Michalina, ceniona pracownica korporacji, opuszczona przez męża hazardzistę, w wyniku splotu różnych okoliczności nagle musi zmierzyć się nie tylko z samotnością, ale i z poważną chorobą. Po operacji, w trakcie rekonwalescencji, kobieta postanawia całkowicie przewartościować i zmienić swoje życie. A może to życie postanawia pokierować jej losem, kiedy Michalina w odziedziczonym po babci domu na wsi odnajduje napisane przez jej matkę listy… Wyjazd w rodzinne strony przyniesie więcej niespodzianek, które staną się dla kobiety przyczynkiem do walki o odzyskanie rodziny i poznania prawdy o własnej tożsamości.
Dopiero
zaczęła się wiosna, do lata, a tym bardziej babiego lata jeszcze daleko.
Chociaż pogodowo, ubiegły tydzień nas rozpieścił, ten zaczyna się w strugach
deszczu… na szczęście wpadają dni, podczas których można przez kilka chwil w
plenerze poczytać, słońca łyknąć, ptaków posłuchać. Książka „Babie lato”
zwróciła moją uwagę głównie okładką, letnią, lekką, ciepłą. Aj, żeby można było
już ubrać sukienkę, lekkie buty, wsiąść na rower i jechać w stronę słońca.
Okładka sugerowała lekki romans, przyjemne powieścidło, recenzje, kazały
oczekiwać, raczej powieści o dylematach egzystencjalnych. A gdzie jest prawda?
Ano, tego nie wie nikt.
Michalina
jest… kobietą w średnim wieku. Jedyną płaszczyzną, na której jej się wiedzie,
jest ta zawodowa. Dzieci nie ma, nie chciała ich mieć, mąż okazał się
hazardzistą i odszedł, jej dzieciństwo było samotne i wyłączywszy babcię,
pozbawione miłości. Teraz kobieta coraz gorzej się czuje i lekarz kieruje ją na
drobiazgowe badania. Okazuje się, że ma nowotwór w mózgu. Wiadomo, że jak się
sypie, to po całości. Michalina musi stawić czoło życiu, przeszłości,
teraźniejszości, aby zawalczyć o lepszą przyszłość. Pomimo słonecznej okładki,
książka wcale nie jest czytadłem.
Zanim
sięgnęłam po tę powieść, naczytałam się bardzo dużo pełnych zachwytu recenzji.
Wiedziałam, że nie będzie to książka to leniwego wylegiwania się z kawą, ale że
ma mnie wgnieść w fotel i wewnętrznie zmasakrować. Oczekiwałam wiele… tymczasem
czytałam i czytałam i szło mi ciężko, powoli i bez zaangażowania. Może dlatego,
że na bohaterkę spada tyle złego, a ona i tak wychodzi z tego za każdym razem
obronną ręką?
Książka
jest przesłodzona, pomimo nieszczęść spadających na bohaterkę… poczynając od
nieprawdopodobnej ilości dni zwolnienia, na które wysyła Michalinę lekarz – z miejsca
i oczywiście pal sześć z prawem pracy i tym, że do operacji, każdy bierze to za
dobrą monetę. Autorce jest to potrzebne. Michalina żyje na wysokim poziomie,
dziedziczy jeszcze mieszkanie, wcześniej dom, złoto itp. Zdziwiłam się, że nie
odziedziczyła zamku. Nie chodzi do pracy, bo non stop jest na zwolnieniu. Na
swojej drodze spotyka prawie samych dobrych ludzi, kanaliami są teściowie, no
ale wiadomo.
Pomijając
całą otoczkę cudowności… oczywiście mamy tragedie, nowotwór, męża szuję,
chociaż rozstali się jakiś czas temu, a ponieważ narracja jest w I osobie
liczby pojedynczej, wiemy że Michalina nic do niego nie czuje, dlatego jej
przemyślenia w pewnym momencie o tym,
że: ma prawo do bólu są jak kaprysy
niedojrzałej nastolatki, brakuje tylko tupnięcia nogą. Wkurza mnie ta bohaterka…
Ciężko
było mi wgryźć się w tę książkę… to – oderwanie od realizmu – przeszkadzało mi
w przeżywaniu tego co Michalinę spotyka, dla mnie to duża wada, bo ta książka
opisuje naprawdę interesujące przeżycia, pod warunkiem, że w nie wejdziemy, ja nie mogłam, stałam obok.
Ewentualnie prychałam pogardliwie…
Dostrzegam
walory tej powieści, refleksyjność, walkę z przeciwnościami, opowieść o wędrówce
w głąb siebie i własnej przeszłości, ale czegoś mi brakło. Bardzo dużego
czegoś.
Książkę wygrałam jakiś czas temu w konkursie, ale jakoś nie mogę się do niej zabrać;) Może latem;)
OdpowiedzUsuńKsiążkę mam już na swojej liście do przeczytania... :) mimo wad, pewnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńCzytało mi się fajnie, choć uważam, że za dużo wydarzeń w niej jest. No, autorka nie oszczędzała bohaterki. W moim wypadku nie spodobał się też prosty język
OdpowiedzUsuńCzyli jednak na nie :/
UsuńTrochę za dużo zdradzasz fabuły...Czytałam tę książkę i w sumie mam podobne zdanie co do tej powieści. Ot, kolejna przesłodzona i mało prawdopodobna historyjka. Styl pisania porównałabym do Michalak, non stop zmiękczane imiona: Walduś, Marcysia, Michalinka, Michaś, nie lubię...
OdpowiedzUsuńajjj a starałam się wypośrodkować ;/
UsuńZe zdrobnieniami... to chyba zależy od regionu. My w Galicji dużo zdrabniamy, ale nauczyłam się, że niektórym to przeszkadza
Ja z Lubelskiego, i też zdrobniamy. Ale prawie Galicja, Co tam. Niedaleko.
OdpowiedzUsuńWiele wątków jest wspólnych z 'Medalionem': tu i tam L4, tu i tam odziedziczony dom.
Ale wątek hazardzisty jest bardzo z życia. Znam koleżankę, która zna takiego męża. Może więc takie książki są potrzebne. Schemat jest. Wiadomo.
Chyba się skuszę i przeczytam, gdy minie jakiś czas od 'Medalionu'. A co tam.