Pewnego dnia Zoe dowiaduje się, że jej piękna, inteligentna i niezależna matka, zmęczona chorobą Parkinsona, postanawia zakończyć życie. Chce, by jej trzy córki były wtedy przy niej. Przerażona perspektywą utraty matki i prawnymi konsekwencjami uczestnictwa w jej samobójstwie, Zoe robi wszystko, co w jej mocy, żeby odwieść matkę od tych planów. Ale Margaret nie rezygnuje. Pragnąc być „dobrą córką”, Zoe wchodzi w konflikt z siostrami. Trzy kobiety zastanawiają się, czy i w jaki sposób pomóc Margaret, i kto powinien zostać z nią do końca. Poznajemy historię rodziny zdominowanej przez elegancką matkę i niewiernego ojca. Dylematy pokolenia, które jednocześnie opiekuje się podupadającymi na zdrowiu rodzicami i małymi dziećmi, pozwalają spojrzeć z nowej perspektywy na debatę o pomocy w eutanazji.
„Niedoskonałe
zakończenie” to odważny wybór na lekturę jesienną. Wszyscy skarżymy się na
gorsze samopoczucie, ogólne przygnębienie. A ta książka nie prezentuje się
optymistycznie, od okładki, przez opis, na treści kończącą. Stoję jednak na
stanowisku, że nie każda książka musi być pogodna. Opis jest jednoznaczny, książka będzie
opowiadał o eutanazji, czyli dobrej śmierci, o odejściu na własnych zasadach,
gdy ma się już dosyć marnej wegetacji.
Matka
Zoe jest już starszą panią, chorą na Parkinsona, ale nie tylko, długa lista
chorób czyni jej życie pasmem cierpienia, upokorzenia, nie rokuje nadziei na
przyszłość. Śmierć wydaje się jej jedynym rozwiązaniem. Ale ta śmierć nie chcę
przyjść, dlatego matka Zoe postanawia wyjść jej na spotkanie i popełnić
samobójstwo Zoe stanie przed ciężkim dylematem, sama pomoc w odejściu Matce
jest trudna, a dodatkowo wiąże się z popełnieniem przestępstwa, w USA, tak jak
w Polsce zarówno eutanazja, jak i pomocnictwo w tejże jest zagrożone karą. Ale
przecież nie chodzi o groźbę ze strony Temidy, nie takie rzeczy robi się dla
ukochanej osoby. Problemem jest to że Zoe nie rozumie decyzji matki, próbuje
jej to wyperswadować, a jednak leci do Mamy na każdy jej telefon.
Powiem
Wam, że przez długi okres Matka Zoe mnie irytowała, była tak egocentryczna, tak
drażniąco się zachowuje, jak rozkapryszone dziecko. A później zaczęłam sobie uświadamiać dramat tej kobiety. Pięknej inteligentnej, która została złapana w pułapkę
własnego ciała. Sama rozumiem postępowanie, myśli i motywy Margaret bo mnie
samą taka degrengolada przeraża, to już nie jest życie to jest wegetacja
upodlająca człowieka i odbierająca mu godność. Rodzi się jednak pytanie w
którym miejscu zaczyna się ten stan, gdy człowiek ma prawo mieć dosyć. Bo
przecież Margaret, obiektywnie ma się dobrze, wciąż sprawna intelektualnie,
stać ją na opiekę, na mieszkanie w luksusowych warunkach. Ale Ona czuje, ze
dłużej tak nie chce, myśli nad kilkoma scenariuszami.
Wszystko
w porządku, jej życie, więc ma prawo je sobie odebrać, ale dlaczego zmusza
córki by w tym uczestniczyły, by zgromadziły się przy łożu jej śmierci i obserwowały jak kona?
Córki nie czują się z tym najlepiej. I tak kolejny telefon z wezwaniem do domu
na nowe układanie planu pożegnania się ze światem jest również pretekstem dla
Zoe aby odbyć podróż śladem wspomnień. Kobieta wielokrotnie będzie wspominała
swoje dzieciństwo, młodość, dom rodzinny chłodny i pełen dramatów. Na pewno nie
stworzy nam obrazu, który pomoże zrozumieć Margaret i motywy jej postępowania,
ale pokaże jaki wpływ może mieć dzieciństwo na nasze losy. Niby nic nowego, ale
ciekawie napisane.
Książkę
się wprost połyka. Mnie ona poruszyła ze względu na tematykę która jest mi
bliska. Bez wątpienia książka jest poruszającym zapisem dramatu rodzinnego, być
może można było tą historię uczynić bardziej przejmująca, wycisnąć czytelnikowi
z oczu łzy(przyznaję – nie płakałam) i tutaj też zdania byłyby podzielone,
zarzucano by na pewno zbędny i przesadny melodramatyzm, bo teraz zarzuca się
zbyt powierzchowne potraktowanie tematu. Owszem pewien, drobny niedosyt jest,
ale moim zdaniem nie jest on na tyle duży, aby książkę krytykować. Jako rzekłam
książkę czyta się na jednym oddechu.
Dla mnie
była to ważna lektura, na pewni nie tracąca mój czas, postawiła mi w głowę
wiele pytań o znaczeniu fundamentalnym. O śmierci nie pisuje się trywialnie, ta
książka nie przytłacza patosem, opowiada o umieraniu bliskiej osoby, bez
wielkich słów.
Oj, czuję, że ta książka by mi się spodobała. Swego czasu zastanawiałam się, czy aby nie wziąć tej powieści do recenzji, ale wiadomo, wszystkiego od razu mieć nie można ;). Jeśli nadarzy się okazja, chętnie po nią sięgnę, ale też usilnie poszukiwać jej nie będę. Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńCzyli niech przeznaczenie przemówi :P
UsuńTeż nie rozumiem zachowania głównej bohaterki, która chciała by dzieci były podczas jej śmierci. Dla mnie to nie do pomyślenia, przecież naraziła ich na dodatkowo większy ból, ale może jak przeczytam „Niedoskonałe zakończenie” bardziej zrozumiem ,,umysł'' umierającej kobiety.
OdpowiedzUsuńDla mnie zachowanie tej kobiety to była zagadka, rozumiem, że chciała skończyć z udręką, ale nie wiem dlaczego uparcie chciała wciągnąć w to swoje dzieci. Jakby potrzebowała widowni
UsuńCzasem taka lektura - paradoksalnie - pobudza do działania/pozytywnego myślenia. Jeśli jest 'za słodko' to dopiero można doła załapać, bo przecież nie u każdego jest kolorowo.
OdpowiedzUsuńKurcze, nie to, żebym się cieszyła, że innym jest gorzej; chodzi o zastanowienie się, o wydobycie głębszego sensu.
Mój Tata zawsze mnie pociesza, że "inni mają gorzej" dla mnie to nie jest pocieszenie, ale faktycznie jak człowiek widzi cukierkową książkę to i w doła wpadnie, bo u niego beznadzieja
UsuńChyba jednak nie dla mnie. Poczytałam już nieco krytycznych recenzji na jej temat i nieszczególnie ciągnie mnie do lektury.
OdpowiedzUsuńteż czytałam negatywne recenzje, dzieki temu nie nastawiłam się na siódmy cud świata, ale okazało się, że ja nie odbieram tej książki źle
UsuńA ja nie mogę czytać ostatnio depresyjnych książek. Nie ta pora roku chyba. Zainteresowała mnie jakiś czas temu w zapowiedzach, ale chyba dam sobie spokój. Tylko czytadła mi ostatnio pasują tak naprawdę.
OdpowiedzUsuńJakoś ostatnio czytam wszystko, tylko nie optymistyczne historyjki. Ale złapałam za "Irlandzki sweter" :P
UsuńZaciekawiła mnie ta książka, bo porusza ważny i aktualny temat, a na dodatek ją chwalisz. Myślę, że na pewno się za nią rozejrzę, ale może rzeczywiście odłożę to na mniej przygnębiający czas. :)
OdpowiedzUsuńMoże faktycznie jesień to nie jest pora ba katowanie się książkami o przemijaniu, ale z drugiej strony, biorąc pod uwagę zbliżające się Święto Zmarłych - ma to jakiś sens
Usuń