Nie chcę zasypywać bloga
pseudo-recenzjami filmów. Napiszę więc kilka zdań o produkcjach, które w
ostatnim tygodniu oglądnęłam. W większości to filmy dosyć słabe, takie które
mnie zawiodły, wynudziły. Ale znajdą się zabawne, wzruszające. Posłuchajcie : )
13/52 – pechowa trzynastka
Po pierwsze klapa tygodnia, czyli
coś co oglądałam dziś, dobrze że piłam kawę i pracowałam bo inaczej bym
usnęła. A miało być tak pięknie czyli „Austenland”
opis z filmwebu:
Uwielbienie Jane Hayes (Keri Russell) dla wszystkiego, co jest związane
z Jane Austen bardzo utrudnia jej miłosne życie. Chcąc zostać bohaterką własnej
historii, Jane wydaje oszczędności swojego życia na podróż do Austenland,
ekscentrycznego kurortu, gdzie goście zanurzają się w świecie z czasów
regencji. "Uzbrojona" w czepek, gorset i tamborek, Jane usiłuje
uniknąć staropanieństwa... Wszystko się zmienia, gdy kończy się fantazja, a
zaczyna prawdziwe życie... a może nawet miłość.
Właściwie nie wiem co napisać o tym filmie.
Naprawdę klapa miesiąca. Już „Lost in Austen” nie podbiło mego serca, ale
tamten film miał przynajmniej ręce i nogi. Tymczasem ten film pomimo niezłej
obsady(główna bohaterka kiedyś zachwyciła mnie w Magii zwyczajnych dni), główny
lowelas to przecież pan Tinley z „Opactwa Northanger”, ma w sobie urok i taki
łobuzerski czar. Jako opozycję do
zwiewnej, subtelnej i romantycznej Jane postawiono wulgarną niejaką pannę
Elizabeth, którą gra nawet znana aktorka,
ale wszystkie elementy komediowe jakie ma ona wprowadzać są raczej
nieudane, subtelne jak wystrzał z armaty. Nie wiem jakim cudem Jane Seymour,
wielka aktorka mojego dzieciństwa zgodziła się zagrać w czymś takim. Jedyne co
mogę o niej dobrego powiedzieć, to że ma śliczną suknię. Film jest tak chaotyczny i nijaki, że aż
skupiłam się na sprawdzaniu prac. Bo akcja nie przyciągała mnie wcale.
14/52 Veer-Zaara
Taaak znowu bollywood. Nic na to
nie poradzę. Lubię to kino. Ten film pierwszy raz oglądałam w Sylwestra parę
lat temu. Chyba na I roku studiów więc to był przełom 2006 i 2007 roku. To był
sam początek mojej przygody z indyjskim kinem. Pamiętam, że siedziałam jak
zahipnotyzowana przed monitorem. Od pierwszej, jakże radosnej piosenki, takiej
sielankowej i słodkiej, aż do samego końca, roniąc łzy i przeżywając losy
bohaterów.
Oto jak filmweb streszcza fabułę:
Dowódca szwadronu, Veer Pratap Singh (Shah Rukh Khan), jest pilotem
ratunkowym Indyjskich Linii Lotniczych, który często ryzykuje życiem, by ocalić
życie innych. Pewnego dnia spotyka dziewczynę z Pakistanu - Zaarę (Preity
Zinta), która parę dni przed swym ślubem przybyła do Indii by wypełnić ostatnie
życzenie ukochanej zmarłej niani - zanurzyć jej prochy w rzece. Autobus, którym
jedzie ma wypadek. Veer ratuje jej życie i jego życie na zawsze ulega
zmianie... 22 lata później młoda pakistańska prawniczka Saamiya Siddiqui (Rani
Mukherjee), podczas swojej pierwszej sprawy staje twarzą w twarz z postarzałym
Veerem, od 22 lat marniejącym w pakistańskim więzieniu. Saamiya jest pierwszą
od 22 lat osobą, do której Veer się odzywa, opowiadając swoją historię.
Dlaczego trafił do więzienia? Dlaczego tyle czasu milczał? Prawniczka
postanawia walczyć o prawdę i wolność Veera...
Po pierwsze muzyka w tym filmie
jest cudowna. Tak refleksyjna, przyprawiająca o skowyt duszy. Sam film wymaga
nieco znajomości realiów i kultury państw w których toczy się akcja. Chociaż
sporo można wydedukować. Pakistan i Indie się nie lubią od bodajże `47 roku gdy
Pakistan oderwał się od Indii. Pakistan jest muzułmański, w Indiach dominuje
hinduizm. Ta niezgodność wyznań jest częstym motywem przeszkody nie do
pokonania w filmach(wspomnijmy K3G). Moim zdaniem historia jest naprawdę mocna,
oczywiście jest to typowe bolly z muzyką, śpiewem cudami i życzliwością.
Zbudowane na kontraście dobro i zło. To bajka dla dorosłych z morałem. Jak
widzicie ja wracam do tego filmu i zachwycam się coraz to nowymi szczegółami.
15/52 Bride & Prejudice czyli
bollywoodzka wersja „Dumy i uprzedzenia”
Co filmweb o tym filmie:
Młody i bogaty Amerykanin, Will Darcy, wyjeżdża do Indii ze swoim
przyjacielem Balrajem, który został świadkiem na ślubie. Na uroczystości
pojawia się też rodzina państwa Bakshi. Pani Bakshi za wszelką cenę chce wydać
za mąż swoje cztery córki, a ślubna uroczystość jest świetną okazją do tego, by
na niej znaleźć potencjalnych mężów. Babraj z łatwością daje się wplątać chytry
plan pani Bakshi, z Darcym sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana
Wyprodukowany nie w Bollywood,
ale przez USA i Wielką Brytanię. Faktycznie stanowi wariację na temat
austenowskiej Dumy i uprzedzenia. Akcja powieści toczy się we współczesnych
Indiach, gdzie rodzina Bakshi ma cztery córki, które chce dobrze wydać za mąż. W
odpowiedniczkę Lizzy wciela się miss świata, gwiazda bollywoodu, obecnie na
macierzyńskim urlopie, kobieta która wżeniła się w wielki aktorski klan, czyli Aishwarya
Rai Bachchan . Mamy tutaj główne wątki powieści, odpowiednio zmodyfikowane,
świetnie wszystko jest dopasowane. Kolory są bajeczne, żarty naprawdę zabawne.
Aktorzy śliczni. Piosenek nie ma znowu tak wiele. Naprawdę polecam. Bardzo przyjemny film,
doskonały na pochmurny dzień. A!! ja
zakochałam się w nim, zanim poznałam kino bollywoodzkie. Bo ten film to jednak
nie jest bolly.
16/52 Czas motyli
Zarys fabuły Oparta na faktach, poruszająca opowieść o życiu i śmierci
sióstr Mirabal. Urodzone i wychowane w Dominikanie czasów dyktatury generała
Trujillo, Minerva, Patria, Mate i Dede Mirabal zaangażowały się w działalność
ruchu oporu. Każdą kierowały inne motywy - miłość, wiara, niezgoda na bezprawie
- lecz dla wszystkich decyzja o włączeniu się w walkę z reżimem była świadomym
wyborem. 25 listopada 1960 r. na północnym wybrzeżu Dominikany znaleziono ciała
trzech z nich. Rządowe gazety podały, że był to tragiczny wypadek.
I ten film też mnie zawiódł.
Ostatnie sceny, siłą rzeczy były poruszające. Tylko, że historia sióstr jest
tak pobieżna, jakby była tylko wątkiem pobocznym, wtrąceniem. Wątku głównego
brak. Ten film przeskakuje po kilku wydarzeniach z życia sióstr, chociaż skupia
się na Minervie, ale też nie spodziewajcie się jakiejś wyczerpującej historii,
to też są urywki, jak flesh wydarzeń. Właściwie nie umiem odpowiedzieć, po
oglądnięciu tego filmu, dlaczego siostry zaangażowały się w walklę, dlaczego
jedna z sióstr z nimi nie poszła. Dlaczego Trujillo z nimi walczył? Cieszę się
że przeczytałam książkę. Bo tak to mogłam czuć te film, troszkę bardziej.
Wydaje mi się, że bez znajomości książki, bez wiedzy o co naprawdę chodziło wynudziłabym
się na filmie strasznie. Niewykorzystany potencjał.
17/52 Hobbit. Niezwykła podróż.
"Hobbit" -
filmowa adaptacja książki J.R.R. Tolkiena, wstęp do "Władcy
Pierścieni", to opowieść pełna niezwykłych wydarzeń i magicznych postaci,
przedstawiająca odwieczną walkę dobra ze złem. Hobbit Bilbo Baggins niechętnie
wyrusza w niezwykłą i niebezpieczną podróż. Pokierowany przez czarodzieja
Gandalfa opuszcza swój przytulny domek w Shire, by wraz z trzynastoma
krasnoludami zmierzyć się ze smokiem Smaugiem.
Mam wersję w HD, więc czuję się
prawie jak w kinie. Muszę się dorwać do dużego telewizora u Rodziców to już
będzie pełna radość, tylko że Oni nie tolerują takich filmów, więc muszę
poczekać na wolną chatę. Różne są głowy,
jeśli chodzi o
„Pustkowie Smauga”. Natomiast krytycy i widzowie, są raczej
zgodni w zachwytach nad pierwszą częścią trylogii o hobbicie. Tymczasem ja,
długo byłam sceptyczna. Nie byłąm na tym filmie w kinie, oglądając w domu,
oglądałam, jak to ja, robiąc milion rzeczy na raz. Tymczasem w ten film, w
historię trzeba wejść, zanurzyć się w tolkienowskiej opowieści, wtedy od
pierwszej sceny, do ostatniej będzie to piękna wizualnie, muzycznie całość.
Mroczna, momentami przerażająca, ale i zabawna i pouczająca. Gdy zobaczyłam
orły szybujące z krasnoludami, skąpane w słońcu nad szczytami gór, zaparło mi
dech z zachwytu. Ten film dopiero dziś
mnie zachwycił. Wcześniej, owszem zachwycałam się i rozpływałam raczej nad
Rysiem, a dziś spojrzałam na ten film inaczej. I chyba na niego zachorowałam.
Warto dawać kolejną szansę. A jeśli oglądać w domu, to tylko w HD. Obrazik
ostry jak żyletka. Galadriela w Rivendell to uczta dla oka. Zresztą, ja
uwielbiam Rivendell w każdym filmie, a w HD to już, miodzik. Wersja reżyserska
nie wnosi jakoś wiele do filmu, ale Ryś, pfu Thorin podsłuchujący rozmowę
Elronda z Gandalfem to coś co przyprawia mnie o szybsze bicie serca. Podoba mi
się też rozmowa Elronda z Bilbem, bo tłumaczy późniejszy sentyment hobbita do
domu elfów. Piosenka goblinów zaś to, jakieś nieporozumienie.
Ale i tak polecam : )
Zaczęłam oglądać Austenland, ale coś mi przerwało i już nie dokończyłam. Po Twojej opinii chyba już nie będę tracić 1.5 godziny z mojego cennego czasu. Za filmami z Bollywood nigdy nie przepadałam, więc odpuszczę sobie te pozycje. Czas motyli obejrzę po książce :)
OdpowiedzUsuńNiedokończenie Austenlandu dowodzi, że jesteś rozsądniejsza niż ja i bardziej szanujesz swój czas ;)
UsuńA mi się bardzo podobało. Takie lekkie, pozytywne.
UsuńBollywoodzką wersję Dumy i uprzedzenia oglądałam chyba z dwa razy, jak byłam o wiele młodsza. Nie dorównuje tej wersji z 1995 BBC, ale tego się nawet nie spodziewałam.
OdpowiedzUsuńO tym nie mogło być mowy :) Ale sympatyczna wariacja na temat Austen :)
UsuńVeer-Zaara to jeden z moich ukochanych filmów, naprawdę poruszający! Z resztą gra tam sam Shah Rukh Khan, więc nic dziwnego :P Polecam z jego udziałem My name is Khan - jeśli jeszcze nie widziałaś. Ale obejrzyj w wersji rozszerzonej, nie kinowej (kinówka była ucięta i trwała godzinę mniej niż wersja oryginalna).
OdpowiedzUsuńBride & Prejudice także bardzo lubię (obejrzałam ten film przede wszystkim dla Naveena Andrewsa) :)
Widziałam My name is Khan, ale zwykłą wersję, dawno, dawno temu(btw uwielbiam Kajol) czyli radzisz, żeby za rozszerzoną się rozglądnąć? Na pewno tak uczynię!
UsuńDziękuję!
Rzeczywiście, ,,Austenland" zapowiadał się ciekawie, ale był też świetnym materiałem na babską powiastkę. Jak widać, skupiono się na tym drugim.
OdpowiedzUsuńDokłądnie tak. Zmarnowany potencjał. Niestety ;)
UsuńNi znam żadnego filmu. Do kina nie chodzę, a jeżeli to niezwykle rzadko, gdyz muszę do niego jechać a to już wyprawa.
OdpowiedzUsuńAle na iplexie oglądnęłam doskonałe, skandynawskie "Polowanie" i na yutoube bardzo dobrego :Jeńca wojennego"
Kochana mam tak samo. Dla mnie wyjazd do kina to cała wycieczka. Niestety. Dlatego niezmiernie rzadko chadzam...
UsuńMusze kiedyś obejrzeć film bollywood, bo jeszcze żadnego z takiego gatunku nie widziałam,
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem warto spróbować, chociażby żeby na pewno wiedzieć, że to nie jest nasza bajka ;)
UsuńOstatnio niestety oglądam tak mało filmów, że aż mi wstyd :(. Ale przy braku czasu muszę wybierać między książką a filmem i jak dotąd zawsze mój wybór pada na książkę :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do swojego pierwszego wyzwania autorskiego - może Ci się spodoba :)
http://babskieczytadla.blogspot.com/p/autorskie-wyzywanie-europa-da-sie-lubic.html
Najczęściej myślę tak jak Ty, wybieram książkę. Ale przy sprawdzaniu prac, pracy w kuchni można film puścić w tle i zerkać, jak to się mówi, jednym okiem...
UsuńTen pierwszy bollywoodzki oglądałam, a tą dumę i uprzedzenie chyba muszę obejrzeć :D :) Zaciekawiłaś mnie, a lubię bolly... szkoda, że dawno nie oglądałam tego typu filmów.
OdpowiedzUsuńBo one kupy czasu wymagają. Ja muszę mieć duuuży spokój, żeby na spokojnie po nie sięgnąć. No i uderzają w uczucia, silnie :)
UsuńWidziałam Dumę i uprzedzenie (uwielbiam!) i Veer-Zaara (ten mi się trochę mniej podobał, ale może być ;)). Wstyd się przyznać, ale Hobbit nadal przede mną...
OdpowiedzUsuńCzy wstyd? Pomyśl o tym, że odsuwać przyjemność w czasie :)
Usuń