Pierwsza część Władcy Pierścieni, porywającej przygody, stworzonej z epickim rozmachem przez J.R.R. Tolkiena.
W spokojnej wiosce w Shire młody hobbit Frodo zostaje obarczony niezwykle odpowiedzialnym zadaniem. Ma on podjąć niebezpieczną podróż przez Środziemie do Szczelin Zagłady, by tam zniszczyć Pierścień Jedyny. Musi bowiem udaremnić niecne plany Władcy Ciemności…
Jest
książka, która przełamuje każdy kryzys. Książka, którą uwielbiam powtarzać i
zwykle tylko szukam pretekstu. Zawsze zachwyci mnie jakieś zdanie nad którym do
tej pory wzrok mi się prześlizgiwał. Przed dwunastoma laty, gdy pierwszy raz
dostałam do rąk ową książkę, było to inne tłumaczenie. W swoim posiadaniu mam
to najbardziej kanoniczne, tłumaczenie, którego użyto również w słynnym filmie.
Powiecie – o wa wielkie mecyje, czy tłumacz AŻ tak wiele zmienia? Ano w
przypadku Władcy Pierścieni, różnica
jest ogromna. Pierwsze tłumaczenie pana Łozińskiego wywołało rwetes
porównywalny z tym po zniszczeniu Pierścienia. Maria Skibniewska, tłumacząc,
konsultowała się z Tolkienem, Łoziński wykazał sporą nonszalancję i przez długi
czas jego Bagoszem straszono młodych tolkienofilów. Z tego co wyczytałam, w innych krajach,
tłumacze również przełożyli nazwy własne, ale to w Polsce zrobiło się
piekiełko. Zawsze chciałam porównać oba tłumaczenia, chociaż się trochę bałam.
Teraz zainspirował mnie Zysk i s-ka. Cena
nie odstrasza i kto ma ochotę na takie badanie – polecam.
Fabuła,
pomimo zmiany tłumacza się nie zmienia. Otóż odnaleziony zostaje Jedyny
Pierścień, o którym mędrcy Śródziemia, byli pewni że zaginął bezpowrotnie. Zło
podnosi łeb w Mordorze, Dziewięciu Czarnych Jeźdźców sieje strach po świecie,
szukając ziemi zwanej Shire i niejakiego Bagginsa. Przybrany dziedzic Bilba,
który w Hobbicie znalazł pierścionek
w jaskini Golluma, mając w pamięci napomnienia Gandalfa, wyrusza z domu,
kierując się do Rivendell. Po drodze spotyka, grozę, upiory, groźnie
wyglądającego Łazika i dostojnego elfa. W Imlardis, zaś, odbyć ma się rada, co
do tego, co zrobić z pierścieniem. Zwłaszcza, że przedstawiciele wolnych ludów
przybyli do Rivendell przynoszą różne wieści.
Pierwszy
tom, jeszcze w miarę beztroski i łagodny, poprzedzony wstępem, mówiącym o
hobbitach i wprowadzającym nas do świata powieści. Mam szczególny sentyment do
tej części, pojawia się Aragorn, jest Tom, są elfy. Nie ukrywam, że bałam się,
że nowe tłumaczenie będzie mi przeszkadzało. Często tak jest. Tym bardziej, że
wiersz o Dziedzicu Isildura, o pierścieniach ma nowe brzmienie. Nie wolno bać
się nowości!!
Było
fantastycznie!! Spotkałam się wcześniej z tym, że chociaż Łoziński popełnił grzech tłumaczenia nazw własnych(w tym wydaniu
już ograniczony, bo mamy Bagginsa, ale mamy Łazika i Starzyka[zamiast
Dziadunia]), to fantastycznie oddaje melodię stylu Tolkiena. Skibniewska jest
elegancka, wytworna, Łoziński jakby przystępniejszy, bardziej współczesny,
chociaż oba tłumaczenia mają swoich fanów. Przede mną jeszcze dwa tomy tej
językowej przygody. I chociaż zmiana tłumaczenia u Montgomery, sprawia że się
gubię w bohaterach, tych Tolkiena znam tak dobrze, że nie miałam takiego
poczucia zagubienia, ani przez chwilę.
Jest
świetna okazja do sprawdzenia i doskonały pretekst do przypomnienia sobie tej
cudownej epickiej książki. Naprawdę gorąco polecam i zostawiam Was z cytatem,
który odkryłam podczas tego czytania, rozmowa Froda z Gildorem:
Zewsząd otacza cię wielki świat;
możesz sobie w nim uwić gniazdko, ale przenigdy nie zdołasz odgrodzić się od
niego raz na zawsze
Książka przeczytana dzięki uprzejmości Portalu:
A na fanpejdżu macie link do videopodsumowania ;)
Piękne wydanie! Ja jednak preferuję klasyczne tłumaczenie, pewnie się przyzwyczaiłam, ale trzeba przyznać, że pan tłumacz tłumaczył Władcę jak chciał, niektóre nazwy aż mnie śmieszyły -wydaje się,,ze w innym wydaniu spotkałam się z sformułowaniem "Podgórek" zamiast Underhill czy jakoś tak. Stare tłumaczenie pojawiło się w filmie, pewnie stąd ta niechęć. A to najprzyjemniejszy tom dlatego, że Tolkien planował ksiażkę jako baśń dla dzieci :)
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
Faktycznie jest Podgórek i Łazik, ciekawe czy by mi to zgrzytało, gdybym najpierw przeczytała Łozińskiego...
UsuńWstyd, ale pozostałam na etapie filmów. Obejrzałam je z czystego poczucia obowiązku. Może były momenty, które bardziej przypadły mi do gustu, ale nie poczułam tego czegoś. Może to jeszcze nastąpi i sięgnę z ekscytacją po Tolkiena.
OdpowiedzUsuńpokolenie-zaczytanych
film przy książce, upada. Naprawdę.
UsuńOgólnie bardzo lubię całą trylogię, ale akurat pierwszy tom ma wiele wątków, które najchętniej bym wycięła . Na pewno nie jest to najlepsza część tej historii ;)
OdpowiedzUsuńWładca to nie trylogia ;) !! ale kumam.
UsuńLubię pierwszy tom, będę się tego trzymać i pierwszy film też mega lubię
Pierwszy raz czytasz?
OdpowiedzUsuńPierwszy w tym roku :P
UsuńJestem w tej mniejszość, która twórczość Tolkiena nie lubi. Podjęłam dwie próby i obie skończyły się niepowodzeniem :)
OdpowiedzUsuńsubiektywnie-o-kulturze.blogspot.com
Czadowe wydanie. Jeszcze takiego nie spotkałem. Ja jednak jestem zwolennikiem pani Skibniewskiej, "Łazik" strasznie mnie zniechęcił ;) Bractwo/Drużyna jest moją ulubioną częścią, głównie ze względu na Gandalfa Szarego :) Jeśli spodobało Ci się polecam również sięgnąć po "Silmarillion" Tolkiena.
OdpowiedzUsuńhttp://www.podrugiejstronieksiazki.blogspot.com/
Silmarilion to klasa sama w sobie :) czytałam :))
Usuń