Gdy wiem, że przeczytam jakąś książkę, wtedy unikam recenzji, nie chcę spojlerów, ani nie chcę pompować balonika oczekiwań bo to później się nie sprawdza, przynosi zawód. Tylko, że to unikanie recenzji skutkuje tym, że do końca nie wiem czego chcę, czego powinnam oczekiwać. Wiedziałam, że Nicpoń Literacki poleca tę książkę, on nie zawodzi, więc zanotowałam, że książka ma kiedyś wskoczyć na tapet i tyle. Nie wiem jak to się stało, że ja oczekiwałam kryminału, byłam pewna, że to będzie kryminał retro, w Rosji, a tymczasem, no retro jest, ale na pewno nie kryminał, źle podeszłam do tej książki bo oczekiwałam prostej intrygi, lekkiej książki a dostałam coś niesamowitego, książkę do której będę wracać, więc muszę znaleźć jej miejsce niedaleko łóżka, żebym zawsze gdy będę potrzebowała słowiańskiej melancholii, zaprawionej gorzkim humorem, mogła ją mieć na wyciągnięcie ręki.
Wszystko zmienił jeden wiersz… To przez niego hrabia Rostow musiał zamienić przestronny apartament w Metropolu, najbardziej ekskluzywnym hotelu Moskwy, na mikroskopijny pokój na poddaszu, z oknem wielkości szachownicy. Dożywotnio. Taki wyrok wydał bolszewicki sąd.
Rostow wie, że jeśli człowiek nie jest panem swojego losu, to z pewnością stanie się jego sługą. Pozbawiony majątku, wizyt w operze, wykwintnych kolacji i wszystkiego, co dotychczas definiowało jego status, stara się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Z pomocą zaprzyjaźnionego kucharza, pięknej aktorki i niezwykłej dziewczynki na nowo buduje swój świat. Gdy za murami hotelu rozgrywają się największe tragedie dwudziestego wieku, hrabia udowadnia, że bez względu na okoliczności warto być przyzwoitym. A największego bogactwa nikt nam nie odbierze, bo nosimy je w sobie.
Hrabia Rostow staje przed trybunałem, jego pochodzenie powinno predestynować go w najlepszym razie do zesłania na Syberię, chociaż wiadomo, że burżujów, indolentów i wrzody na robotniczym ciele najlepiej wycinać, unicestwiać. Jednak hrabia przed wojną napisał wiersz, uznany za obecną wiarę za prawilny, co ostatecznie ratuje hrabiego, ale! Skazuje go jednocześnie na dożywocie w Hotelu Metropol. Obywatel świata, dżentelmen, przedstawiciel świata który został sazany na zagładę, zostaje zamknięty w ograniczonej przestrzeni hotelu, za kompanię ma wścibską dziewczynkę, szwaczkę, fryzjera, szefa kuchni i kelnerów. Przedmiotem jego obserwacji są zmiany jakie nowa władza ze sobą przynosi. Zmiany pozorne, zmiany głupie, zmiany, które pokazują, że każda rewolucja w końcu przywraca stary ład, tyle że na szczycie są inne twarze. Mechanizmy są niezmienne, a natura nie znosi próżni.
Podsumujmy, do książki podeszłam z przekonaniem, że będzie to kryminał, oczywiście zaczęłam czytać i zrozumiałam, że to zupełnie inny gatunek. Zaczęłam czytać i podobał mi się humor. Aż byłam zdziwiona, że książka tak niespodziewanie mnie śmieszy a wiadomo jakim jestem smętkiem. I znowu pudło. Słuchajcie ta książka emanuje melancholią, ale taką subtelną, nie rodem z Goethego i Wertera, taką jak z blogów nastolatek. Ta melancholia jest ukryta w tych żartach, w humorze co sprawia, że dodatkowo nabiera mocy. Scena w piwniczce z winem, chociaż trywialna, bo gdy porównamy tę sytuacje ze zniszczeniami jakie wywołała rewolucja, to naprawdę straty piwniczki Hotelu Metropol są fraszką, ale autor opisuje tę scenę tak, że czułam, jak pęka mi serce i przeszedł mnie dreszcz. Żyjemy z bohaterem w tym hotelu, nie ruszamy się z miejsca a jednak spotykamy różnych ludzi, przedstawicielu różnych warstw i patrzymy jak świat się zmienia i jak w Hotelu te zmiany się uwidaczniają. Niesamowita jest ta książka, wzbudza tyle emocji, wesołość, ekscytacja, napięcie, ale przede wszystkim wyciszyła mnie ta książka i odseparowała od świata. Już zawsze będę słuchała polecanek Bartka.
Pierwszy raz od jakiegoś czasu tak wciągnęła mnie historia i tak się ubawiłem czytając dzieje hrabiego Rostowa ,przeżywałem każdą "przygodę" bohatera ,ta książka powinna wejść do kanonu literatury.Naprawdę warto przeczytać "Dżentelmena w Moskwie"
OdpowiedzUsuń