Druga wojna światowa wcale nie skończyła się w maju 1945 roku - to, co działo się potem, niewiele miało wspólnego z pokojem. Zrujnowane miasta i wioski, brak instytucji prawa, zabójczy głód i nędza, odkrywanie wojennych koszmarów (wyzwalanie obozów), ustalanie nowych granic (brutalne przesiedlenia i wypędzenia) i porządków (prawica kontra komuniści) - wszystko to wyzwalało w ludziach i tak zdeprawowanych przez wojnę najgorsze instynkty. Europą wstrząsały kolejne fale przemocy: bezlitosny odwet na pokonanych wrogach, zemsta na kolaborantach, krwawe czystki etniczne i pogromy, wojny domowe. Taka była rzeczywistość Europejczyków, w której musieli budować nowe życie.
Dziki kontynent, obficie czerpiąc z dokumentów źródłowych, dostępnych danych statystycznych i literatury przedmiotu, a przede wszystkim z relacji i wspomnień świadków, maluje sugestywny i wiarygodny obraz okresu pomiędzy zakończeniem drugiej wojny światowej a początkiem zimnej wojny.
Wydaje
mi się, że najbardziej wymowną opinią po przeczytaniu niektórych książek,
byłaby po prostu pusta kartka. Bynajmniej nie dlatego, że książka jest chałą,
po prostu książki niektóre są tak mocne, tak wymowne, że później tylko reszta jest milczeniem, jedną taką
książkę właśnie skończyłam… w ramach mojej historycznej
akcji. Właśnie ją skończyłam… Pewnie
zanim ten tekst ukończę, wypiję sporo kubków herbaty i na nieskończoną liczbę
minut zapatrzę się w przestrzeń - bijąc
się z myślami, rozgryzając to wszystko.
Jeżeli jest książka, która może wyleczyć z głupiego nacjonalizmu, to
jest to ta pozycja. I reportaże Grzebałkowskiej 1945 wojna i pokój. Dobrze byłoby, gdyby stała się podręcznikiem
historii, dla tych wszystkich mędrców… chociaż… z pustego i Salomon nie naleje. Nakręcę o niej filmik, pewnie
niebawem… a prędko tej książki z myśli nie wyrzucę.
Powinnam
zacytować wstęp, autor bardzo sugestywnie wprowadza nas w tematykę, każąc
wyobrazić sobie świat w chaosie. Nie ma banków, zresztą po co one, skoro
pieniądze nie mają wartości, nie ma prasy – wszystkie wieści są przekazywane
ustnie, nie ma nawet pozorów władzy, jest wszechogarniająca anarchia. Nie ma
wstydu. Nie ma moralności. Jest tylko chęć przetrwania[s.14]. Takim
kontynentem jest Europa, w połowie czwartej dekady XX wieku – dlaczego tak to
opisuję? Ano, bo chaos utrzymywał się długo po 8-9 maja `45 roku, a i ta data
nie jest przecież dla wszystkich miarodajna. W niektórych rejonach Europy –
najeźdźcę pożegnano już w `43. I chociaż te daty się rozjeżdżają – chaos jest
jednaki. Jak chciał kiedyś Kononowicz –
nie ma niczego. Jest terror, przemoc,
szaber – chociaż akurat autor nie poruszył tego problemu – czyżby największa kupa dziadów, na największej
kupie cegieł i rumowiska w Europie, czyli Szaberplatz był polskim
fenomenem, czy po prostu nazwa jest naszym rdzennym określeniem? Szaber, czy
plądrowanie opuszczonych domostw był najmniejszym problem, w porównaniu z
niespotykaną eskalacją napięcia oraz upadkiem moralności.
Z perspektywy XXI wieku jesteśmy
skłonni spoglądać wstecz na koniec drugiej wojny światowej jak na czas
świętowania. Widzieliśmy zdjęcia marynarzy całujących dziewczęta na nowojorskim
Time Square i uśmiechających się żołnierzy wszystkich narodowości, trzymających
się za ręce na paryskich Polach Elizejskich. Jednak pomimo radości z
zakończenia wojny Europa była zasadniczo miejscem żałoby. Poczucie straty było
zarazem osobiste i społeczne. Tak jak miasta i miasteczka zastąpił krajobraz
ruin, tak wśród rodzin oraz społeczności ziały wyrwy[s.39]
Europa
stała się kontynentem pełnym ludzi żyjących stratą, pałających żądzą zemsty.
Cywilizacyjnie cofnęła się do średniowiecza. Dzień Zwycięstwa, był dopiero
początkiem, walki o nowy świat, który często stawał na krawędzi.
Historie,
których nie uczono was w szkole, książka po którą trzeba sięgnąć, razem z 1945 Grzebałkowskiej. Dla mnie odkrycie
lipca. Czekam teraz na Wielką Trwogę, muszę
się dobić…
Ta
książka opowiada o nieznanych aspektach zakończenia II wojny światowej. Wolimy
myśleć, że gdy wybiła godzina zero, nastąpiło zawieszenie broni, to bach,
zapanował pokój, wszyscy ruszyli do domów, do najbliższych, aby żyć w pokoju i
odzyskać to co zabrała wojna. Tymczasem tak nie było. Koniec wojny, to
odwrócenie ról kat-ofiara, to ludzie wyzwalani z zakładów pracy
przymusowej, z obozów koncentracyjnych.
To dominacja wojska, które tej pozycji lubiło nadużywać, to możliwość odwetu,
to… zmiany granic, powstawanie nowych reżimów – to wiele różnych procesów,
które przeciętnemu człowiekowi bynajmniej, nie kojarzą się z pokojem.
Autor
dużo miejsca poświęca Polsce, bo jest to kraj bardzo miarodajny pod tym
względem. Długo byliśmy pod okupacją, Niemcy uważali nas za podludzi, więc
tłamsili nas bardzo, przed wojną Niemcy, Polacy i Żydzi koegzystowali, po
wojnie nastąpiły zmiany i w granicach i w strukturach narodowościowych, z wielonarodowego
kraju staliśmy się naprawdę homogeniczni. Polska jest doskonałym przykładem,
degrengolady wojennej, która sprowadza ludzi do parteru, gdy dochodzą do głosu
najniższe instynkty. Z tego wzięły się pogromy, obozy dla Niemców oraz wojna
domowa na Wschodzie. Powiem wam, że na
początku, gdy widziałam jak autor opisuje Powstanie Warszawskie byłam skonsternowana, pomyślałam, jak można to tak po łebkach traktować.
Ale później przekonałam się, że to tylko wpadka. Czytając wcześniejszy akapit
pomyślicie, że autor suponuje, iż to Polacy są złoczyńcami. Też momentami tak
myślałam, po głowie trzepotały mi słowa gościu
– ogarnij się, wiesz co ci ludzie przeszli? Dziwisz im się? Ooo tak, biedni
pobici Ukraińcy, niewiniątka. Ale później – znowu, po krótkim oddechu,
przemyśleniu, zobaczyłam, że on nie ocenia. Nawet jeśli opisuje to
pejoratywnymi określeniami, nie ocenia sprawców, nie potępia, pokazuje drugą –
zapomnianą, stronę medalu.
Ciężko
opowiedzieć o tej książce, bo ją po prostu TRZEBA przeczytać, trzeba poczuć te
emocje, trzeba zwinąć się ze swymi wyobrażeniami w kłębek i pocierpieć… bo
lekturę okupuje się cierpieniem, fizycznym i psychicznym. Nie jest to książka
lekka, jest mocna jak cios w żołądek, odbiera oddech, zmusza do myślenia!!
Nie
bądźcie troglodytami – poczytajcie!!
Jak zobaczyłam tytuł postu w stronie głównej bloggera, pomyślałam o Afryce, a tu taka niespodzianka! Uwielbiam książki historyczne, ojczym mojego chłopaka ma mnóstwo tytułów dotyczących II wojny światowej i jej pobocznych aspektów, kupię mu tę na święta, bo wydaje się merytoryczna, a potem sama przeczytać :D
OdpowiedzUsuńKażdy wielbiciel historii będzie zachwycony. Tytuł faktycznie jest przewrotny, ale bardzo adekwatny! Teściu będzie zachwycony!
UsuńTo dodam Ci jeszcze jeden tytul do serii- "Neapol´44" Normana Lewisa, wlasnie o tej wczesniej wyzwolonej Europie, w Polsce wydany przez Czarne. A takze "Nasze dni wczorajsze" Natalii Ginzburg.
OdpowiedzUsuńOoooo dziękuję!! zapisuję!
UsuńPrzekonałaś mnie, choć zazwyczaj tego typu książek nie czytam.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że mnie nie zhejtujesz później :)
UsuńLubię czytać książki historyczne, ale zacytowane przez Ciebie fragmenty sugerują trudny styl pisania. Jednakże sięgnę.
OdpowiedzUsuńSą ciężkie fragmenty, ale tematyka jest po prostu trudna
UsuńJak trzeba, to trzeba ;) mam ją na półce już od dawna... po Twojej recenzji, muszę koniecznie po nią w końcu sięgnąć :))
OdpowiedzUsuńNo kochana!!! to prędziutko!!
UsuńTo jedna z najlepszych książek historycznych, jakie czytałam, polecam ją już od dawna.
OdpowiedzUsuńCzekam teraz na "Wielką trwogę"
UsuńWitam, czytałam tę książkę jakiś rok temu. Dla mnie to była wstrząsająca lektura, która pozwoliła na spojrzenie na polski naród (i nie tylko) z innej perspektywy , uświadomiła co się działo w Europie po wojnie. Zgadzam się z Tobą, Kasiu - to był cios w żołądek.... polecam każdemu o mocniejszych nerwach, opisy bestialstwa są naprawdę wstrząsające.
OdpowiedzUsuń