To ciąg dalszy fantastycznych przygód pomysłowej dziewczynki, którą znamy z pierwszej części tej książki pt. "Karolcia". Tym razem Karolcia i jej kolega przeżywają zabawne przygody dzięki czarodziejskiej niebieskiej kredce. Ich mały skarb, podobnie jak niebieski koralik, posiada moc spełniania życzeń. Opowiadanie napisane jest ze wspaniałym humorem i wartko toczącą się akcją. Idealnie nadaje się na pierwszą "własną" lekturę.
Po tym jak zafundowałam sobie
wycieczkę do dzieciństwa za pomocą pierwszej książki o przygodach Karolci,
strasznie mnie nosiło, żeby sięgnąć po tom drugi. Niestety, mój własny, prywatny
egzemplarz diabeł ogonem nakrył, prawdopodobna jest również wersja, że książka
po prostu rozsypała się ze starości, bo sporo dzieciarni ją w swoim czasie
zaczytywało. Nie wytrzymałam i zaliczyłam wizytę w księgarni. Na szczęście
podstawowa wersja, z identycznymi ilustracjami, jak te w moim egzemplarzu,
kosztował dosłownie grosze, więc niewielkim kosztem zafundowałam sobie… kilkadziesiąt
minut czytania. Dla dorosłego ta książka to krótka przyjemność, bo czyta się
naprawdę szybko.
Dostajemy drugą część przygód
Karolci, tej od błękitnego koralika. Otóż dziewczynka, pewnego deszczowego dnia
znajduje błękitną kredkę, która – jak się okazuje – ma magiczne właściwości.
Wszystko co narysuje, materializuje się. Za sprawą tej kredki, można o wiele
mniej niż dzięki koralikowi, ale mimo wszystko świat staje się piękniejszy. Tak
jak na koralik, tak również na błękitną kredkę poluje zła czarownica Filomena.
Kiedyś miałam większy sentyment do
części o kredce… może dlatego, że łatwiej było zdobyć błękitną kredkę? A może
dlatego, że nie umiem ładnie rysować, to i brak takiego magicznego przedmiotu
bolał, jakby mniej? Tymczasem czytając tę książkę, jako dorosła kobieta, byłam
nieco zawiedziona. Zapamiętałam ją jako lepszą książkę.
Chociaż już w pierwszym tomie była
spora dawka dydaktyzmu. Dzieci musiały być wychowane, nauczone dobrych manier,
ale smrodek dydaktyczny zawarty w tym tomie, po prostu dusi. Zabójcza dawka „dzieci myjcie rączki”, dorosłego
czytelnika może wkurzyć, sądzę, że współcześni adresaci tego rodzaju powieści
będą nieco znudzeni. Karolcia nie jest dziewczynką z którą mogą się
identyfikować, nie ma wad, postępuje jak należy i kredki używa już tylko do
pomocy innym.
Nie będę ukrywała, że ten tom nie
wytrzymał konfrontacji z dorosłym czytelnikiem, ale mimo to w dalszym ciągu
chętnie będę wracała do książek dzieciństwa.
"Karolcia" to jedna z przyjemniejszych lektur była ;). Nie pamiętam, czy tę część też czytałam, ale pewnie tak. // Dziwne jakieś teraz lektury dają... Jak mi młodsza kuzynka pokazała jedną, to oczom nie mogłam uwierzyć. Jakaś taka o umieraniu (o reinkarnacji bym nawet powiedziała) z punktu widzenia jesiennego liścia o-O.
OdpowiedzUsuńNo właśnie ciężko jest ocenić książkę dla dzieci, będąc dorosłym człowiekiem. Obawiam się, że moja opinia byłaby całkowicie niewiarygodna, bo recenzowałabym książkę z mojego punktu widzenia, a nie z punktu widzenia dziecka. Dlatego od takich książek trzymam się z daleka.
OdpowiedzUsuńUwielbiałam tę książę za młodu, muszę ją sobie przypomnieć :) Ja też kiedy wróciłam choćby do lektury ,,Spotkanie nad morzem" oceniłam ją już trochę inaczej.. ale i tak chcę czytać książki mojego dzieciństwa :)
OdpowiedzUsuńMuszę też zacząć wracać do książek z dzieciństwa :)
OdpowiedzUsuńOdniosę się do uwagi o cenie: kupiłaś ją za grosze. Właśnie ostatnio bardzo mnie to "ruszyło" w księgarni.Klasykę (Sienkiewicz, London, Shakespeare itp) można kupić dosłownie za grosze, Biały Kieł bodajże za 5zł był (nówka w księgarni, żaden antykwariat!), za to czytadła na jeden wieczór, banalne i nie godne często uwagi są po 40zł....Nijak jakość się na cenę nie przekłada. A i tak nowości mają duże wzięcie, a klasyka się na półce w sklepie kurzy:(
OdpowiedzUsuńI druga sprawa: książki naszego dzieciństwa były chyba jakoś kiepsko klejone, bo właśnie się rozsypują:( Sporo zostawiłam dla moich dzieci, a teraz gdy biorą je do ręki i przewracają kartki, te kartki im w tych rączkach zostają...Książki, które zostały po moich dziadkach są zupełnie innej jakości, pożółkłe, zakurzone, ale nic się nie rozsypuje:)
Boję się, że gdybym sięgnęła teraz po Karolcię, mogłoby czekać mnie właśnie rozczarowanie.
OdpowiedzUsuńChristie pisała, by nie wracać do miejsc w których było się szczęśliwymi, może podobnie jest z książkami
Usuń