Pamiętacie moje postanowienie, żeby nie kupować od razu hurtem całej serii tylko sprawdzić, czy mi się spodoba? Kilka razy tak się przejechałam i dlatego na polkach mam serię w których ledwo zmordowałam jeden tom. Wierna zdobytej w bólach mądrości, z żelazną konsekwencją kliknęłam kup tylko przy pierwszym tomie serii Burzliwa epoka, minęło sporo czasu, w końcu stwierdziłam, że w sumie mam ochotę na coś rosyjskiego, koniecznie w romansowym klimacie. Zaczęłam czytać i jak zobaczyłam, że trzeci tom, jest zasadniczo nieosiągalny, to trochę krew mi się zagotowała. Już prawie kupiłam jakiś cudownie ocalały tom, ale znowu przypomniałam sobie te wszystkie chwile, gdy okazało się, że no jednak nie jest tak super jak się zanosiło.
„Miłość w czasie rewolucji” jest pierwszą powieścią w serii „Burzliwa epoka”. Pochodzący z Rosji argentyński dziennikarz Klim Rogow wraca do ojczyzny, aby po śmierci ojca załatwić sprawy spadkowe. Wybrał jednak złą porę – w kraju narasta zamęt przed zbliżającą się rewolucją październikową. Zapewne gdyby Rogow wiedział, jakie będą skutki bolszewickiego przewrotu, na nic by się nie oglądał i czym prędzej czmychnął do ukochanego Buenos Aires. Ale czy ktokolwiek mógł przewidzieć bieg historii?… Sprawy zaś się przeciągnęły i dodatkowo skomplikowały, bo w życiu bohatera pojawiła się kobieta.
Elvira Baryakina brawurowo i z wielkim wyczuciem snuje wątki, akcję prowadzi wartko, aczkolwiek nie pozbawia jej nostalgicznych nut i pięknych scen, za które kochamy literaturę rosyjską. Miłość i rozpacz, nadzieja i strach przenikają się w doskonałych proporcjach, wyraziste postacie pulsują prawdziwym życiem, a śmierć może zabrać również tych, którym jej nie życzymy, których wręcz pragniemy ochronić przed złem świata. Do tego dochodzi doskonale skonstruowane tło historyczne, ciekawe przemyślenia i wnioski dotyczące narodzin jednego z najbardziej wynaturzonych reżimów świata. Niektóre z tych przemyśleń mogą być dla polskiego czytelnika zaskakujące, bo przecież Rosjanie swoje sprawy widzą nieco inaczej niż my. Inna też bywa optyka dotycząca znanych nam doskonale postaci, chociażby Lwa Trockiego, który wprawdzie tylko się przemyka przez karty książki, ale w pamięci czytelnika pozostawia wyraźny ślad.
„Miłość w czasie rewolucji” to przede wszystkim jednak fascynująca powieść o ludziach i wielkiej miłości. Autorka sięga wprost do duszy odbiorcy i z wirtuozerią trąca najczulsze struny…
Czy miłość może przetrwać burze i nawałnice przemian? Czy bolszewicki terror jest w stanie stłamsić i zniszczyć najwznioślejsze uczucia? Czy można się wyrwać ze szponów sowieckiego reżimu, oszukać wszechobecną i wszechmocną Czeka – ukochane dziecko Feliksa Dzierżyńskiego? Odpowiedzi na te pytania czytelnik znajdzie w książce. Odpowiedzi nierzadko bardzo zaskakujące, bo świat powieści ma wiele barw i odcieni.
Po wielu latach nieobecności Klim Rogow wraca do Niżnego Nowogrodu, przed laty pokłócił się z apodyktycznym ojcem i uciekł z domu. Teraz jest rok 1917, ojciec dostał udaru na wieść o abdykacji cara i umarł, a syn marnotrawny wraca po spadek. Niby wie, że Rosja teraz to nie jest dobry punkt na mapie wycieczek, ale jednak majątek po ojcu to łakomy kąsek. Miał tylko przyjechać, spieniężyć spadek i wracać do Argentyny, tymczasem na miejscu spotyka kuzynkę, nową tajemniczą kobietę i kraj który coraz bardziej pogrąża się w chaosie. Już nawet podjął decyzję o powrocie, już miał kupione bilety, ale... no właśnie.
No powiem Wam, że finalnie cieszę się, że nie kupiłam następnych tomów, inaczej jak będą na jakiejś promocji to może i kupię, ale raczej się nie zanosi. Książek w tym stylu napisano bardzo wiele. Jeśli chodzi o powieści, jest jeden błąd, którzy zazwyczaj autorzy popełniają, chcą opisać wszystko. Rewolucja w kraju tak wielkim miała wymiar totalny, ludzie którzy trafiali w jej tryby byli rozmaici i ciężko opisać to tak, by czytelnika nie przygnieść nadmiarem informacji. Ja niestety poczułam się osaczona i przygnieciona, bo co przywiązałam się do jednego wątku, to bach już przeskakujemy do innego, do innych bohaterów. Ja historycznie wiem, jak wyglądała Rosja po rewolucji, w trakcie wojny domowej, więc bardziej liczyłam na powieść, a ta jest po prostu taka, jakich wiele. No cóż. Książka trafi na strych a Wy mi przypomnijcie że mam kiedyś dać tej serii szansę.
Ja jakoś mam problem z literaturą rosyjską w ogóle. Jaka by nie była i o czym by nie była, nie podchodzi mi. I nie - nie jest to efekt uprzedzeń narodowych... Nie natrafiłam jeszcze na żadną pozycję z literatury rosyjskiej, która by mi się podobała. Począwszy od dziewiętnastowiecznych klasyków rosyjskich, a na wspólczesnych autorach skończywszy...
OdpowiedzUsuń