzieł Shakespeare’a w przekładzie Barańczaka.
Dunkan
jest królem Szkocji, jego państwo ma się dobrze, chociaż wiadomo nie jest to
ziemia obiecana to i problemy się zdarzają. Tak w chwili rozpoczęcia tragedii
państwo zostało najechane przez wroga i okazało się, że jeden z hrabiów, a
konkretnie hrabia Kawdoru. Makbet- krewny króla i przyjaciel Makbeta Banquo,
jednak wsławiają się w wojnie i król postanawia Makbeta nagrodzić za wojenną
sławę i ofiarowuje mu hrabstwo Kawdoru, wysyłając ku niemu posłańców z tą
nowiną. Tymczasem na wrzosowisku Makbet spotyka wiedźmy, które pozdrawiają go
tytułując mianem hrabiego Kawdoru, Makbet nie wie, że awansował, więc jest skonsternowany, zwłaszcza, że wiedźmy
przepowiadają mu, że zostanie również królem, a Banquo ma być ojcem królów.
Wyobraźcie sobie zdziwienie Makbeta, gdy zaraz dowiaduje się, że pierwsza część
przepowiedni się sprawdziła i faktycznie został hrabią Kawdoru. To sieje mu w
umyśle ambitne dążenia, bo dlaczego nie pomóc przepowiedni. Gdy dzieli się
historią z żoną, ta – niezwykle ambitna, prędko wymyśla plan. Oboje szybko
przechodzą do realizacji, tylko, że machina zła sama się nie zatrzymuje.
Nie
wiem, czy to kwestia tego, że gdy w liceum przerabiało się Makbeta, nie mogłam
dostrzec w tym treści, bo byłam za młoda, zbyt naiwna, ale z drugiej strony,
przecież nie mogę powiedzieć, żeby przez te naście lat, jakoś głęboko
rozważałam zagadnienie królobójstwa. Po prostu teraz chyba miałam więcej woli i
czytałam, chcąc sama odkryć to, co kiedyś miało się wpasować w klucz.
Makbet dla
mnie pokazuje jak wiele w człowieku jest potencjalnego zła, które łatwo
uwolnić, podsycenie ambicji w przypadku wiernego Makbeta wystarczy, wiedźmy i
żona, jak Ewa w raju kuszą go do zbrodni, a zbrodnia rodzi zbrodnię, im wyżej
wchodzi Makbet, tym więcej ma do stracenia, tym więcej musi poświęcić by nie
utracić pozycji. Dodatkowo ciekawym aspektem jest kwestia samosprawdzającej się
przepowiedni. Gdyby Makbet nie usłyszał tej wróżby, to pewnie nie zabiłby
króla, ale byłby nadal lojalnym sługą, druga sprawa, to jak wiedźmy go później
łudzą i zwodzą, las podchodzący pod zamek i człowiek który nie narodził się z
łona kobiety dla Makbeta są gwarancją tego, że będzie niezwyciężony, jak u
Sofoklesa, to co najbardziej absurdalne, okazuje się proste, w swej dosłowności
i nieświadomości. Dodatkowo tragedia ta zawiera naprawdę ciekawe spostrzeżenia
na temat życia i społeczeństwa, które pomimo upływu lat nie tracą swej
aktualności. Nie tylko takie dowcipne dykteryjki o piciu, ale opowieści o kraju
zdrajców, o przemijaniu, o niezatartym piętnie zdrady.
Warto
poczytać, ale na spokojnie, obecnie jest o chyba książka która najbardziej się zrehabilitowała
w mych oczach, aż się boję co będzie, gdy dojdę do romantyzmu!
Ja też zaliczyłam kilka takich udanych powrotów. Jak się chce, a nie musi (czytać i interpretować) to szkolne lektury jakoś inaczej smakują. :)
OdpowiedzUsuńMnie się od razu Makbet spodobał :)
OdpowiedzUsuń