Najnowsza książka Pauliny Wilk, autorki nagradzanego debiutu „Lalki w ogniu. Opowieści z Indii”
„Znaki szczególne” to prywatny zapis dorastania w czasie demokratycznych przemian. Osobista i poruszająca historia do rodzinnego czytania. Współczesna Polska ujęta w autobiograficznej opowieści trzydziestolatki, która razem z rówieśnikami przeżywała zachwyty i rozczarowania nową rzeczywistością.
Ukształtowani w okresie gwałtownych przemian i entuzjastycznej atmosferze wolności, stworzyli różnorodne pokolenie. Autorka, jak wszystkie dzieci transformacji, nosi własne znaki szczególne.
Od lat osiemdziesiątych XX wieku do dziś. Od socjalistycznych podwórek do open space i przestrzeni wirtualnej. Od pożyczanych rowerów i kapsli do kupionych na kredyt mieszkań i samochodów. Od pomysłowych zabaw na dywanie do schematycznych zadań w koncernach. I od baśniowej wizji demokracji do realnej, gorzkiej polityki.
„Znaki szczególne” są zapisem dorastania w wolności, która także dzieciom i nastolatkom postawiła zaskakujące wyzwania. Ostatni obywatele PRL, a jednocześnie pierwsi obywatele wolnej Polski – są generacją szczególną. Przecięci na pół, starzy i nowi zarazem. Wychowani w poczuciu równości i oswojeni z niedostatkiem, ale dorastający w atmosferze rywalizacji i wielkich szans. Nie w pełni nowocześni, bo także nieco staromodni.
Urodzona w 1980 roku autorka była jednym z dzieci porwanych przez wir przemian. Teraz ogląda własne dzieciństwo, dorastanie i dorosłość, opisuje też losy rodziny, sąsiadów i bliskich, by zrozumieć, jak głęboka, wszechobecna – i niezakończona – jest transformacja życia w Polsce. Powrót na podwórko to okazja, by z przeszłości zabrać wszystko, co potrzebne teraz w nowym, ale niekoniecznie lepszym świecie: czas wolny, wspólną przestrzeń, zdolność bycia razem i budowania kompromisów.
Premiera
tej książki jakoś mi umknęła, gdyby nie to, że wybieram się na DKK w mieście
mego urodzenia, pewnie długo nie sięgnęłabym po tę książkę. Chociaż to moja
biografia. Pierwsza biografia dzieci z lat osiemdziesiątych, całego pokolenia.
W sumie nie do końca zgadzam się z tym tytułem. Dziesięć lat to dużo, autorka
urodziła się w 1980, ja siedem lat później, mój kuzyn i sąsiadka dwa lata po
mnie. Czy osoba urodzona w pierwszym roku tej dekady i ostatnim mają coś
wspólnego? Wszyscy jeszcze urodziliśmy się w czasach nieboszczki PRL i PZPR.
Nie da się napisać biografii dzieci socjalizmu, dzieci lat `80, można – co czyni
w sposób bardzo udany Paulina Wilk – opisać pewne doświadczenia wspólne dla
większości. My jesteśmy tym pokoleniem, które zdradziło ideały swojego
dzieciństwa. O tych chwilach radosnych, komicznych, trudnych i gorzkich pisze
autorka. Ja odnalazłam w tej książce moje dzieciństwo, uświadomiłam sobie swoją
zdradę.
Paulina
Wilk urodziła się w 1980 roku w podwarszawskim miasteczku, jako córka
wojskowego mieszkała na wojskowym osiedlu, ale jej życie toczyło się bez
partyjnych podziałów. Przyjaźniła się, bawiła z dziećmi z okolicy. Chodzili
rozpłaszczać złotówki na torach(ha! Jak my), do szkoły byli ubierani przez
rodziców, a nie mieli wybór, tenisówki miały wytartą dziurę na palcu,
dobranocka była sygnałem powrotu do domu i końca dnia „na podwórku” ich mały
świat był wielką krainą, chociaż szarą, pozbawioną wymyślnych zabawek,
smakującą oranżadą w proszku i vibovitem. Naznaczoną kolejką, wyrokami
rodzicielskimi, ale jakby boskimi, była szkoła, kościół, inne dzieci. Były
puste półki, donaszanie wszystkiego po rodzeństwie i ubranka, które w
przeciwieństwie do dzisiejszych, przez lata krążyły po całej rodzinie i
ratowały wszystkie niemowlęta…(moja siostrzenica nosiła jeszcze ubranka, które
rodzice kupili dla siostry a później służyły kilkunastu dzieciom w rodzinie).
Nie mieliśmy wspaniałych zabawek, nie spełniano wszystkich naszych zachcianek,
mieliśmy tylko szaloną wyobraźnię. I jak tak o tym myślę – cud że przeżyliśmy
wszystkie nasze wymyślone zabawy.
A
później przyszła transformacja ustrojowa, sztandar został wyprowadzony,
zapanowała demokracja i – co bardziej nas dotknęło – wolny rynek. Rzuciliśmy
się w wir konsumpcjonizmu. Jedni szybciej, inni wolniej. Autorka mieszka bliżej
stolicy, do niej zmiany doszły szybciej, u mnie jak w Shire, pojawiały się
wolno. Rosyjski zniknął w latach dwutysięcznych, wyparty przez angielski, w
moim wiejskim sklepie, całoroczne lody wciąż są abstrakcją, nadal długo czekało
się na założenie telefonu, ale gdy już się pojawił, ku zgrozie rodziców opanował
nas i wciągnął, raptem na parę lat, później pojawiły się komórki, sms-y mejle i
gadu-gadu. Później Facebook, przestaliśmy szukać znajomych na podwórku,
przestaliśmy się odwiedzać. Teraz gadamy przez kable, nie pytamy co słychać przecież wiemy od tego jest
FB.
Pokochaliśmy
zagranicę, kolekcjonowaliśmy pieczątki, nowe miejsca, nowe smaki, kolory.
Kolejne reformy edukacji zamieszały nam w głowie i w życiu.
„My
na zawsze pozostaniemy nowi i starzy zarazem”[s.
164]
Gdy
czytałam te książkę uświadomiłam sobie, że to my zdradziliśmy nasze pokolenie.
Nie starsze roczniki, oni nie są tak zaangażowani technicznie jak my, nie
młodsze roczniki, bo oni nie znają innego życia. To my!! My znaliśmy smak
jabłka dzielonego na kilka osób, picia z jednej butelki, wspólnych szaleństw,
niekończących się rozmów pod płotem, odprowadzania, kontaktu fizycznego. My nie
pożądaliśmy rzeczy, bo nie było czego, wszyscy i tak mieli to samo. To my nie
zwracaliśmy uwagi, że nosimy ubrania po bracie, kolorowe – obciachowe – geterki.
A wszystko to sprzedaliśmy. Tak bardzo kochamy czas, że nie mamy go dla
znajomych, krótkie smsy i mejle, mają tworzyć iluzję, że wciąż nam zależy. Krótka
rozmowa przez telefon podczas czekania na autobus ma pokazać, że zależy nam na
człowieku z którym kiedyś spędzaliśmy pół życia. Teraz nie wyjdziemy z domu
jeśli nie wyglądamy nienagannie, jakby to strój świadczył o człowieku. Pożądamy
dóbr, jakby kompensując sobie dzieciństwo w nie ubogie. Uczymy tego dzieci i
ubolewamy, że rośnie konsumpcyjne pokolenie. My ich tego uczymy, to z naszej
winy rośnie pokolenie bezstresowych, zachłannych potworów, bo chcemy by mieli
lepiej niż my.
Najgorsze
co nam się przydarzyło to zmiana ustroju. Nie jesteśmy przystosowani do nowego
świata, uczymy się, walczymy, ale to jak próba wydostania się spod lodu. Nie
umiemy pływać, żyć w przeręblu. Nasi rodzice, nauczyciele nie przygotowali nas
na to. Spóźniliśmy się.
Ta
książka mnie zachwyciła, przypomniała wspaniały świat mojego dzieciństwa,
pokazała tragizm mojego pokolenia, to jak daleko odeszliśmy od świata w którym
nas wychowano.
Autorka
ma wspaniałe pióro, pisze prawdziwie, kiedy trzeba bawi, kiedy należy
poczęstuje goryczą.
Nie
wiem czy ta książka zachwyci też osoby z innego pokolenia, bo ja odnalazłam w
niej siebie.
Fantastyczna
i dająca do myślenia!!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam tę książkę, bardzo mi się podobała, piękna opowieść. Jednakże u mnie nie było tak wesoło, u mnie były bardzo podłe dzieci, bez krzty tolerancji, taktu i poszanowania dla innych. Ale z tym pozornym kontaktem się zgadzam, teraz to się trzeba z koleżankami umawiać miesiąc wcześniej bo każdy zgrywa biznesmena, nawet jak nic a nic nie robi. A przedtem się wrzasnęło pod oknem.zadzwoniło i się umawiało. Ja wiem, że każdy pracuje itp. Ale na pleplenie na fejsie i gg to jest czas, a na wyjście już nie, teraz to sie gada na fejsie np. 2 godziny z osobą która mieszka 30 minut drogi ode mnie. Zamiast się umówić pośrodku w jakiejś miłej knajpce. Ja mam gdzieś taki dobrobyt. Laptopik i tablecik i komóreńka nie zastapi żywej osoby i rozmowy oko w oko. Ale cóż, ja jestem nieprzystosowana do tego świata.
OdpowiedzUsuńJa wychowałam się na wsi, w takim środowisku, że znało się wszystkich, więc nie było odwagi u dzieci na chamskie wybryki.
UsuńTeraz mamy spotkania online... siedzimy w odległości trzech domów i gadami przez kable. Porażka.
Nieprzystosowana też jestem i nie wiem cieszyć się czy smucić?
Sorki, że z linkiem, ale luknij na zdjęcia, które dodałam pod recenzją książki. Jestem rocznik 82 i doskonale wiem, o czym Paulina pisze:)
OdpowiedzUsuńhttp://setna-strona.blogspot.com/2014/12/znaki-szczegolne-paulina-wilk.html
Zdjęcia są świetne!! Co za klimat.
UsuńJa mimo wszystko też rozumiem o czym pisze, ale wyraziłam tylko wątpliwość ;)
Jestem ciut młodsza niż opisany w książce rocznik, ale również była to dla mnie wciągająca i fascynująca lektura. Niektóre z opisanych elementów dzieciństwa i w latach 90tych się zachowały :).
OdpowiedzUsuńBo zmiany w Polsce jak w Shire - przychodzą powoli
UsuńJak ja mogłam przegapić tę książkę?;) Ja też jestem dzieckiem lat 80-tych, w prawdzie końca, ale jednak:) i z chęcią, choć na chwilę powróciłabym do tych czasów:)
OdpowiedzUsuńTo za sprawą tej książki wrócisz z przyjemnością :)
Usuń"Pożądamy dóbr, jakby kompensując sobie dzieciństwo w nie ubogie. Uczymy tego dzieci i ubolewamy, że rośnie konsumpcyjne pokolenie. My ich tego uczymy, to z naszej winy rośnie pokolenie bezstresowych, zachłannych potworów, bo chcemy by mieli lepiej niż my." - w pelni sie z Toba zgadzam. Tylko my jestesmy winni, ze tak to teraz wyglada.
OdpowiedzUsuńNiestety - pretensje możemy mieć tylko do siebie :(
UsuńTo ja jestem gdzieś pośrodku między Tobą a autorką, więc myślę, że też bym się odnalazła w tej lekturze.
OdpowiedzUsuńInnymi słowy lata 80 rządzą :D
UsuńChętnie przeczytam, bo ,,Lalki w ogniu,, zrobiły na mnie duże wrażenie.
OdpowiedzUsuń