Są
w naszym życiu chwile, w których nie wiemy dlaczego podejmujemy taką, a nie
inną decyzję. Na ten przykład, ja nie wiem, dlaczego kupuję kolejne tomy Jeżycjady, chociaż od kilku tomów,
więcej mam słów krytyki, niż zachwytu. Nie chcę przecież wracać do
oceniających, moralizujących Borejków z ironiczną Milą na czele, a jednak siłą
rozpędu, zamawiam kolejne tomy. Ciotkę
Zgryzotkę kupiłam w przedsprzedaży i dostałam niemalże od ręki, bardzo
przydało mi się przeto niespodziewane wolne w pracy. Jak wstałam dziś, książka
czekała w kuchni, gdyż kurier ledwo pięć minut temu ją dostarczył. Zaczęłam
czytać, a że Musierowicz czyta się szybko, to na gorąco spieszę, by donieść o
mych wrażeniach. Pozwólcie, ze ułożę je sobie na bieżąco.
Któż jest Ciotką Zgryzotką? Czy tylko Ida?
I co słychać w rodzinie Borejków? Czy nadal jest w tym samym składzie? A może nawet się powiększyła?
Kolejny tom niezawodnej „Jeżycjady”- jak zawsze dowcipny, wzruszający i ciekawy – rozśmiesza, podnosi na duchu i skłania do myślenia.
A przede wszystkim sprawia, że chce się radośnie żyć - pomimo wszelkich zgryzot!
Borejkowie
chyba definitywnie przenieśli się na wieś. W mieszkaniu na Roosvelta ostał się
Ignacy Grzegorz z małżonką Agnieszką, która spodziewa się dziecka i dogląda
pracowicie remontu, malując freski, konkurujące z tymi sykstyńskimi, chociaż w
nieco mniej sakralnej tematyce. Józinek przygotowuje się do ślubu, Ida
remontuje swoją chaupkę, którą synowa dała jej w prezencie, a ucieka do niej
najmłodsza latorośl Górskich, czyli Nora. To ona będzie centrum tej części,
chociaż autorka, chyba postanowiła definitywnie zamknąć usta krytykom, którzy
zarzucali jej, że porzuciła barwnych bohaterów, więc wspomina ich tak w sumie z
czapy, bo na weselu swojskim i wiejskim, rodem z Wyspiańskiego, obejrzymy
korowód gości, których nie widzieliśmy na weselu Tygryska, ale u Józinka się
zjawili. Niektórych nie widzieliśmy od kilkunastu lat, ale na weselu syna Idy
się pojawiają. Wesele też będzie organizowane w ostatnich dniach, bez ładu i
składu, ale i tak zachwyci wszystkich. Będzie jesiennie i w sumie możemy
zakrzyknąć nihil novi. Nie ma chyba
wątku, który mnie zaskoczył, który był jakoś nowatorsko poprowadzony.
Znów
mamy dowód, że autorka po napisaniu nie przykłada wagi do wcześniejszych
opisów, bo znów nie ustrzegła się pomyłek(tym razem okazuje się, ze Bernard
wywiózł suknię Laury do Lublina, nie do Zamościa, ale pewnie z dalekiego
Poznania, to jedno i to samo). Jednak nie te pomyłki są najgorsze, bo przecież
nikt nie jest encyklopedią, robotem, bardziej przeszkadza mi miałkość i
wtórność powieści. Znowu mamy ten sam, identyczny schemat, znowu mamy
młodocianą postać ze specyficznym charakterem, która stoi u bram swojej
młodości i wielkiej miłości na całe życie. Najwyraźniej u Musierowicz, trzeba
się zakochać mając maksymalnie 18 lat, bo inaczej to już nowomodne dziwactwo.
Borejkowo nadal kryształowo przejrzyści, bez ikry, bo wycięci według tego
samego schematu a ich świat skupiony na krwi Borejków bo autorka zapomniała, że
chociażby Grześ ma córkę i jest już dziadkiem, bo o Rojkównie sobie łaskawie i
skromnie przypomniała, tak jak o Żakach i o przyjaciółce Mili i Ignacego Loni,
która wyskakuje jak Filip z konopii, ale dała Mili zakładkę z latareczką, która
przydaje się przy awariach prądu, więc zasłużyła, by na wesele przybyć.
I
chociaż Musierowicz opisuje piękną jesień, to zasadniczo całość jest mdłe, nie
ma prawie tego humoru, bo jednak wątek z gotowaniem kurczaka, jest jak echo
przeszłości, echo humoru i lekkości. Reszta tej książki po prostu nie zapada w
pamięć. Wszystko jest niejakie i schematyczne, znowu ci mieszkańcy wsi, z gwarą
i ciasnymi horyzontami, ale plus za coraz bardziej rozbudowany wątek zwierzęcy.
Moim zdaniem ta część jest słabsza niż dwie poprzednie, już chyba McDusia
podobała m się bardziej.
Podobno
książka trzyma w napięciu, może w zamierzeniu, ale z wykonaniem jest raczej
kiepsko, mnie tam w niczym nie trzymała, żaden wątek mnie nie wciągnął tak,
żebym nawet zbliżyła paznokieć do zębów. Żaden. To wszystko naprawdę już było.
I dom Florków z gumy, wesele na ostatnią chwilę, perturbacje u Róży, no
dosłownie wszystko.
Po
prostu nic nowego. A i ma być nowy tom. Cóż, nikt o zdrowych zmysłach nie
zarzyna kury, która znosi złote jajka.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńSama nie znoszę spojlerów, więc preczytałam wnikliwie, zdradzam tak naprawdę tylko, że odbędzie się ślub. Ciężko byłoby mi pisać o tej książce, gdybym nie mogła napisać niczego, nie zdradzam rozwiązań fabularnych, ani o kogo chodzi, który chłopak będzie TYM, nie piszę co u Róży, nie piszę...
UsuńA jak zaskakuje ten tom? Chętnie się dowiem, bo może akurat docenię? ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńAle co konkretnie?
UsuńChętnie docenię, ale co? Czy to jest po prostu pochwała, dla pochwały?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPytam tylko, bo próbuję uzyskać konkretną odpowiedź, a nie mogę się doczekać ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńAcha, czyli kolejna fanka Musierowicz, która się oburzy, ale konkretnie nie napsize, co zaspojlerowałam. No nic. Szkoda, że na oburzenie siła jest, a na merytoryczną odpowiedź już brakuje!
UsuńPozdrawiam.
Nie wiedziałam, że Musierowicz wciąż pisze swoją serię. Doceniam, że masz odwagę napisać, że Ci się nie podoba.
OdpowiedzUsuńalbo szczerze, albo wcale
UsuńKrótko mówiąc, wredne mał... gerytki z forum "ESD" na Gazecie miały rację, jak niestety często mają. Jeżycjada zjechała z poziomem okrutnie, chwilami bywa niezła (tylko tyle - niezła) a nazbyt często bulgocze spod metra mułu.
OdpowiedzUsuńOd czasu do czasu podczytuję to forum, ale uzależnia okrutnie. Niestey od pewnego czasu dokładnie, jest tylko najwyżej nieźle, zwykle smrodek dydaktyczny truje atmosfere i tak naprawdę brakuje tej iskierki która przyciągnęła tłumy i pokolenia całe.
UsuńHej :) W której księgarni zamawiałaś, że już dostałaś książkę?
OdpowiedzUsuńchodnik literacki
UsuńDziękuję. Przeczytałam tylko początek Twojego wpisu, wrócę jak uda mi się kupić i skończyć książkę. Pozdrawiam, Gosia.
Usuńzapraszam!
UsuńSzkoda, że jest tak, jak jest no ale...cóż, każda formuła prędzej czy później się wyczerpie. Chyba warto o tym pamiętać. Pozdrawiam, Chiara76
OdpowiedzUsuńDlatego warto powiedzieć sobie dosyć, wiedzieć kiedy ze sceny zejść.
UsuńA ja mam wrażenie, że nie tyle "formuła się wyczerpała", co MM poszła na łatwiznę. Zauważ, jak fajne było "spotkanie" w Kłamczusze Cesi i Danki, poznanych wcześniej. Jak w początkowych tomach było ciekawie znaleźć wzmianeczkę o bohaterach z ubiegłego tomu. Ale właśnie - WZMIANECZKĘ. A MM postanowiła porzucić świetną formułę (czyli każda książka o innej bohaterce, powiązanej z poprzednimi baaaardzo luźno (vide np Brulion Bebe B - Beata chodzi do klasy z Natalią i tylko tyle!), a postanowiła pisać "Klan" z Jeżyc. I ta formuła, telenoweli, jak widać, się nie sprawdziła. Dopóki MM pisała książki każdą o innych nastolatkach i ICH sprawach, ICH problemach, ICH miłościach - to było ok, bo unikała zarówno błędów typu czy Mila na swoim ślubie mała groszki czy goździki, ale i znacznie poważniejszych, jak gospodarstwo Florka i Pulpy, na 2,5 hektara sady, pasieka, HODOWLA koni, dwór Soplicowu równy, pawilon dla gości i licho wie co jeszcze... Niestety... Pozdrawiam, Tandaradei
UsuńDokładnie mam takie zdanie jak Ty. Zakończyłam czytanie na MacDusi kolejne tomy czekają, ale jakoś mi się nie śpieszy. Do Kalamburki miało to jeszcze jakiś sens. Kolejne tomy są na tyle słabe, że aż momentami żenujące.
OdpowiedzUsuńOj McDusia jest, bardzo specyficzna, ale Feblik jest już uroczy na swój sposób.
UsuńNawet nie wiedziałam, że powstają kolejne tomy tej serii. Jeżycjadę wspominam z sentymentem (te początkowe tomy)
OdpowiedzUsuńpoczątkowych ciężko nie kochać!
UsuńMnie ostatnie książki Musierowicz rozczarowują bo jak wiele tu osób zauważa nie ma w nich ostatnio nic nowego, ale też dlatego, że nie pokazują prawdziwych nastolatków i ich emocji tylko jakieś przeintelektualizowane dziwadła. Pierwsze tomy dała mi do poczytania moja starsza siostra i te książki były zabawne i takie świeże. Teraz mam lat 16, czytam "Ciotkę Zgryzotkę" i zastanawiam się, z jakiego archiwum wygrzebane są te postacie. Starsze jak by nie było ciotki zachowują się prawie jak małolaty a znowu młodzi mający po dwadzieścia kilka lat o niczym nie marzą jak o małżeństwie i oczywiście obowiązkowo dzieciach. Nikt tak wokół nie żyje, nie znam też żadnego małżeństwa, które po latach zachowywało by się jak para zakochanych. No i to zakochiwanie się na całe życie w liceum to po prostu żenada. Ludzie w tym wieku dopiero się kształtują i szukają swojej drogi a autorka dla wszystkich swoich bohaterek widzi tylko jedno wyjście - małżeństwo. Książka mnie mocno rozczarowała.
OdpowiedzUsuńMnie się niestety nie chce. Ale ja cierpię na ZOK, praktycznie nie do wyleczenia, także przez zamążpójście (gdyby mnie ktoś chciał) ani przez urodzenie dzieci.
OdpowiedzUsuńA ja właśnie przymierzam się do przeczytania 3 ostatnich tomów "Jeżycjady" (tak mnie jakoś siekło) i od kilku dni czytam recenzje. I zachwycona nie jestem, zwłaszcza, że większość jest takich samych, więc pewnie faktycznie ta książka jest nieszczególna. Skończyłam przygodę z "Jeżycjadą" na "Mc Dusi", stwierdzając, że chyba już wyrosłam. Wróciłam do serii teraz, niedawno, przypadkiem. Chyba niekoniecznie wyrosłam ja, a raczej Musierowicz niestety się zestarzała, pierwsze tomy czytam nadal z sympatią, chociaż z wiekiem dostrzegam coraz więcej idealizmu. No cóż, bywa.
OdpowiedzUsuń