Każdy dwie, że mamy pandemię, większość z nas ma dosyć słuchania o kwarantannie, bo dalej chodzą do pracy i nie rozumieją co to za dramat siedzieć w domu i dostawać pieniądze, to jest prawie jak emerytura, tylko nie jesteś stary. No Arkadia. Tzn. Tak słyszałam, bo ja jednak żyję jak przed pandemią, chodzę do pracy, łażę po wsi, tylko okulary mi od maseczki parują. Nie dałam się skusić wszystkimi namowami na czytanie książek o zarazach, więc nie wróciłam do Dekameronu, nie odświeżałam sobie Dżumy(ta książka kojarzy mi się z przychodnią alergologiczną, gdzie czytałam ją w poczekalni). Zafrapował mnie jednak w końcu tytuł Zaraza poczytałam o niej i ruszyłam na allegro, chwila moment i książka była u mnie, a poleżała raptem kilka dni i zaczęłam czytać. Ach, jakież to cudowne źródło paranoi.
Zaraza atakuje znienacka i błyskawicznie – już w czwartym akapicie, kiedy za snującymi się sennie tramwajami pojawiają się karetki pogotowia, a jedna z nich wiezie Lonię, pielęgniarkę.
Lonia umrze w ciągu kilku minut od rozpoczęcia lektury Zarazy Jerzego Ambroziewicza, „zanim medycyna rozszyfruję chorobę” – stając się pierwszą ofiarą ostatniej w Polsce epidemii ospy prawdziwej, która nawiedziła Wrocław upalnym latem 1963 roku.
Gdyby Zaraza była powieścią, a nie fabularyzowanym reportażem, wypadałoby podkreślić, że w pierwszych jej zdaniach, podobnie jak w Dżumie Alberta Camusa, mniej się mówi o osobach dramatu, a więcej o scenografii: (…) „Żar wypalał stare mury wrocławskich kamienic i suszył tynki nowych bloków”.
Ponieważ jednak Zaraza bez wątpienia opowiada o rzeczywistych zdarzeniach, snucie dalszych, równie prostych analogii mogłoby zostać uznane za niestosowność.
Nie wszyscy wiedzą, że ospa prawdziwa(Variola vera) oficjalnie eradykowana, miał swoje ostatnie chwile chwały we Wrocławiu w latach sześćdziesiątych. Długo nierozpoznawana, pierwsza ofiara śmiertelnie oficjalnie została uznana za ofiarę wyjątkowo złośliwej białaczki. Jak zatem lekarze wpadli na trop ospy prawdziwej, choroby nieobecnej od lat w tej części Europy za wyjątkiem miast portowych do których przywlekali ja marynarze? Dlaczego ospy prawdziwej nie rozpoznali lekarze ze szpitala zakaźnego i wybitni naukowcy z Akademii Medycznych a pierwsze hipotezy o ospie były wyśmiewane? Dlaczego epidemia, która według WHO miała trwać dwa lata, dotknąć dwa tysiące osób, została zwalczona tak szybko i czy w czasach koronawirusa możemy wyciągnąć jakiś wniosek dla siebie?
Jerzy Ambroziewicz pisze o epidemii na świeżo, od wybuchu zarazy minęło kilkanaście miesięcy, żyją świadkowie, pamięć powoli zaczyna gubić detale, ale też nabieramy dystansu. Jednak czuć tę rzeczywistość lat sześćdziesiątych, nie ma prób rozliczania, nie ma ani słowa o panu z SB który ową ospę przywlekł z Indii i nie podał prawdziwych danych, co zagroziło państwu i publicznemu zdrowiu. Jednak nie można za to autora krytykować, bo ten reportaż czyta sę fantastycznie, jak sensacyjną powieść, chociaż nie radzę Wam relacjonować komuś co robicie słowami: a czytam i czekam, aż znowu ktoś umrze, tak się nie powinno odzywać ; ) . Aby oszczędzić Wam pytań odnośnie Waszego losu, gdyby ktoś użył wirusa ospy prawdziwej jako broni biologicznej, to podzielę się wynikami mojej kwerendy. Ospa prawdziwa obecne nie występuje poza laboratoriami, gdzie jest wirus trzymany dla badań tudzież magazynami broni biologicznej więc pewnie w Sowietach i USA. Z uwagi na dużą skuteczność zarażania, jest prawdopodobne by wirus ten został użyty jak broń biologiczna, ale tylko Stany wznowiły szczepienia. W Polsce od początku lat `80 nie sczepi się na ospę, zresztą wirus używany do szczepienia nie był wirusem ospy prawdziwej, a krowiej odmiany, powodował jakieś komplikacje, a ta nabyta odporność podobno utrzymywała się dwie i pół dekady, więc obecnie Polskie społeczeństwo nie jest wcale odporne a ospę. Wprawdzie variola vera bardzo ławo się roznosi, to jednak mimo że są odmiany bardzo śmiertelne, ale są też wersje z których można wyzdrowieć. Powiem tak: książkę czytało mi się fantastyczni i nie pobiegłam do sanepidu błagać o szczepionkę!
Nie słyszałam nigdy o tej książce. Ani o tamtej epidemii. Aż dziwne. Faktycznie, dobra pozycja na ten czas.
OdpowiedzUsuńA z tą pensją na kwarantannie bywa różnie... Mój znajomy, którego zakład pracy nie funkcjonuje podczas pandemii dostał (jak wszyscy pracownicy) propozycję nie do odrzucenia na czas kwarantanny: Albo zgodzi się przejść na najniższą krajową do odwołania, albo od razu wypowiedzenie... Oczywiście wybrał pierwszą opcję. Ale dotychczas zarabiał dwukrotnie więcej, a mając rodzinę na utrzymaniu znalazł się w trochę nieciekawej sytuacji... :/
O w takiej sytuacji to faktycznie nie ma żartów.
UsuńEj, ale czemu nie pobiegłaś po szczepionkę? Ja bym pobiegła. Jesteś oporna na groźby apokalipsy za pomocą pandemii? Bo ja nie bardzo. Po przeczytaniu książki o dżumie, czułam, że szybciej osiwieję. A tu widzę znowu straszą tą ospą, co to ją mają z laboratoriów wypuścić.
OdpowiedzUsuń