Adaptacja powieści Victora Hugo. Były więzień Jean Valjean dzięki pomocy biskupa zdobywa pozycję i zaczyna pomagać biednym i uciśnionym. Wciąż jednak prześladuje go inspektor Javert
Nie! Nie! Nie!!
Adaptacja powieści Victora Hugo. Były więzień Jean Valjean dzięki pomocy biskupa zdobywa pozycję i zaczyna pomagać biednym i uciśnionym. Wciąż jednak prześladuje go inspektor Javert
To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.
A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )
Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.
Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)
Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.
Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy
Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.
Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.
To ja też pewnikiem nie ogarnę w zwiazku z tym nie pójdę. Może obejrzę, jak za x czasu w tv pokażą.
OdpowiedzUsuńJak lubisz miusicale, to może chwycisz, ja niby lubię ale wolę oryginalnych Nędzników.
UsuńLubię, ale dobre, a nie wesołą twórczość własną i dowolną interpretację.
UsuńO rety, to się zdziwiłam. Dotychczas czytałam same pozytywne opinie. Przyznaję, że książki nie czytałam, jedynie kilka lat wstecz oglądałam taki mini serial, więc opowieść nie jest mi całkiem obca. Mimo wszystko chciałabym ten film obejrzeć, no i ciągle sobie obiecuję, że zapoznam się z wersją papierową.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy bez znajomości książki chwycisz o co chodzi. Bo serial(pewnie ten z Depardieu) jednak też wiele skracał, ale już znajomość serialu pomoże. Bo sam miusical... to taka luźna wariacja na temat książki. Baaaaaaaaaardzo luźna
UsuńNie będę bronić, bo sama nie byłam zachwycona, ale jednak muszę powiedzieć, że na ekran przeniesiono nie powieść, a musical na jej podstawie (który już był skomponowany i zaśpiewany milion pięćset razy), a aktorzy są oczywiście aktorami, ale wielu z nich śpiewa od lat z powodzeniem na Broadway, i to bynajmniej off
OdpowiedzUsuńO widzisz, ja tego musicalu nie widziała(ze wsi jestem :P ) ale jak mówię śpiewu się nie czepiam... za bardzo :P
UsuńTa blondyneczka śpiewała przecie w Mamma mia i mi się podobało. Ale śpiewający Mariusz... jakby to Chandler Bing rzekła, no, no no!!
Coś mi się wydaje, że Kasia dobrze oceniła sytuację: problem z odbiorem filmu polegał właśnie na tym, że oczekiwałaś ekranizacji książki, nie ekranizacji spektaklu teatralnego (który nie schodził z afisza przez 25 lat przy pełnej widowni!). Ty znajdujesz smaczki w przesłaniu książki - ja w słowach piosenek, które poruszają mnie do głębi. To był pierwszy musical, na którym płakałam (zarówno w teatrze, jak i w kinie). Kwestii umiejętności wokalnych nie poruszam, bo wersji filmowej nie oceniałabym w tych samych kategoriach, co teatralnej. Moim skromnym zdaniem śpiewanie absolutnie nie zaszkodziło uniwersalnemu przesłaniu całej historii. Pozdrawiam
UsuńAniki
No proszę negatywna opinia, po tych wszystkich zachwytach. Ja uwielbiam musicale, więc sądzę, że mi się spodoba, ale do kina pewnie się nie wybiorę.
OdpowiedzUsuńUff, nie ja jedna... Co prawda nie oglądałam, ale i nie zamierzam. Zwiastun pokazał mi, czego się spodziewać, a musicali nie lubię (z wyjątkiem "Grease"). Pamiętam, jaka zdezorientowana byłam po "Mamma mia". Myślałam, że obejrzałam inny film, a nie ten, którym się wszyscy zachwycają... Nie przekonam się do takiej formy i tyle.
OdpowiedzUsuńTeż raczej sobie odpuszczę, dzisiaj to rekomendował nauczyciel od historii ale jakoś nic mnie do tego nie ciągnie :)
OdpowiedzUsuńEh. To mnie podłamałaś. Bo zamierzałam po egzaminie się wybrać do kina i naprawdę się cieszyłam na ten film. A tu kiszka? :(
OdpowiedzUsuńMnie się podobało tak do godziny, a potem głowa mnie bolała ze zmęczenia, że ciągle śpiewają i śpiewają... Ileż można wytrzymać ciągłego śpiewania?! Wiem, że to musical, ale po 2 godzinach tęskniłam do mówionych dialogów.
OdpowiedzUsuńI jeszcze jeden taki mały minus - Javer nie ma tej pasji i to, czemu ściga Valjeana jakoś umknęło.
"Tylko bezbrzeżna irytacja i pytanie – na co ten film?"
OdpowiedzUsuńJak to na co? To kasa. To pieniadze. To przeciez film latwiej 'wyswietlic' niz przygotowac 'przedstawienie' w teatrze. To mozliwosc rowniez popularyzacji... czego? chocby literatury, mlodzi nie koniecznie czytaja Hugo, muzyka (w szerokim znaczeniu) w dziwny sposob przemawia do odbiorcy i slowo spiewane czasem latwiej posluchac, zapomniec lub zapamietac :). Dlaczego chodzimy na koncerty? Dlaczego ktos pisze/komponuje 'piosenki'?
Na swiecie zapanowala moda na ten utwor i to wlasnie w tej konwencji :D Taaaka moda.
Ja tam czekam na moment, gdy rozsiadne sie wygodnie w kinowej sali przed olbrzymim ekranem i zaslucham sie ... do imentu tak jak kiedys zaczytywalam sie w ksiazce czy ogladaniu wiernie (?) odtworzonego filmu. Otwieram sie calkowicie na inne konwencje... bo te stare, inne, wczesniejsze mam juz w sobie. Na jesieni wybiore sie na musical o tym samym tytule do teatru.... 'na zywo' to jeszcze cos innego :)
Twoje trzykrotne nie dziala jak 'czerwona plachta na byka' :D. Udala Ci sie rezencja. Masz racje, film nalezy samemu zobaczyc :D bez wzgledu na to czy sie go poleca czy nie :D