Wielokrotnie powtarzałam, że gdyby w moich czasach matura z matematyki była obowiązkowa, to nie byłabym abiturientką a i wykształcenie wyższe byłoby poza moim zasięgiem. Czasami myślę, że moją matematyczną wiedzę pogrzebałam wybierając profil humanistyczny, nie lubię zwalać niedostatków w moim wykształceniu na złych nauczycieli, ale po wspaniałej nauczycielce z podstawówki i gimnazjum – trafiłam w ważnym momencie bardzo źle. No trudno, nie będę profesorem matematyki, ale wciąż mogę darzyć matematykę szacunkiem. Od kiedy wiele lat temu stanęłam przy grobie Stefana Banacha, darzę wielką atencją Lwowską Szkołę Matematyczną… A tutaj proszę, jeden z przedstawicieli tej szkoły – Ulam pracował w słynnym Los Alamos i napisał autobiografię. Oj kwitła ta książka u mnie na półce, stała na niej kołyska Newtona, a ja miałam wyrzuty sumienia… aż przyszedł jej czas. Warto było, czy niezbyt?
Niezbyt…
niestety – moim zdaniem autobiografie to ciężki gatunek, ciężko napisać książkę
o sobie by nie wyjść na bucowatego narcyza, rozmiłowanego w sobie.
Stanisław
Ulam urodził się w bardzo ciekawych czasach, w ciekawym miejscu i widział
niesamowite przełomy, ale nie umie o tym opowiadać. Mamy chłopaka, który od
najmłodszych lat jest genialny, rozumie Einsteina, wprawdzie nie ma dla niego
dobrego etatu we Lwowie i musi wyjechać…
co sprawia, że ocali życie, wszak z jego pochodzeniem, w okupowanym
Lwowie czekałoby go ukrywanie się w najlepszym wypadku i etat karmiciela wszy,
w najgorszym wypadku śmierć na ulicach lwowskiego getta. Ale Ulam nie widzi tej
tragedii, nawet kolegę od problemów matematycznych z lat młodzieńczych, który
najpewniej zginął w czasie Zagłady wspomina tak bez empatii, że znielubiłam go
z miejsca.
Cała
ta historia to opowieść o wybitnych ludziach nauki, ma być dużo zabawnych
anegdotek, niby są jakieś historyjki, ale mało śmieszne. Autor bardziej skupia
się na opowiadaniu kogo znał, z kim się widział, czy z kim się mijał w
korytarzu. Absolutnie jestem rozczarowana tą książką. Boli mnie tak po
macoszemu potraktowanie okresu lwowskiego, może autor po prostu czuł, że przy
lwowskich sławach jest płotką. Nie wiem…
Cieszę
się, że lekturę mam za sobą… że jeden trup mniej… w porównaniu z książką
Feynmana ta to mielizna…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.
A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )
Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.
Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)
Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.
Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy
Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.
Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.