Książka Piotra Jaźwińskiego, zabiera nas do PRLu. Autor wspomina swoją rodzinę, a dokładnie rzecz biorąc Wołynianki: swoją babcię, mamę i ciocię. Narracja książki rozpoczyna się w 1939 roku ucieczką z Wołynia, a następnie przenosi się do lat 1959-68 do czasów gomułkowskiej małej stabilizacji. To opis zmagań inteligencji wychowanej w II RP z systemem komunistycznym w codziennej, żmudnej walce o ocalenie tego co było dla nich najcenniejsze: pamięci, kultury, honoru. Wołynianki to książka trochę sentymentalna, trochę smutna ale momentami wesoła, pisana z perspektywy kilku, a potem kilkunastoletniego chłopca, a w końcu dorosłego mężczyzny. Przewija się przez nią galeria przeróżnych typów ludzkich od cwaniaka z Radości, przez partyjnego aparatczyka, księdza-prałata, po rotmistrza kawalerii.
Pierwszego
Marca obchodzimy w Polsce Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, od niedawna możemy
oddać cześć tym, którzy walczyli, chociaż zawarto już traktaty kończące II
wojnę, ci którzy nie mogli pogodzić się z jarzmem niewoli, którym honor kazał
wciąż trwać na posterunku. Dopiero transformacja ustrojowa pozwoliła głośno
wymawiać ich nazwiska. Dzięki przemianom możemy pisać też o czasach głębokiego
komunizmu, możemy pisać i czytać prawdę a nie tylko propagandowy bełkot. Taką
książką jest książka ojca i syna: Piotra i Aleksandra Jaźwińskich, wywodzących
się z Kresów, ze szlacheckiej rodziny, którą wojna rzuciła z Wołynia do
Warszawy i zmusiła do odnalezienia miejsca w świecie, który był da nich nowy i
zadawał kłam wszystkim zasadom, które im wpajano.
Dla
niektórych rodzin wojenni Jeźdźcy Apokalipsy zaczęli jeździć już w marcu `39
roku. Wtedy to ojciec rodziny Kruszyńskich, tuż przed Mszą zostaje odwołany
przez posłańca. Piotr jest żołnierzem, jego rodzina przywykła do takich
zniknięć. Nie przywykła jednak do takich wieści jakie przekaże im po powrocie,
wieści które wieją grozą, niosą z sobą zapowiedź złych czasów, tułaczki,
niebezpieczeństwa. Zanim osiądą w Warszawie, możemy sobie dopowiedzieć co
zobaczą, śmierć, grozę wojny. Ale Dzień Zwycięstwa nie oznacza końca, to nowy
początek codziennej walki, z wrogiem ze Wschodu, który chce zadać kłam
polskości, dawnym zasadom. W Warszawie osiada Izabela, żona Piotra – wdowa ze
swoją córką Basią, która się rozwiodła i wychowuje sama syna, w Siedlcach
mieszka i pracuje druga córka Izabeli Oleńka. Tyle przeciwności trzeba pokonać.
Po pierwsze trzeba małego chłopca nauczyć, że honor, godność, prawdomówność to
cnoty najwyższe, że wierność Ojczyźnie,
pamięć o tych którzy oddali życie za wolność Ojczyzny powinny być credo każdego Polaka.
O
tym jest ta książka o życiu w okresie o którym mało kto chce pamiętać. Lata 50
i 60 nie są źródłem tylu anegdot co te późniejsze. Mało kto chce pamiętać o
tych latach, gdy pamięć o poległych była jeszcze tak świeża, gdy żywe jeszcze
były barwy poprzedniego życia, życia uporządkowanego, pięknego, klasycznego.
Gdy myślę sobie jak uporządkowane, stałe było życie ziemiaństwa na Wołyniu i
jaką zmianę przyniósł rok `39, wywłaszczenie, tułaczka i nowy dynamiczny świat,
będący dżunglą, był dla nich szkołą przetrwania. Wielu upadło, nie przetrwało.
Ludzie tacy jak Iza, Basia, Oleńka, Prałat, wykazali się nadludzką siłą, umieli
się zaadoptować do nowych warunków nie tracąc przy tym fasonu, klasy.
Książka,
pomimo spartańskiej szaty graficznej, po prostu wgniata w fotel, płakałam na
niej… dużo racy. Autorzy mają ogromny talent do pisania o codzienności w taki
sposób, że mnie tkliwą kobietę po prostu rozkłada to na łopatki. Dołączone są
do tekstu zdjęcia i to zarówno z rodzinnego albumu, jak i obrazujące tamte
czasy, całość wzbogacają fragmenty gazet z tamtych lat, co dodaje tym
wspomnieniom prawdziwości i kontekstu historycznego.
„Wołynianki
głęboko wierzyły. Choć cierpiały niedostatek, kierowały się zasadą, że biedę
należy znosić po królewsku, a tradycja to nie tylko pamięć i celebracja świąt,
marginalizowanych przez władze państwowe i skazanych na zapomnienie. To przede
wszystkim sposób bycia widoczny w życiu codziennym, to drobiazgi pozornie
niewiele znaczące, a jednak wyróżniające je z tłumu i wzbudzające szacunek.”
Ta
książka jest wspaniałą opowieścią o heroizmie, cichej codziennej odwadze, walce
o tożsamość i prawdę.
Naprawdę
polecam. Bardzo, bardzo gorąco, warto poznawać takie książki!!
Książkę miałam okazję przeczytać dzięki portalowi
Koniecznie muszę przeczytać. Co prawda fotela nie mam, ale może wgniecie mnie w kanapę. Zawsze chętnie sięgam po takie książki, aby dowiedzieć się czegoś więcej!
OdpowiedzUsuńTo naprawdę dobra obyczajówka z historią w tle, wzruszająca i pouczająca :)
UsuńW kanapę też wciśnie :)
Zdecydowanie jest to książka dla mnie, coraz mocniej wciąga mnie ta część naszej historii.
OdpowiedzUsuńnareszcie można o niej pisać, mówić.
UsuńNie sposób przejść obojętnie obok książki po Twojej recenzji. Na pewno będę miała ja na uwadze.
OdpowiedzUsuńDziękuję!! Wiem, że się nie zawiedziesz :)
UsuńUwielbiam takie książki:) muszę jej poszukać:)
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę to dopaść! Dzięki za info!
OdpowiedzUsuń