Pierwsza porcja przygód Mikołajka to 80 niepublikowanych dotąd w Polsce opowiadań zilustrowanych charakterystyczną kreską Sempégo. Mały urwis z paczką swoich kumpli – Alcestem, który bez przerwy je, Gotfrydem, który ciągle ma nowe zabawki i Euzebiuszem, który lubi dawać chłopakom w nos – nie wiedzieć czemu, zawsze wkurzą swojego opiekuna, Rosoła. A przecież za każdym razem chcą jak najlepiej.
Arcydzieło duetu Goscinny-Sempé pokazuje, jak dorastać, żeby wciąż pozostać dzieckiem. Mikołajek to już klasyka, no bo co w końcu, kurczę blade!
„Kiedy w domu wydało się, że wypadłem najgorzej na klasówce z matematyki, zrobiła się straszna afera! Jakby to była moja wina, że Kleofas jest chory i nie było go na klasówce! No bo co w końcu, kurczę blade, ktoś musi być najgorszy, kiedy go nie ma!
Oczywiście, chyba każdy ma
książki, które kojarzą się mu z dzieciństwem. Pierwsze przygody w świecie słów,
pierwsze zamotanie w gąszczu zdań. Wiele sielskich wspomnień wiąże się u mnie z
przygodami Mikołajka. Byłam małym dzieckiem, gdy Mama podsunęła mi małe, stare
książeczki. To na nich się śmiałam do łez, potrafiłam godziny spędzić i
niemalże wkuć na pamięć. A pamiętacie mikołajkowe słuchowiska? Piękne!!
Miałam osiemnaście lat gdy Znak
wydał „Nowe przygody Mikołajka”, akurat zbliżały się klasowe mikołajki, więc
dogadałam się z koleżanką, która miała mi sprawić „niespodziankę”, że brakującą
sumę(klasowe prezenty miały cenowy limit) dopłacę. I miałam! Wymarzonego,
ukochanego, przezabawnego Mikołajka. Tuż po osiągnięciu pełnoletniości dostałam
książkę, która kiedyś zdominowała moje dzieciństwo.
Próbowałam miłością do Mikołajka
zarazić Siostrzenicę, niestety, chyba nie powstała książka, która zachęciłaby
ją do czytania. Będąc z wizytą zauważyłam na półce pierwszy tom przygód
Mikołajka, który ongiś jej pożyczyłam. I to stało się pretekstem do
wyszarpnięcia z półki białego tomiszcza, które stało, nieco zapomniane,
zakurzone, z zakładką zatkniętą, gdzieś pomiędzy stronami. Utkwił pomiędzy
stronami śmiech osiemnastolatki, zestresowanej maturzystki. A ja wykorzystałam
każdą minutę, każdy posiłek, każdą chwilę, aby uciec do Francji i razem z
rozkosznym łobuziakiem, jego przyjaciółmi i rodzicami przeżywać najróżniejsze perypetie
i śmiać się do oporu.
Lektura zajęła mi niecały dzień,
a przecież byłam w pracy i oczywiście na posiadówce wieczornej… Moim zdaniem
Mikołajek to coś więcej nić książka dla dzieci, to cały mikrokosmos, zbiór
uniwersalnych historii, które bawią, ale i napełniają nas ciepłem. Są
historyjki, które docenimy dopiero będąc ludźmi dorosłymi (chociażby tą o Tacie
Mikołaja na diecie), takie, które powalą nas ironią(Mikołajek, który robi
porządek w domu), ale też ponadczasowe, rozbrajające opowieści o chłopcach,
którzy przechwalają się, blagują, walczą o dominację w grupie a jednocześnie przyjaźnią
się bez względu na wszystko(nawet z tym wrednym pupilkiem Ananiaszem).
„Nowe przygody Mikołajka” to z
pozoru dość kosztowny prezent(okładkowa cena 44 zł) ale gdy porównany go do
tych pojedynczych książeczek, które kosztowały sporo powyżej dwudziestu złotych
a zawierały kilka opowiadań, wydaje się, ze 44 zł za ponad sześćset stron
dobrej zabawy nie jest zawrotną kwotą.
Ta książka to portret czasów,
które przeminęły, dzieci o niezwykle wybujałej, zabójczej dla nerwów rodziców
fantazji. Z braku komputerów znajdują sobie najprzeróżniejsze zajęcia, od
zabawy w ciuchcię, przez grę w piłkę, zabawę w lokomotywę, po niezwykle fantazyjne
zabawy. Mamy Rodziny w których Mamusie siedzą w domu, zawsze w kuchni(od czasu
do czasu z przyjaciółkami popijając kawkę) i przygotowują uczty godne
Masterchefa, a tatusiowie zarabiają na dom, zawsze są zmęczeni, świecą dziecku
przykładem, a ostatnie zdanie w kłótni z mamusią należy do tatusia, który ma
żonę pocałować i przyznać jej rację, a także przeprosić za to, że sam tej racji
nie miał.
Cała plejada genialnych,
wyrazistych postaci, bezimiennych często, tak jak Bunia, Pani Nauczycielka, Dyrektor, niby
tylko gdzieś tam w tle, ale tak
charakterystyczni, dodający charakteru tej książce.
Dobrze, że mam jeszcze książki z
serii o Mikołajku, na pewno nigdy się ich nie wyzbędę, będę do nich wracać. Bo
są lekarstwem na gorycz świata, poprawiają humor i przenoszą mnie w cudowne
czasy.
Świetny język i genialne rysunki
czynią z tej książki ponadczasowe arcydzieło!
Poznałam Mikołajka dość późno, bo dopiero na studiach, ale z miejsca się zakochałam w tym urwisie i jego bandzie :)
OdpowiedzUsuńdla mnie Mikołajek to dzieciństwo :) ledwo się czytać nauczyłam, już mi Mikołąjka podsunęli :)
UsuńMikołajka też poznałam na studiach i podbił mnie od razu. I gdy człowiekowi nic się nie chce i wszystko go przygnębia - Mikołajek pomoże. :)
UsuńDlatego rok temu czytałam włąśnie jesienią :D
UsuńKoniecznie muszę przeczytać, już od dłuższego czasu zastanawiam się nad zakupem, ale chyba w końcu odżałuję, żeby móc doświadczyć tej fantastycznej przygody literackiej z Mikołajkiem:) pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńzacznij od malutkich książeczek, naprawdę poczujesz klimat. Fakt, zakup całej serii daje po kieszeni, ale uwierz mi warto. Nawet bez dzieci, obecnych, czy w planach, ta książka jest dla ludzi w każdym wieku
Usuńoj czytałam Mikołajka czytałam ;)
OdpowiedzUsuńspecjalnie pożyczałam od koleżanki te tomiszcza :)
Wiem że były dość grube i były w kolorze białym, czerwonym i niebieskim ;)
Kurczę, zdecydowanie muszę odświeżyć sobie pamięć ;D
No i obowiązkowo te maleńkie książeczki :)
Usuńseria bije rekordy popularności. sam Marcin Meller nią się zachwyca i poleca w kilku wywiadach, a ja (wstyd się przyznać) znam tylko film nakręcony na jej podstawie. obiecuję jednak poprawę, bo mam wrażenie, że tak jak Pippi i Muminki, historie te będą dorastać wraz z czytelnikiem.
OdpowiedzUsuńTo ze mną jest jeszcze gorzej... Ja nawet filmu nie znam :) Obiecuje się poprawić :)
UsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie :)
Film znam, ale o serialu nie słyszałam. Oj muszę nadrobić!
UsuńPamiętam, jak dostałam tę książkę pod choinkę, chociaż wcale o nią nie prosiłam (nawet nie jestem pewna, czy wiedziałam, że wydają) i jak się potem cieszyłam. A oczywiście, potem pod choinką czekał również drugi, czerwony tom. Niebieską też Mikołaj przyniósł. No bo kto inny mógłby przynieść Mikołajka? ;-)
OdpowiedzUsuńDlatego ZNak chyba wydawał te książki na Mikołajki. Ach jak miło wracać do tych książeczek. Jeszcze milej czytać takie wspomnienia jak Twoje, będące odwzorowaniem Moich. Wielkie mikołajkowe pokrewieństwo.
UsuńMój starszy syn bardzo lubi czytać przygody Mikołajka:)
OdpowiedzUsuńMojej SIostrzenicy nie dałąm rady nawrócić na mikołajkową wiarę. Super, że SYnek, od małego wie co dobre :)
UsuńObecnie jest to lektura dla kl 4 .
OdpowiedzUsuńUważam że Mikołajek jest najgłupsza książka na Świecie.
Jak można wyciągać jakiś sens z tak głupiego dzieła.
Dzieci przeklinają biją się bez przerwy.
Moje zdanie jest takie - PO przeczytaniu Nowe przygody Mikołajka dzieci uczą się agresji i złego wychowania .PYSKOWANIA DO RODZICÓW, oszukiwania nauczycieli itd.
Jestem za wycofaniem książki z lektur szkolnych .
Odbierasz tę książkę w ciekawy sposób. Czy zatem "Szatan z siódmej klasy" uczy, że kłamstwo popłaca?
UsuńW Mikołajku owszem, są pokazane złe zachowania, złe, ale prawdziwe. Dziecko czytając widzi, że Mikołajek jest normalny, który chłopiec się nie bije, nie chce oszukać nauczyciela, pysknąć rodzicom? Są wyjątki, jak Ananiasz, ale większość dzieci zachowuje się jak Mikołajek, autorzy tworzą historie z morałem. Tam pokazują, że złe zachowania są ukarane, i faktycznie dziecko z czwartej klasy, może samo tego morału nie odczytać, ale od tego ma nauczyciela.