Wszystko wydaje się proste, dopóki nasze życie ma solidne podstawy
Trzydziestoletnia, trochę roztrzepana, ale niepewna siebie Ola zawsze wmawiała sobie i wszystkim wokół, że rola niepracującej „kury salonowej” to jej powołanie.
Pewnego dnia jej poukładane i szczęśliwe życie rozsypuje się jak domek z kart: mąż nagle wyprowadza się z domu i wydaje się, że ma to związek z przyjaciółką rodziny.
Teraz Ola musi stawić czoła przeciwnościom losu. Przemienia się w pewną siebie i świadomą swoich możliwości kobietę, która może mieć wszystko, o czym zamarzy: kochającą rodzinę, wspaniałego męża i czas dla dawno zapomnianej pasji.
Lubię lekkie i przyjemne
powieści. Lubię książki o tak letnich i ciepłych barwach, zwłaszcza gdy na polu
-20. I coraz bardziej lubię powieści dla kobiet z wydawnictwa Replika. Mimo
swoich okładek które sugerują lekkość i brak treści, a tylko płytkie czytadło,
są zdecydowanie słodko-gorzkie. Nie są to tylko książki o młodych, pięknych i
bogatych w których heroina ma jedyny cel – zdobycie oblubieńca. I właśnie jedną
z takich książek „Galerię uczuć” miałam przyjemność czytać przez weekend.
Ola ma trzydzieści lat. Jej życie
jest niemalże idealne, chociaż każdy z aspektów ma jakieś, mniejsze lub
większe, ale. Ma od kilkunastu lat tego samego mężczyznę, pierwszą miłość,
spełnienie marzeń, ale ostatnio coś się psuje i w łóżku i w komunikacji. Ma
pracę, ale jej szefowa jest wiecznie zrzędzącą babą, bez pojęcia o tym co robi.
Ma dwójkę udanych synów, ale oni dorastają i coraz mniej potrzebują matki. I najgorsze – Ola zaczyna podejrzewać, że mąż
ją zdradza. Ten per facta concludentia się do tego przyznaje, bowiem wyprowadza
się do mieszkania swojej matki, która chwilowo bawi w USA. Z odsieczą przybywa
najlepsza przyjaciółka Oli – Edyta, aby nieść pomoc i być wsparciem. Tylko
niestety, cień podejrzenia pada na nią. Czy to Edyta jest niewierną przyjaciółką
i babom co innym odbiera mężów? A może Ola nadinterpretuje – oj ma do tego
talent – i tworzy kolejną, niestworzoną bajkę z innej planety?
Aleksandra, Ola jest zwykłą
kobietą, taką jak każda z nas. Bywa tak irytująca i wkurzająca, że naprawdę ma
się ochotę nią potrząsnąć i krzyknąć „Opamiętaj się babo”. Podobno człowieka irytują w drugim te wady, które dostrzega u siebie. Ola o
wszystko obwinia innych, każdy inny zawinił tylko nie ona. Więc oskarża: Męża,
teściową, panią Fredzię. Przez to, że Ola jest taka normalna, stanie się bliska
czytelniczkom, głównym motorem jej działania jest głód miłości, pragnienie
akceptacji. Zepchnęła na margines świadomości to iż kiedyś została odepchnięta
przez teściową i to wciąż w niej tkwi, niczym drzazga. I niekorzystnie odbija
się na szczęściu małżeńskim.
Pewnie spadnie na książkę deszcz
zarzutów, że typowa, że nic nowego, że banał. Podobno nihil novi sub sole, ale
nie zgodzę się z zarzutem, że książka jest banalna. Bo nie jest. Autorka włada niezwykle lekkim piórem w książce jest
dramat, ale jest ogromna doza humoru. Zwłaszcza, że ja lubię sarkazm i ironię.
Wydaje mi się, że ta książka
pomoże znaleźć kilka kluczowych problemów w życiu, zmusi nas do przemyślenia
pewnych spraw. W książce poznajemy cztery kobiety, chociaż przewijają się różne
osoby, to jednak dla kobiet czytających najważniejsze będą: Ola, Edyta, Fredzia
i teściowa Oli. Ciekawym przypadkiem do zdiagnozowania będzie Paweł, mężczyzna
jakich wielu, niespełniony zawodowo, jego marzenia runęły w gruzy, on męczy się
w garniturze, za lepsze pieniądze, w sportowym samochodzie. Jest rozdarty
między żoną a matką, między
koniecznością utrzymania rodziny na przyzwoitym poziomie a robieniem tego co
lubi. A czy ma wsparcie? Absolutnie nie! Ola jest zbyt skupiona na sobie, na
swoich odczuciach, problemach i marzeniach. W pewnym momencie brakło dialogu, a
pojawiły się dwa nakładające się na siebie monologi.
Interesującą postacią jest Edyta,
femme fatale, kobieta, którą dąży do autodestrukcji. Czy kobieta może zmienić
podejście do życia? Zmienić swoją
filozofię? Przestać patrzeć na każdego faceta jak na obiekt do zdobycia?
Ta książka nie przyniesie
odpowiedzi na każde z tych pytań, ale moim zdaniem daje dużo do myślenia. Lubię książki nad którymi mogę usiąść i
pomyśleć.
Polecam książkę, nie tylko
kobietom, które są w wieku i w sytuacji Oli, ja polecam ją kobietom lubiącym
lekkie powieści, a jednak mające treść, dające do myślenia i skłaniające do refleksji. „Galeria uczuć” jest naprawdę udanym debiutem
i czekam niecierpliwie na kolejną powieść Autorki.
Żeby nie napisać tylko "nie, to nie dla mnie" trochę to umotywuję :) Okładka rzeczywiście sugeruje lekkość i banalność, a opis sugeruje to samo, choć Ty wyniosłaś z tego coś więcej. Pozostaje mi tylko zaufać Ci i rzeczywiście uznać, że to głęboka lektura z przesłaniem. Jeśli o mnie chodzi, unikam takich czytadeł, kojarzą mi się z telenowelami brazylijskimi (Edyta - mroczna femme fatale, czy to nie jest cliche?). Nie sięgnę, ale na pewno znajdą się czytelnicy, lubujący się w takiej tematyce. I dobrze, że każdy lubi co innego ;)
OdpowiedzUsuńNo ba! Jeden lubi róże - drugi piwo duże.
UsuńJa bronię moich ukochanych czytadeł, lubię! Po prostu lubię odpłynać w krainę powieści gdzie nikt nie morduje, nie okrada i krew się nie leje.
I jest równowaga ;) Pozdrawiam Cię sąsiadko :)
UsuńWłaśnie teraz się za kryminał muszę zabrać, bo ostatnio zatonęłam w lekkich powieściach.
UsuńRównież pozdrawiam serdecznie.
Jak będziesz na Podkarpaciu odezwij się koniecznie!!
Oczywiście, że się odezwę :)
UsuńPani Paulino, dziękuję za wypowiedź. Oczywiście ma Pani prawo do własnej oceny. Ale nie rozumiem, dlaczego, jeśli unika Pani takich czytadeł i nie czyta literatury lekkiej, wrzuca ją Pani do jednego worka z telenowelami brazylijskimi.
UsuńNapisała Pani na swoim blogu, że czyta Pani: „Głównie thrillery, kryminały i horrory.”
Nie czytam thrillerów, kryminałów i horrorów, dlatego nigdy nie napisałabym, że tego typu literatura kojarzy mi się z serialami „zabili go i uciekł”.
Kwestię femme fatale i Pani pytanie” „czy to nie jest liche?”, przepraszam, ale pozostawię bez komentarza.
Pozdrawiam Panią.
Pozdrawiam wszystkie czytelniczki, które sięgając po literaturę lekką, aby oderwać się od szarej codzienności, spędzają z nią miło czas.
Pani Alino, nie chciałam Pani urazić.
UsuńJak pisałam, jestem pewna, że znajdą się czytelnicy, którzy sięgną po Pani książkę z wielką chęcią i entuzjazmem, abstrahując już od tego, co napisałam wyżej - to po prostu nie moja literatura. Blogowisko jest tak skonstruowane, że każdy może wyrazić swoją opinię. Nie gniewałabym się, gdyby ktoś źle się odniósł do książek, które ja chwalę - w końcu o gustach się nie dyskutuje. Niemniej jeśli czuje się Pani obrażona, to przepraszam, bo nie to było moją intencją, raczej - umotywowanie mojego stanowiska. Jeśli się mylę, to chętnie się o tym przekonam, czytając Pani książkę.
Pozdrawiam
Pani Paulino, nie czuję się obrażona, tylko jestem zdziwiona, że nie czytając mojej książki, i nie gustując w literaturze lekkiej, wrzuca ją Pani do wspólnego worka z telenowelami brazylijskimi. Skąd w Pani takie przekonanie, że książki, należące do tzw literatury kobiecej, są mniej wartościowe od książek, które Pani czyta. Może czas to zmienić, niekoniecznie sięgając po moją książkę:)
UsuńOla, bohaterka „Galerii uczuć”, jest tak zakręcona, że wzbudziłaby w Pani odruch uduszenia jej:) I kryminał gotowy;)
Pozdrawiam
;)
UsuńNie, nie - wcale nie umniejszam wartości literatury kobiecej. Sama czasem i po nią sięgam. Teraz już dokładnie wiem, co w mojej wypowiedzi było nietaktem i zgadzam się, że byłam niesprawiedliwa. Niemniej fajnie, że doszłyśmy do porozumienia :) Pozdrawiam również!
Też cieszę się, że doszłyśmy do porozumienia :)
UsuńPozdrawiam serdecznie :)
Książkę czytałam końcem tamtego roku. Również dała mi dużo do myślenia, więcej - idealnie wpasowała się w moją sytuację życiową. :)
OdpowiedzUsuńMam już tę książkę na liście, więc mam nadzieję, że niedługo trafi w moje ręce :)
OdpowiedzUsuń