Właśnie zaczyna się mecz. Aby się
tak okrutnie nie stresować, wzięłam się do pisania. W końcu dzisiaj środa. Gdy myślałam
o tym, o jakiej parze dziś napiszę, przed oczy wprost wpychała mi się poniższa
dwójka. I chociaż chciałam przesunąć ich na inny termin. Nie dało się! Znacie
ich dobrze, każdy czytał, pewnie z mniejszą przyjemnością oglądało, wielu
pasjonowało się tą historią.
Ania Shirley i Gilbert Blythe.
Klasyka literatury
młodzieżowej. Rudowłosa dziewczynka z
wyobraźnią bez ograniczeń, ale i ognistym temperamentem. Ich znajomość zaczyna się fatalnie, Ania
rozbija Gilbertowi tabliczkę na głowie, bo ten naśmiewa się z jej włosów. Dalej nawarstwiają się takie zwykłe
nieporozumienia, do głosu dochodzi duma i upór. I wydaje się, że mamy klasyczne
„kto się czubi, ten się lubi”. I chociaż Gilbert zabiega o jej przebaczenie,
chce się z nią przyjaźnić. Dziewczyna jest nieugięta.
Ale powoli, powoli Gilbert wybija
dziurę w murze jej niechęci. W końcu zdobywa jej przyjaźń i przebaczenie,
dzięki temu iż zrzeka się na jej korzyść posady w Avonlea.
Przez kolejny rok Gilbert musi
się zadowolić li i jedynie przyjaźnią Ani, adoruje ją, ale jeszcze po cichu,
jeszcze w ukryciu, zdaje sobie sprawę, że jeśli ją spłoszy, to jednocześnie utraci.
Ale jego cierpliwość ma granice. Zaczyna działać, próbuje mówić. Ale Ania nie
chce słuchać, jak może unika decydującej rozmowy, która jednak nadchodzi.
Marzenia Gilberta zostają rozwiane. Ania czeka na księcia z bajki, a Gilbert
nie spełnia wymogów, jest „tylko” przyjacielem. Na horyzoncie zaś pojawia się
młodzian, który spełnia wszystkie wymogi. To książe, niemalże żywcem wyjęty z
marzeń Ani. Wszystko idzie w kierunku bajkowego zakończenia. Gdy nagle Anię
nachodzą wątpliwości. Jednocześnie, irracjonalnie targa nią zazdrość. Zazdrość
o kobietę której towarzyszy Gilbert.
Ania podaje Robertowi – bo tak
zwie się książe – arbuza. Wraca na Zielone Wzgórze, tam czeka ją jedno z
najgorszych życiowych doświadczeń. Dziewczyna dowiaduje się, że wymęczony
nauką, pracą Gilbert ciężko zachorował i jest umierający. Wtedy Ania odkrywa,
że zawsze kochała Gilberta. Jak to w życiu zwykle bywa dowiadujemy się, że coś
było nam drogie, gdy to tracimy. Ania przez jedną straszną noc boi się, że
utraci Gilberta, że ten umrze w nieświadomości, że nie będzie wiedział ile dla
niej znaczył.
Ale nie byłaby to książka dla
młodzieży, gdyby Gilbert umarł. Wszystko kończy się pięknym, poruszającym happy
Endem. Chociaż to nie jest koniec historii Ani i Gilberta. Będziemy czytali ich
korespondencję, gdy Gilbert będzie studiował, a Ania będzie uczyła w szkole.
Następnie będziemy świadkami ich ślubu i razem z nimi pierwszy raz przekroczymy
progi Wymarzonego domu.
Chociaż ich życie nie zawsze
będzie pasmem radości, przyjdą gorzkie pigułki, smutki i tragedie, my będziemy
mogli grzać się w miłości i cieple domu Blythów.
Ta historia to typowa ilustracja
powiedzenia „w tym caly jest ambaras”. Wiem, że wiele kobiet obwinia Gilberta,
że podniósł wysoko poprzeczkę. Która nie chciałaby takiego faceta jak Gilbert?
Często wracam do książek o Ani,
gdy potrzebuję zastrzyku nadziei, gdy potrzebuję takiego spokoju, który tchnie
z kart książek.
I lubię historię jej i
Gilberta, którzy mimo upływu lat wciąż
darzą się niezmiennie wielką miłością i wciąż
są w sobie zakochani. To idealne, ale piękne : )
Jedyne co mnie zastanawia, jako
wzorową pesymistkę, czy taka sielanka między dwojgiem ludzi jest możliwa…
Jak myślicie?
Podobno ongiś jakaś matka głośno
protestowała przeciwko Ani jako lekturze szkolnej, bo spacza ona pojęcie młodych
dziewcząt na mężczyzn i związki, że każe im wierzyć w bajki, których w realnym
życiu próżno szukać…
Oj ciężko mi wychodzi pisanie z
zezem, bo 95% uwagi skupione jest na meczu. A przed minutami barca prawie Nam
strzeliła.
Oj oj, mnie Anka strasznie wkurzała tym odrzucaniem Gilberta, a jak on się pojawił z inną to dopiero poczuła zazdrość. Część, w której dochodzi do ich bycia razem jest moją ulubioną ;)
OdpowiedzUsuńZ jednej strony masz rację, a z drugiej... ile razy my kobiety nie wiemy czego chcemy
UsuńMoja ukochana para (no jedna z wielu ;)) Serię o Ani darzę ogromnym sentymentem, ekranizację też bardzo lubię (mimo że z fabułą książki jest nieco na bakier). I ja, ja chcę takiego Gilberta ;)
OdpowiedzUsuńJak znajdziesz takiego i będzie miał brata - wiesz gdzie mnie szukać!!
UsuńJedna z moich ulubionych serii książkowych. A "Wymarzony dom Ani" to poza "Rillą" i "Anią na uniwersytecie" moja ukochana część. :)
OdpowiedzUsuńNa Rilli wyję zawodowo!
UsuńJak ja xx lat temu marzyłam o takim Gilbercie:)
OdpowiedzUsuńAh historia Anii. Ten sentyment do serii. Odrzucanie przez Ankę Gilberta działało mi wyjątkowo na nerwy :)
OdpowiedzUsuńJa, jako wieczna optymistka, wierzę w taką piękną miłość między dwojgiem ludzi.
OdpowiedzUsuńNiestety, z moich obserwacji wynika, że sielanka jest na początku, a później przeważnie pozostaje przyzwyczajenie do siebie nawzajem.
Zazdroszczę optymizmu - serio. Ja swój dawno zgubiłam.
UsuńŚliczna, piękna, romantyczna miłość.
OdpowiedzUsuńA po latach biedna Ania, obarczona mnóstwem drobiazgu, przestała pisać, nie wiem czy i nie czytać i trochę stała się kurą domową, uroczą, ale jednak; Gilbert zaś realizował się zawodowo.
Ot, samo życie.
Przestała pisać jeszcze zanim ten drobiazg się pojawił. Ania zapowiadała się na wspaniałą feministkę z zrobiła się z niej właśnie kura domowa, której odebrano literackie marzenia. Autorka zwiodła swoje czytelniczki pokazując gdzie jest miejsce kobiety.
UsuńMarta