Ich życie to dwa różne światy. On jest księciem. Ona zwykłą dziewczyną. Ale wszystko się zmieni, gdy ich drogi połączą się na wyspie St Simons. W czasie letnich wakacji książę Nathaniel nieoczekiwanie spotyka Susanne, która zdobywa jego serce. Jednak ich wspólna przyszłość nie jest tak prosta, jakby chcieli. Książę ma obowiązki, a napięta sytuacja polityczna nie sprzyja podejmowaniu spontanicznych decyzji, których kierunek wyznacza serce. Zobowiązania wobec rodziny i kraju, a także czekająca na księcia narzeczona będą trudnymi przeszkodami do pokonania na drodze do miłości.
Kto zwycięży – jego królestwo, czy jej serce?
"Był sobie książę"
Rachel Hauck poznałam przy okazji
lektury „Sukni ślubnej”. Tamta książka
przyciągnęła mnie do siebie, po prostu, przypadkiem. „Był sobie książę” trafił
na tapetę przypadkiem. Ot klasyczny dylemat, co wybrać na dwudniowy wyjazd,
żeby za ciężkie nie było, za dużo miejsca w torbie nie zajęło, ma się czytać
dobrze. W pierwszej chwili zdyskwalifikowałam akurat tę książkę… bałam się
banału, bajki a ja w bajki nie wierzę – zwłaszcza teraz. A jednak, kolejny raz
się okazało, że możemy planować wybór lektury, ale najlepsza jest intuicja,
zdajmy się na przeznaczenie. Ta książka miała być deską ratunkową, na wypadek
gdybym przeczytała ebooka i papierową książkę, skończyło się na tym, że w kąt
poszedł tablet z ebookiem, z ukochanym serialem, nie chciałam wypuścić
współczesnej bajki z rąk. Wiem, że wiele osób uzna mnie za infantylną, a mówcie
co chcecie. „Był sobie książę” było weekendowym
strzałem w dziesiątkę.
Susanna mieszka w Georgii, od
dwunastu lat spotyka się z Adamem, zawodowym żołnierzem, który już kilka razy
był na zagranicznej misji wojskowej. Tak naprawdę życie dziewczyny jest
czekaniem na oświadczyny. Od dawna wie, że to z Adamem spędzi życie Dlatego jej
świat obraca się w ruinę gdy Adam oświadcza jej, że poznał inną, że to z inną
kobieta chce dzielić życie… Susanne z powodu burzliwego dzieciństwa ogromną
wagę przywiązuje do planów, wszystko musiało mieć swoje miejsce, dlatego też
słowa Adama wprowadzają w jej życie chaos, a przez to panikę. Gdy spotyka
nieznajomego, który wybawia ją z opresji, jak to zwykle bywa, nie spodziewa
się, że odmienia się jej życie. Chociaż czy naprawdę? Nate jest księciem
Brighton, kraju borykającego się właśnie z konstytucyjnym kryzysem. Do Stanów
sprowadzają go sprawy rodzinne, przybywa w zastępstwie swojego ciężko chorego
ojca. Spotkanie Susanne to i dla niego wielkie przeżycie. W bajce Disneya,, po
unieszkodliwieniu złej czarownicy sikorki rozwinęłyby nad nimi napis: „happy
end”. Nawet książkowe, fikcyjne życie rządzi się trudnymi prawami.
Chyba każdy z nas był kiedyś w
sytuacji, gdy nie widzimy dalszej drogi. Czasami wydaje mi się, że największym
problemem w życiu nie jest działanie, dźwiganie swojego losu, największym
problemem jest odgadnięcie tego przeznaczenia. Susanne modli się do Boga,
oddaje mu swoje życie, będąc jednocześnie ogromnie zagubiona. „Boże zrobię co
chcesz, tylko daj znać o co chodzi”, to – fachowo nazywane – rozeznanie jest
największym problemem. Czasami nie możemy go dostrzec z własnej winy, czasami
dostrzegamy go, ale negujemy, a najczęściej ciągle nam się wymyka, chowa za
kolejnym zakrętem. Susanne traci wszystko, rezygnuje z pracy, musi znaleźć nowe
mieszkanie. Jest zagubiona. Rodzące się uczucie do Nate`a też jest potencjalnym
problemem, zasady rządzące jego krajem wykluczają ten związek.
Jakby w opozycji do Susanne
przeznaczenie Nate`a jest oczywiste, widoczne jak na dłoni. Ma objąć tron,
zakończyć kryzys i dać krajowi następce. Nikt nie pyta czego chce Nate, czego
chce jego serce. Nate zaś potrzebuje znaku, że pragnienia jego serca, są
tożsame z tym czego chce Bóg i czego oczekuje państwo.
Ta książka mnie zauroczyła. Od
pierwszej strony porwała. Żałuję, że książki wydawane przez katolickie
wydawnictwa są szybko szufladkowane. Silna wiara bohaterów szybko staje się
wadą. Ja tak nie uważam. Dla mnie sposób napisania tej książki, to że myśli
bohaterów kierują się ku Bogu jest zaletą. Nie uważam, że laicyzacja powinna
sięgać wszędzie. Jeżeli książka jest logiczna, dobrze napisana i wzbudza dużo
ciepłych uczuć, koi i utula nie powinno się jej łatwo skreślać.
Dałam się uwieść tej opowieści,
ciepłej, również bajkowej, która obudziła motylki.
Z czystym sumieniem mogę ją
polecić na gorszy czas, gdy potrzebujemy odpoczynku, wyciszenia i dobrych
emocji w całym brudzie codzienności!
Bardzo chętnie pozwolę uwieść się tej opowieści
OdpowiedzUsuńjestem przekonana, że Ci się spodoba. Z tej powieści emanuje dobro :)
UsuńCoś czuję, że obie książki tej autorki przypadną mi do gustu;)
OdpowiedzUsuńI mam takie wrażenie, że będę do Ciebie częściej zaglądać;) Zdobyłaś nową czytelniczkę;)
"Książę" jest jeszcze lepszy od "Sukni"
UsuńByć może ta książka zauroczy także mnie, mam zamiar przeczytać ją w najbliższym czasie :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa również ciepło pozdrawiam :)
UsuńCzasami takie lektury są potrzebne. Jeśli będę miała okazję to przeczytam.
OdpowiedzUsuńTobie to na pewno się spodoba :) a lektury kojące są wręcz niezbędne!
UsuńMuszę zdobyć tą ksiazkę. Taka jest "delikatna". Mam takie o niej pierwsze wrażenie xD To coś dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńjest delikatna, pierwsze określenie jakie mi się nasuwa, to kojąca, doskonale uspokaja.
UsuńNieraz lubię takie bajkowe, odprężające lektury, więc jak będę miała okazje, to czemu nie.
OdpowiedzUsuń